11. Czarownica.

958 51 12
                                        

[Spoglądam z przerażeniem na Freye.]
-Jak to umrzeć?
-To jest bardzo potężne zaklęcie, fakt jest krótkie, ale w tak krótkim czasie twoje serce może stanąć.
-Na czym konkretnie polega to zaklęcie?
-Magia przepływa przez nasze żyły i kości. Mamy ją w całym ciele. A żeby obudzić w kimś magie jest potrzebne kilka minut łamania kości, zagrzanie twojej krwi i spowolnienie serca tak aby krew płynęła wolniej. Podczas tego zaklęcia może stać się wiele. Kość może Ci płuco przebić, we krwi mogą Ci się skrzepy zrobić, serce może Ci stanąć. Masz 30% szansy na przeżycie.
-A ile te katusze trwają?
-Krótko ok. 3 minuty.
-Nie zgadzam się.
-Elijah a mogę to ja zdecydować?
-Możesz umrzeć.
-Mogę, a nie muszę.
-30% to jest tyle, co nic.
-Ale to jest jedyna szansa aby zostawili mnie w spokoju.
-Po zabijam ich wszystkich.
-Celeste też?
-Jeżeli będzie trzeba to tak. Już Ci mówiłem ona nic dla mnie nie znaczy.
-Nie wieże Ci. Kochałeś ją, więc jak teraz mugł byś ją zabić.
-Bo teraz kocham Cię.
-Teraz. Stara miłość nie rdzewieje Elijah.
[Wstaje i idę do sypialni. Słysze jak Elijah idzie za mną.]
-Elijah, gdy Freya odblokuje moją magię chcę kupić nowe mieszkanie.
-Dlaczego?
-Czuje się jak w klatce. Rozumiem, że chcesz mnie chronić, ale przesadzasz.
-Nie zdajesz sobie sprawy z wagi zagrożenia.
-A ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ja nie jestem twoją własnością.
-Zależy mi na tobie i nie chcem żeby coś Ci się stało.
-Jestem dorosła i umiem sama o siebie zadbać.
-Tak zwarzywszy na to, co się działo ostatnimi czasy.
-Gdyby nie Ty to nic by mi się nie działo!
[Krzyczę i wychodzę z pokoju. Szybko kieruję się do wyjścia. Na zewnątrz jest już ciemno. Kieruję się w stronę baru Cami. Czuje jak telefon wibruje. Elijah. Rozłączam. Niech się wypcha. Niech mnie zamknie w domu i zaklei buzie. Tak zła dawno nie byłam. Wchodzę do baru, niestety nie widze Cami. Siadam przy barze.]
-Cami dziś nie pracuje?
-Dzisiaj ma wolne.
[Jeszcze gorzej wkurzona wychodzę. Co ja mam teraz zrobić. Nie mam zamiaru wracać do Elijah. Wyciągam z kieszeni banknoty. Przeliczam i stwierdzam, że powinno mi starczyć na jakiś tani hotel. Znowu czuje wibracje. Wyciągam telefon z kieszeni Elijah. Czy on sobie nigdy nie odpuści? Rozłącz. Dzisiaj już nie mam ochoty go wysłuchiwać. Tułałam się po mieście dobre dwie godziny puki nie znalazłam małego przytulnego hoteliku. Zameldowałam się tam pod innym imieniem i nazwiskiem. Nie chcem żeby Elijah mnie znalazł. Potrzebuje odsapnąć. W pokoju idę pod prysznic i nago idę do łóżka. Przed tym zamykam drzwi na klucz. Przykrywa się kołdrą i zasypiam.
Rano budzi mnie słońce przedzierające się przez zasłony. Przecieram oczy i je otwieram. Z piskiem siadam na łóżku i przykrywam się pod szyje.]
-Elijah? Jak mnie znalazłeś?
-Już to kiedyś przerabialiśmy. Moja siostra Cię namierzyła.
-To jak wiedziałeś, że jestem bezpieczna to po co tu przyszłeś?
-Chciałem porozmawiać.
-Wczoraj już sobie wszystko wyjaśniliśmy.
-Chciałem Cię przeprosić.
[Elijah siada obok mnie.]
-Jestem winny tego, co Cię spotyka, chcę zrobić wszystko aby to się nie powtórzyło. Przy czym zapominam, że masz własny rozum.
-A mnie wczoraj poniosło. Nie powinieneś czuć się winny za występki twojej ex.
-Jesteś naprawdę kochana. Ale to przeze mnie Celeste chce Cię dorwać.
-Ale ja się jej nie boje.
[Elijah dotyka moich policzków.]
-A ja się boje tego, że jeżeli Freya odblokuje w tobie magie, ja Cię stracę.
-Nie stracisz. Dam rade.
[Elijah jednym płynnym ruchem ściąga ze mnie kołdrę. Chwile mi się przygląda i w wampirzym tempie kładzie się na mnie.]
-Jesteś taka piękna.
[Ściągam mu z ramion marynarkę i powoli rozpinam koszule. Odchylam delikatnie głowę tak aby miał łatwiejsze dojście do szyi. Chwile całuje mnie w jednym miejscu aby za chwile wbić kły w skórę. Owijam wokół niego nogi i przygniatam mocno do siebie. Kiedy przestaje pić czuje, że zalecza ranę i w wampirzym tempie pozbywa się ubrań żeby po chwili namiętnie się ze mną kochać.
Rano budzi mnie telefon Elijah, jego też budzi i w nie ludzkim tempie go odbiera nic nie mówi tylko po chwili się rozłącza.]
-Coś się stało?
-Freya jest już gotowa aby rzucić zaklęcie.
-No to chodźmy.
-Nie zapomniałaś o czymś?
-O czym?
-Powiedziałaś wczoraj, że przed zaklęciem napijesz się mojej krwi.
-To nie będzie konieczne.
-Ale ja proszę. Tak na wszelki wypadek.
-No dobrze.
[Elijah na chwile dostaje czerwone oczy, przegryza sobie nadgarstek, wystawia go w moją stronę. Widząc, że się waham kiwa do mnie głową na zachętę. Po chwili przybliżam usta do jego nadgarstka i powoli zaczynam pić. Po niedługiej chwili czuję się syta i odsuwam jego rękę od siebie.]
-I jak się czujesz?
-Głowa mnie zaczyna boleć.
-To normalne, kiedy pijesz moją krew bez potrzeby uleczenia to głowa będzie bolała kilka dni.
-Dzięki, że mi to wcześniej powiedziałeś.
[Wstaję z łóżka i idę do toalety się odświeżyć.
Pół godziny później jedziemy już do Elijah do domu.]
-Denerwujesz się?
-Nie. Z kąt ten pomysł?
-Bo tupiesz nogą.
[Zerkam na moje nogi i ma racje, mimowolnie tupie nogą.]
-Może trochę się denerwuje, ale ufam twojej siostrze.
-Ja też jej ufam, ale w każdym zaklęciu może pójść coś nie tak.
-Nie myślę o tym.
[Chwile później jesteśmy już na miejscu. Wchodzimy do środka i tak jak dzień wcześniej, na środku salonu jest zrobiony biały okrąg, w którym stoją świeczki i Freya.]
-Już jesteście. Gotowa?
-Tak. Jestem gotowa.
-Dobrze. Elijah zostaw nas.
-Chcę być przy niej.
-Będziesz przeszkadzał.
[Elijah podchodzi do mnie.]
-Idź.
-Na pewno?
-Na pewno poradzę sobie.
[Elijah składa delikatny pocałunek na moich ustach i odchodzi.]
-Wejdź do środka okręgu.
[Nie pewnie wchodzę w okrąg.]
-Teraz się rozluźnij. Zrobi Ci się gorąco.
[Freya zaczęła wypowiadać słowa w obcym języku, którego nie rozumiem. Staram się oddychać równo miernie, ale mi nie wychodzi. Po chwili niepokoju czuje jak zaczyna robić mi się gorąco. Oddech przyspiesza, ale za to serce mi spowalnia. Czuje się jak by ta chwila trwała wiecznie. Kiedy czuje jak z czoła zaczynają lecieć mi krople potu, wyczuwam też ostry ból w dłoni. Spoglądam w dół i widze moje palce wygięte w przeciwną stronę. Zaczynam krzyczeć i piszczeć z bólu, ale nie mogę wydać z siebie dźwięku. Kiedy myślę, że już koniec, czuję, że jak by ktoś mi rękę łamał. Upadam na ziemie, bo ból zaczyna przeszywać mi nogi i klatkę piersiową. Kiedy mój oddech staje się płytki czuję jak odlatuje.
Jest bardzo ciemno. Nic tylko ciemna otchłań. Ale zaraz przede mną jest małe zielone światełko. Zaczynam biec w jego stronę. Im dłużej biegnę tym światełko jest większe. Kiedy do niego dobiegam stoję w zielonej otchłani. Zaczynam krzyczeć i piszczeć, ale nikt się nie pojawia. Kiedy tracę nadzieje na to, że się z tond wydostane słyszę znajomy mi głos.]
-Posłuchałaś mnie.
-Babcia? Co ty tu robisz? Gdzie ja jestem?
-Zemdlałaś na skutek bólu.
-Umieram?
-Nie. To jeszcze nie twój czas.
-A co Ty tu robisz?
-Jestem tu aby Cię ostrzec. Musisz wiedzieć, że miłość, jaką darzysz pierwotnego wampira da Ci wielką moc, ale może być też twoją zgubą.
-Ale ja nie wiem, czy go kocham.
-W głębi duszy wiesz, ale boisz się do tego przyznać.
-Babciu co ja mam zrobić?
-Tylko jedną rzecz. Być szczęśliwą.
-Dobrze spróbuje. Jak się z tond wydostać.
[Babcia nic nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła i zniknęła, a światło robi się coraz jaśniejsze, aż wreszcie powoli otwieram oczy i niewyraźnie widze nad sobą kilka osób. Wzrok mam za mgłą i ich nie rozpoznaje.]

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz