16. Propozycja.

739 46 17
                                    

-Tak witasz starego kolegę?
-Nie spodziewałam się Ciebie.
[Prowadze Klausa do salonu.]
-Napijesz się czegoś?
-Nie, ja na chwile. Chciałem porozmawiać o El...
-Nie Klaus. Nie chcę...
-Marcel mówił mi, że z tobą jest równie źle, jak z nim.
-To więc Marcel nie przyjechał tu bezinteresownie?
-Nie do końca. Nora on nie radzi sobie z tą sytuacją. Tak jak ty...
-Nic na to nie poradzę.
-Wróć do Nowego Orleanu.
-Nie mogę.
-Możesz. Od kąt wyjechałaś Elijah, nie wychodzi ze swojego pokoju, a jeśli już wyjdzie to po to, aby wybić cały bar turystów. Nora on Cię potrzebuje.
-Ja go też potrzebuje. Tęsknie za nim. Ale nie mogę. Wole żyć tutaj bez żadnego zagrożenia niż żyć tam z nim i na każdym kroku mieć nóż na gardle.
-Niszczy Cię ten smutek.
-Trudno.
[Podchodzę do kieliszka z winem i go opróżniam.]
-A jeżeli nie będzie Ci groziła śmierć.
-To raczej nie realne...
-Śmierć Ci nie straszna, kiedy jesteś już martwa...
[Wystraszyłam się, nie pokazując tego po sobie. Kieruję się powoli za stół.]
-Klaus...
-Nie bój się przecież wiesz, że Cię nie skrzywdzę.
-To o co Ci chodzi?
-A co jeśli byś była wampirem?
-Elijah by tego nie zrobił.
-On nie ale ja mogę...
-Klaus, ale ja nie. To nie jest... Nie wogóle, o czym my tu mówimy?! Nie to jest niemożliwe. Nie chcę.
-No ale pomyśl. Nie groziłaby Ci śmierć. Nie w takim stopniu jak Ci grozi teraz, w postaci człowieka.
-Klaus to idiotyczny pomysł. Straciłabym magie i nie mówiąc o karierze.
-To wszystko chyba się nie liczy, kiedy nie masz do kogo wracać co?
-Weź przestań wchodzić mi na sumienie.
-Zastanów się nad moją propozycją. Mogę to zrobić.
-Nie zgadzam się i koniec.
[Klaus powoli kieruję się do wyjścia. Po drodze, na stoliku zostawia małą czarną wizytówkę.]
-Gdybyś zmieniła zdanie.
-Nie zmienię...
[W niewiarygodnym tempie znika. Zamykam za nim drzwi na klucz i powoli osuwam się na ziemie. Łzy same zaczynają spływać mi po policzkach.
Jak on mógł mi coś takiego zaproponować? Przecież to jest niemożliwe. Ja nie mogę być wampirem. Nie mogę się opanować i zaczynam szlochać.
Po co oni tu przyjeżdżają? Miałam pokój przez pół roku, a teraz mieszają mi w życiorysie.
Wstaję z podłogi i idę do salonu gdzie nalewam sobie pełną lampkę wina, którą wypijam jak wodę, robię tak dopóki nie opróżnię całej butelki. Wyciągam z barku butelkę wódki i zaczynam ją opróżniać nie używając szklanki. Kiedy czuję, że alkohol zaczyna przysłaniać mi rzeźwe myślenie kładę się na kanapie i próbuje zasnąć.
Rano budzi mnie uporczywy dzwonek do drzwi. Wstaję z kanapy i od razu czuję skutki wczorajszego picia. Głowa mi pęka. Podchodzę do drzwi i zagląda przez szpiega, bez zastanowienia je otwieram.]
-Czemu ty do cholery jasnej nie odbierasz telefonu?
-Spałam...
[Paul wchodzi do salonu i ponosi pustą butelkę po wódce.]
-Nieźle wczoraj zabalowałaś. Gości miałaś?
-Nie. Co już kobiecie nie można samotnie wypić wódki?
-Można, ale żeby zaraz litra i może to była twoja popitka?
[Podnosi butelkę po winie.]
-Daj se już spokój dobra?
-Nie mogę. Jutro wyjeżdżamy a ty zachowujesz się jak głupia nastolatka.
-Zaśpiewam tylko w Stanach Paul.
-Co?
-Nie mam ochoty już wyjeżdżać. Tylko stany i koniec.
-Ty chyba sobie kurwa żartujesz?
-Nie. Odwołaj trasę.
[Paul rzuca butelką o ścianę, ta się rozbija.]
-Stracimy tysiące!
-Nie stracimy, bo zaczęliśmy sprzedaż biletów tylko w Stanach.
-Chuj z tymi biletami, sale są już wynajęte.
-Wyjebane mam. Jesteś moim managerem, masz to odwrócić albo znajdę sobie nowego.
-Ale dlaczego Nora? Dlaczego chcesz odwołać trasę?
-Bo takie mam widzimisię.
[Idę do kuchni, wyciągam z lodówki wodę i bez szklanki zaczynam pić.]
-Ale zastanów się nad tym. Zobacz ile fanów czekało na to.
-Mam naprawdę to w dupie. Już się zastanowiłam. Masz zrobić co każe. A i Luizjanę masz przenieść na sam koniec.
-Nie no ja mam Cię dość...
[Tak wkurzonego dawno go nie widziałam, wyszedł z domu a na dokładkę trzasną drzwiami tak, że szyba wyleciała. Biorę telefon i dzwonie do gosposi, której każe wszystko posprzątać i załatwić Szklarza. W międzyczasie myję się, czesze, maluję i ubieram. Kiedy już się ogarnęłam zaczynam się pakować, odcinam metki od wszystkich nowych ubrań i pakuje je w walizki.
Po kilku godzinach kończę. Układam wszystko pod drzwiami wyjściowymi i kieruję się do salonu, tam włączam telewizor i biorę do ręki wizytówkę od Klausa.
Przyznam, że trochę zastanawiałam się nad jego propozycją, są plusy tego, jak i minusy. Klaus twierdzi, że Elijah cierpi równie mocno, jak i ja, ale jeżeli tak jest to, czemu ani razu nie zadzwonił? Cierpi w samotności, co sprawia jeszcze większy ból. Wiem coś o tym. Kocham go. Nadal tak mocno, jak wtedy. Tego jestem pewna. Ale nie jestem pewna czy chcę być wampirem.
Wstaję z łóżka i idę do sypialni rodziców. Otwieram powoli drzwi i siadam na łóżku.
Jak byłam mała to mi zawsze pomagało. Wchodziłam do sypialni rodziców pod ich nieobecność, siadałam na łóżku, przebierałam się w ubrania mamy albo malowałam się jej kosmetykami. To wszystko sprawiało, że potrafiłam się wyzerować, zacząć myśleć o wszystkim z innej perspektywy.
Wstaję z łóżka i otwieram garderobę mamy. Wchodzę do środka i powoli kieruję się do wieszaków z sukienkami. Odsuwam sukienki, a na ścianie dostrzegam dziurkę, taką jak by ktoś wyją gałkę od drzwi. Zdejmuje wszystkie sukienki i odkładam je na bok. Dziwne. Jest tu prostokąt wielkości standardowych drzwi. Przeglądam mamy szuflady i w jednej z nich znajduję złotą gałkę. Biorę ją i wsadzam w dziurkę, pasuje idealnie. Powoli ją obracam a drzwi się otwierają. W środku są schody schodzące na dół. Zapalam latarke w telefonie i schodzę. Kiedy jestem na dole dostrzegam łańcuchy przymocowane do ścian, które znajdują się za wielkimi kratami, które są zamknięte na wielką kłódkę. Obok krat, w kącie leży koperta z napisem Nora Evans. Biorę je i szybko kieruję się do wyjścia. Na górze wyciągam gałkę, chowam ją tam, gdzie była, wieszam z powrotem sukienki i z kopertą idę do salonu. Tam biorę ją do ręki i otwieram.

Droga córeczko.
To, że czytasz ten list znaczy, że wiesz. Wiesz wszystko. Ale chciałbym Cię zapewnić, że wszystko, co kiedy kol wiek robiliśmy, robiliśmy z myślą o tobie. Wstrzymaliśmy twoją magię po to, abyś nie czuła nacisku. Magia to jest wielka odpowiedzialność a ty nie zasługujesz na takie brzemię. O klątwie chcielibyśmy Cię osobiście powiadomić niestety jest to nie możliwe ze względu na okoliczności. Ale wiedz, że wierzymy w Ciebie, poradzisz sobie. W piwnicy znajduje się schowek, w którym możesz spokojnie przejść przemianę. Córeczko, bardzo Cię kochamy.
Rodzice.

Jaką przemianę? Jaką klątwę? O co tu chodzi? Kim ja do cholery jasnej jestem? Człowiekiem? Czarownicą? Wilkołakiem? Biorę wizytówkę od Klausa i wykręcam do niego numer.]
-Szybka jesteś.
-Nie dzwonie, bo się zdecydowałam. Mam problem. Jesteś może jeszcze w Rzymie.
-Jasne za niedługo będę.
[Po krótkim czasie, słyszę dzwonek do drzwi, otwieram je i wpuszczam Klausa do środka.]
-Co się stało?
[Podaje mu list, który znalazłam w piwnicy. Klaus szybko czyta i spogląda na mnie.]
-Nora zaprowadź mnie do piwnicy.
[Bez słowa prowadze Klausa do garderoby, w której otwieram drzwi i schodzimy na dół do piwnicy. Klaus przez dłuższy czas milczy. Kiedy wreszcie zabiera głos jest podejrzanie wesoły.]
-To problem rozwiązany.
-Jaki problem? O co z tym chodzi?
-Masz w sobie gen wilka. Wystarczy, że zabijesz człowieka a uruchomisz klątwę.
-Co ma w tym rozwiązać problem?
-Uruchom klątwę a ja uczynię z Ciebie hybrydę.
-Klaus już raz Ci mówiłam, że nie chcę być wampirem, a jeszcze bardziej nie chcę być wilkiem.
-Klątwę uruchomisz prędzej czy później, a jeżeli zrobisz to teraz nie będziesz musiała nawet raz przejść przemiany.
-Klaus...
[Wychodzę z piwnicy, kieruję się do salonu i siadam przy stole. Chowam twarz w dłonie. Klaus siada obok mnie i łapie mnie za rękę.]
-Wiedz, że nie leży to w mojej naturze.
-Niby co?
-Pytanie Cię o zgodę. Gdyby nie to, że mój brat nie umie bez Ciebie normalnie funkcjonować, zmusiłbym Cię do zabicia kogoś, napoiłbym Cię krwią i skręciłbym Ci kark.
-Oj dzięki Ci wielki dobroczyńco.
-Weź Nora zastanów się. Karierę możesz kontynuować po zmianie. Będziesz miała cały świat u stup wraz z Elijah.
-Za jaką cenę?
-Magia za siłę, szybkość, hipnozę i inne bajery. Uwierz mi to jest fair wymiana.
[Siedzimy chwile w milczeniu.
Teraz kiedy tak to tłumaczy nabiera to sensu. Mogę być z nim. Mogę go kochać bez konsekwencji. Mogę... żyć wiecznie.]
-Zróbmy to.
 

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz