[Od kąt postanowiłam wyjechać z Nowego Orleanu i porzucić Elijah minęło pół roku. Wspaniałe pół roku dla mojej kariery, ale okropne pół roku dla mojego życia prywatnego. Tak jak przeczuwał mój manager Paul fani przyjęli mnie z otwartymi rękami. Na mój pierwszy od bardzo długiego czasu koncert przyszło ponad dziesięć tysięcy osób, nie licząc jeszcze osób, które stały przed budynkiem. Wydałam płytę a następna w drodze, planujemy trasę koncertową dookoła świata. To wszystko jest wspaniałe tylko to, że to jest sztuczne. Żaden z moich uśmiechów podczas tego pół roku nie był prawdziwy, no może nie do końca. Uśmiecham się na widok telefonu od Marcela, Cami, Daviny, Freyi czy Josha. Tylko z nimi utrzymuje jako taki kontakt. Ale ten poprawiony humor działa tylko na chwile, bo potem pojawia się czarna dziura, która zamyka mnie w mojej własnej rozpaczy. Nie mogę przestać o nim myśleć, a płacz i smutek towarzyszą mi od kąt wyjechałam z Nowego Orleanu.]
-Nora! Słuchasz mnie?
-Co? Tak. Sory Paul jestem zmęczona. Na czym skończyliśmy?
-Mówiłem właśnie, że naszą trasę zaczynamy od Stanów Zjednoczonych.
-Gdzie?
-Missisipi, Tennessee, Teksas, Luizjana, Georgia, Floryda...
-Poczekaj, poczekaj. Luizjana? Gdzie dokładnie?
-Nowy Orlean.
-Nie!
-Nora posłuchaj...
-Nie Paul. Rozmawialiśmy na ten temat. Nie mam zamiaru tam jechać.
-Teraz już nie masz wielkiego wyboru. Tam bilety poszły w godzinę.
-Nie obchodzi mnie to, masz to odkręcić!
-Nora przecież dobrze wiesz, że już nic nie da się zrobić. To tylko dwa dni.
[Nic mu nie odpowiadam tylko wstaje i wychodzę troskając drzwiami.
Co on sobie myślał? Przecież na początku mu mówiłam. Chcę się trzymać od tego miejsca jak najdalej a on jeszcze organizuje mi tam koncert.
Z drugiej strony to trochę dziwne, że tak szybko poszły wszystkie bilety.
Wsiadam w auto i z piskiem opon odjeżdżam. W domu funduje sobie długą kąpiel, po której kieruję się do sypialni i próbuje zasnąć, lecz to mi nie wychodzi. Wstaję z łóżka, zakładam szlafrok i idę do kuchni. Tam wyjmuję z lodówki wino i nalewam sobie pokaźną porcję. Wszystko znowu wraca. Jego usta, jego uśmiech, jego oczy... Mimo wolnie znowu zaczynam płakać. Z czasem i alkohol przestaje działać. Z mojej chwilowej rozpaczy wyciąga mnie telefon.]
-Halo?
-No cześć śliczna.
-Cześć Marcel. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że Cię Słysze.
-Jakie to miłe. Ja też się ciesze, że znalazłaś czas na pogawędkę.
-Dla Ciebie zawsze znajdę czas.
-Chodzą słuchy, że nie długo nas odwiedzisz?
-Tak przyjeżdżam na dwa dni.
-To wspaniale się składa, że wykupiłem wszystkie bilety.
-Ty je kupiłeś?
-No oczywiście. Wiesz, że ja nie Lubie się dzielić.
-Tylko dla Ciebie będę śpiewać?
-Nie do końca jeszcze kilku znajomych będzie.
-To super. Marcel.
-Co się dzieje maleńka?
-Nic co ma się dziać?
-No nie wiem siedzisz cała zapłakana z lampką wina.
-Z kąt ty...?
[Odwracam się do okna i widze Marcela. Podbiegam do drzwi i je otwieram.]
-Zapraszam.
[Kiedy przekracza próg domu wtulam się mocno w niego i po raz kolejny nie mogę opanować łez.]
-Hej mała co jest?
-Co ty tu robisz Marcel?
-Chciałem Cię odwiedzić, zanim wyjedziesz w trasę.
-Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też.
[Nie chętnie się od niego odklejam, biorę go za rękę i prowadze do kuchni.]
-Czuj się jak u siebie. Napijesz się czegoś?
-Poproszę tego samego co Ty przed chwilą piłaś.
[Biorę drugą szklankę i nalewam Marcelowi wina.]
-Dzięki. To tu się wychowywałaś?
-Tak. Coś nie tak?
