[Wpatruje się w niego krótką chwilę. Jestem w szoku. Nie wiem co mam mu odpowiedzieć. Oczywiście coś czuje do niego. Jest to bardzo silne uczucie, ale ja nie umiem tego nazwać.]
-Elijah ja, ty pewnie oczekujesz, że ja odpowiem Ci to samo. Ale ja nigdy w swoim życiu nie doznałam miłości. Ja nie wiem co to jest. Ja czuje coś do ciebie, coś bardzo silnego, ale nie umiem tego nazwać. Jeszcze nie...
[Czuje jak w oczach zaczynają zbierać mi się łzy. Ale Elijah siada i bierze mnie na swoje kolana.]
-Kochanie ja nic nie oczekuje od Ciebie. Mnie wystarczy to, że mi ufasz. Wszystko inne może poczekać.
[Wtulam się mocno w niego a on odwzajemnia mój uścisk.]
-Jak się czujesz?
-Trochę osłabiona.
-Tak to normalne. Jutro powinno być lepiej, ale musisz coś zjeść.
-No miałabym ochotę na naleśniki z syropem klonowym.
-Ma pani wymagania, ale nie da się pani odmówić. Połóż się a ja Ci przyniosę.
-Dobrze.
[Układam się wygodnie w łóżku a Elijah podchodzi do mnie i mnie namiętnie całuje. Po chwili wychodzi z pokoju.
Po śniadaniu wzięliśmy prysznic, potem ja się wymalowałam i uczesałam. Kiedy już jesteśmy gotowi ruszamy do auta. Jedziemy do mojego mieszkania po resztę moich rzecz.
Elijah namówił mnie, abym na dłuższy czas przeprowadziła się do niego.
Stajemy przed drzwiami mojego mieszkania. Kiedy próbuje wsadzić kluczyk do dziurki one spadają do środka mieszkania.]
-Tak wstawili je tymczasowo.
[Elijah i ja wchodzimy do środka, a on za nami wstawia je z powrotem. Wchodzę do salonu i się rozglądam. Coś mi tu nie gra. Rozglądam się i podchodzę do jednego z moich obrazów, który jest krzywo powieszony. Ściągam go i otwieram sejf. W środku wszystko jest, pieniądze, umowy sprzedaży firm, paszporty i takie tam. Czekaj, czekaj a gdzie akt własności mieszkania? Całą zawartość wyrzucam i nie ma go. Elijah do mnie podchodzi.]
-Coś się stało?
-Nie ma aktu własności mieszkania.
-Spakuj się a ja muszę zadzwonić.
[Biorę torbę podróżna i pakuje w nią wszystko, co było w sejfie. Potem idę do sypialni i pakuje resztę moich rzeczy. Kiedy już kończę wchodzi zaniepokojony Elijah.]
-Dzisiaj rano twoje mieszkanie zostało wystawione na sprzedaż.
-Jak to?
-Jakaś kobieta o takim samym nazwisku jak ty dzisiaj poszła do dewelopera i natychmiast chciała sprzedać mieszkanie.
-Mama...
-Jeżeli nie masz rodzeństwa to tak. Twoja matka jest w mieście.
-Jedźmy już z tond.
[Pół godziny później byliśmy już w rezydencji Mikaelsonów. Siedzę w salonie na kanapie i przyglądam się Kalusowi i Elijah jak rozmawiają. Trochę się nudzę, wstaję i szybko idę na górę. Biorę telefon i wykręcam numer.]
-No cześć śliczna.
-Cześć Marcel, słuchaj mam prośbę.
-Wiesz, że dla Ciebie wszystko.
-Elijah świruje, bo podobno moja matka jest w mieście. Ale mi się potwornie nudzi. Mugł, byś mnie zabrać do siebie? Opowiadałeś mi, że tam macie wieczną imprezę.
-Muszę pogadać o tym z Elijah. Wiesz dobrze, że jak zrobię coś wbrew jego woli to mnie zabije.
-Załatwię to.
-Dobra to czekam.
[Wychodzę z pokoju i biegnę na dół gdzie zastaje Elijah z Bourbonem w ręku.]
-Elijah?
-Tak?
-Coś się stało?
-Nie nic. Wampiry Marcela nie zauważyli nikogo nowego w mieście.
-Może to jakaś pomyłka?
-Może. Ale na razie nie jest bezpiecznie dla Ciebie.
[Siadam mu na kolanach.]
-Bo słuchaj mam do Ciebie prośbę.
-O co chodzi?
-Bo słuchaj chciałbym jechać na imprezę...
-Wykluczone.
-Ale Marcel mnie zabierze do siebie na magazyny. Już tam byłam.
-Nie. Teraz jest naprawdę niebezpiecznie. A jeśli coś Ci się stanie?
-Nic mi się nie stanie będę z Marcelem. Tam będzie Josh i Aiden. Ma być też Davina i Cami. Będzie dobrze.
[Przybliżam twarz do jego i zaczynam go namiętnie całować. Po chwili się odsuwa i patrzy mi głęboko w oczy.]
-Ty to umiesz namówić faceta. Niech Ci będzie, ale to ja Cię tam zawiozę i odbiorę. Masz nie opuszczać Marcela i Josha na krok, i masz być ciągle pod telefonem.
-Dziękuje. Kochanie.
[Pocałowałam go namiętnie. Ale ten delikatnie złapał mnie za ramiona i odsuną.]
-Powiedziałaś do mnie kochanie?
-Tak?
-Pierwszy raz tak do mnie powiedziałaś...
[W nie ludzkim tempie leży na mnie i namiętnie mnie całuje.]
-Może nie jedź. Zostań ze mną. Tutaj też możemy miło spędzić czas.
-Bardzo kusząca propozycja, ale chciałabym iść trochę potańczyć.
-Dobra to leć się ubrać ja poczekam.
[Wstaję z łóżka i biegnę na górę do sypialni Elijah, którą aktualnie razem z nim zamieszkuje. Z walizki wybieram czerwoną, świecą, obcisłą, mini. Do tego czarne szpilki i pończochy. Idę pod prysznic szybko się myje i wychodzę, ubieram bieliznę, pończochy, sukienkę i szpilki i zaczynam się malować. Kiedy już to zrobiłam robie loki. Kiedy już przestałam się szykować do torebki pakuje telefon, dowód i wychodzę z pokoju. Na dole na fotelach siedzi całe rodzeństwo wraz z Elijah. Kiedy mnie zauważyli nie odrywają ode mnie wzroku. Kiedy jestem już na dole z nieludzką prędkością brat Elijah, Kol staną naprzeciwko mnie.]
-Co taka laska jak ty robi z takim sztywniakiem jak mój brat?
[Widząc moją wystraszoną minę Elijah wstał i odepchną go odemnie.]
-Nie waż się jeszcze raz do niej zbliżyć.
-Wyluzuj brat.
-Elijah możemy już jechać?
-Chodź my.
[Elijah prowadzi mnie do auta i jakieś pół godziny później byliśmy już na miejscu. Trochę nalegał, aby wejść ze mną, ale po krótkim czasie odpuścił.
Wychodzę z auta, a przedęta staje Marcel.]
-Dobry wieczór madame.
-Dobry wieczór.
[Marcel bierze mnie pod rękę i prowadzi do apartamentu. Tam witam się z Joshem i Aidenem. Chwile później przychodzi Cami i Davina. Dosiadają się do mnie.]
-Jak się czujesz Nora?
-Znakomicie. Jak widać.
-A jak tam z Elijah?
-Dobrze.
-Tylko tyle? Rozwiń myśl...
-No co mam wam powiedzieć dziewczyny? Wszystko jest super.
-To wy już tak na serio?
-Tak można powiedzieć.
-No weź powiedz coś więcej, bo zaraz pęknę.
-Dziewczyny to nie temat na imprezę. Wypijmy.
[Dziewczyny nie chętnie wypijają ze mną kolejne szoty. Jakoś nie mogę się dzisiaj upić.
Wstaję z krzesła i robię małą przechadzkę po apartamencie. Podchodzę do stojącej w kącie gitary, biorę ją w i siadam obok na stołku. Delikatnie dotykam strun i wszystkie wspomnienia wracają.
Jakieś dwa lata temu byłam wielką gwiazdą, ale śpiewałam tylko dlatego, żeby zrobić moim rodzicom na złość. Oni chcieli, żebym chodziła do szkoły i się uczyła, kiedy ich plany nie wypaliły, zatrudniali nauczycieli domowych. Niestey, kiedy moja kariera się rozkręciła od rana do wieczora bywałam w studiu i ten plan też im nie zadziałał, i to wtedy sobie odpuścili. Zarabiałam swoje pieniądze i już ich nie potrzebowałam. Ale kiedy zmarli. Rzekomo. Prawnicy i mój manager pomogli mi „znikąć" miałam przejść króciutka żałobę i dalej śpiewać. Ale wtedy zdecydowałam się na studia parapsychologiczne.