-Nie... po prostu to jest pałac. A ty nic nie mówiłaś, że...
-Że co? Że jestem bogata? Na serio Marcel nie ma się czym chwalić.
-No ale śpiew to masz anielski. Szkoda, że nigdy o tym nie wspomniałaś.
-Dzięki Marcel, ale czemu szkoda?
-Mogłaś zacząć ponowną karierę u nas w Nowym Orleanie.
-Marcel wyjechałam do Nowego Orleanu, aby się od tego wszystkiego odciąć, od zarozumiałej rodziny, uciążliwych fanów i ciągłych obowiązków.
-A okazało się, że tam będzie jeszcze gorzej...
-Tak...
-A co się dzisiaj stało?
-Nie rozumiem.
-Siedziałaś sama w domu i płakałaś przy lampce wina.
-Dopiero dzisiaj dowiedziałam się o tym, że jadę do Nowego Orleanu... Wszystko wróciło...
-Nadal go kochasz.
-Tak.
[Znowu nie mogę opanować płaczu. Marcel wstaje i się mocno we mnie wtula.]
-Hej mała. Wszystko jest już w porządku.
-Nie Marcel nie jest. Łudziłam się, że o nim zapomnę, że przestane go kochać, że sobie bez niego poradzę. Ale nie nie daje rady. Od pół roku dzień w dzień płacze w poduszkę, myśląc o tym, jak bardzo za nim tęsknie.
-Skarbie możesz do nas wrócić. Rozważałaś już to?
-Tak myślałam już o tym, ale nie mogę tam jestem w ciągłym zagrożeniu ja nie chcę się bać Marcel...
-Dobrze już kochanie już cii.
[Z Marcelem przegadaliśmy prawie całą noc. Zasnęłam gdzieś ok czwartej godziny. Rano budzę się w swoim łóżku. O dziwo wyspana pomimo małej ilości snu. Szybko się szykuje, ubieram i wychodzę z pokoju. Kieruję się do kuchni. Tam spotykam mojego gościa.]
-No nareszcie wstałaś, ale powiem Ci, że bez makijażu, jak i z nim wyglądasz pięknie.
-Oj dziękuje Ci bardzo. To co masz dzisiaj w planach? Na ile zostajesz?
-Dzisiaj już wylatuje.
-Co? Czemu tak szybko?
-Mam miasto do ogarnięcia. Pamiętasz?
-No właśnie.
[Biorę kawę w rękę i zaczynam ją popijać. Po śniadaniu i kawie wsiadamy z Marcelem do auta i ruszamy w stronę lotniska.]
-Naprawdę musisz już jechać? Przecież nawet królowi należą się wakacje.
-Fakt, ale już wystarczająco odpocząłem. Davina jest regentką i ze wszystkich wampirów może liczyć tylko na mnie.
-Ale jest już dorosła i jeżeli wzięła na siebie takie brzemię to wiedziała, na co się pisze.
-No tak, ale w jakiś sposób czuje się za nią odpowiedzialny.
-Stary, nadopiekuńczy Marcel.
-Ty też możesz zawsze na mnie liczyć. Wiesz o tym?
-Wiem Marcel, wiem.
[Pożegnanie z Marcelem było długie i przykre, płakałam jak głupia, ale wreszcie się ogarnęłam i ruszyłam w stronę Via Condotti. Potrzebuje nowych ciuchów na trasę. Ciężko było przekonać Paula na to, abym sama mogła się ubierać podczas trasy, ale wreszcie się udało. Muszę to zrobić w sposób godny gwiazdy.
Zakupy zajęły mi cały dzień. Obeszłam każdy sklep, ale się opłaciło. Mam tyle strojów, butów i biżuterii, że starczy na całą trasę.
W domu otwieram kolejną butelkę wina, nalewam w kieliszek i siadam przy laptopie. Zaczynam obmyślać kojeność śpiewanych piosenek i remiksów, ale przeszkadza mi w tym dzwonek do drzwi. Leniwie podchodzę i je otwieram. Zamurowało mnie na jego widok. Nie widziałam ani nie gadałam z nim pół roku.]
-Nie zaprosisz mnie do środka?
-Zapraszam.
[Kidy przekracza próg domu zamykam drzwi.]
-Co ty tu robisz Klaus?

CZYTASZ
Diamentowe serce
Fanfiction1# Diament 07.04.2020 1# Elijahmikaelson 26.08.2020 1# Różowy 04.03.2021 1# Elijah 21.06.2021 🔞 Co się stanie, kiedy z pozoru normalna dziewczyna, spotka na swojej drodze pierwotnego wampira? Jej cały świat wywróci się do góry nogami i nie dla tego...