Widze jak Marcel do mnie podchodzi.]
-Grasz?
-Trochę.
-Zagraj coś.
-Nie, dawno tego nie robiłam.
-Przypomnisz sobie. Nie daj się prosić.
-No dobrze.
[Siadam wygodniej na stołku, układam stabilniej gitarę na kolanach i zaczynam brzdąkać, palce same odnajdują właściwe struny. Gram tak kilka minut. Kiedy utwór się skończył a ja odkładam gitarę Słysze ciche klaskanie.]
-Przestańcie.
-Gdzie nauczyłaś się tak grać?
-Dawno temu byłam muzykiem. Śpiewałam i grałam.
-Nie chwaliłaś się.
-Bo nie było czym.
-Jesteś bardzo skromna.
[Siadam znowu obok Cami i Daviny i próbuje się upić. Niestety nie wychodziło mi to. Kiedy opróżniliśmy już którąś butelkę z rzędu a Cami powoli zasypiała, biorę telefon, wykręcam numer i dzwonie.]
-Elijah mugł, byś już po mnie przyjechać?
-Oczywiście za pół godziny będę.
-Dobrze czekam.
-Tylko nie wychodź sama na dwór.
-Dobrze.
[Rozłączam się.]
-Już jedziesz?
[Marcel staje za mną.]
-Tak zmęczona jestem...
[W jednej chwili Słysze strzał i widze jak Marcel upada na ziemi i zwija się z bólu, klękam nad nim i wiedze jak ma małą ranę na plecach, z której leci krew.]
-Schowaj się.
-A co z tobą?
-Dam sobie rade, uciekaj!
[Nie zastanawiając się wstaje i szybko uciekam do pokoju obok. Słysze kolejne strzały, kiedy orientuje się, że ktoś idzie w moją stronę biorę kij od miotły i staje w ciemnym zakątku pokoju. Słysze coraz bliżej ciche kroki, czuje jak serce mam w gardle, kiedy obca sylwetka wchodzi do pokoju, w którym jestem czuje jak adrenalina mi skacze i biegnę na niego z kijem. Ten łapie kij i wyrzuca mi go z rąk. Przygniata mnie do ściany i łapie za szyje.]
-Nora Evans?
[Nie mogę oddychać. Kiedy mu nie odpowiadam ten powoli wyciąga pistolet z kieszeni i przykłada mi do głowy.]
-Albo wiesz co nie odpowiadaj. Zabije cię tak czy tak.
[Korzystając z okazji, że ten gada łapie go za rękę z pistoletem, kopie w jaja i ten spada na ziemie strzelając we mnie. Czuje przeszywający ból brzucha. Łapie się tam i widze krew. Pomimo przeszywającego bólu biorę kij w rękę i korzystając z okazji, że ten dalej zwija się z bólu wbija mu kij w serce. W jednej chwili robi się cały blady z niebieskimi żyłami. Nie mogąc utrzymać się na nogach siadam na ziemi i trzymam mocno ranę. Czuję jak coraz ciężej mi się oddycha a wokół mnie widze kałuże krwi.
Po chwili widze jak Marcel w niewiarygodnie szybkim tempie podchodzi do mnie, przegryza nadgarstek i przybliża mi go do ust. Bez wahania zaczynam pić.
Kiedy czuje, że już mi starczy odsuwam jego rękę.]
-Dzięki Marcel.
-Spoko. Nieźle sobie z nim poradziłaś.
-Zawsze wiedziałam, że kurs samoobrony się przyda.
[Marcel pomaga mi wstać, bo rana wolno się goi i prowadzi mnie do salonu gdzie sadza na kanapie obok Cami. Wszystkie wampiry, jakie były tu wcześniej leżą nieprzytomne na ziemi.
Odwracam głowę w stronę drzwi i widze zaniepokojonego Elijah który w nieludzkim tempie kuca przy mnie.]
-Co tu się stało?

CZYTASZ
Diamentowe serce
Fanfiction1# Diament 07.04.2020 1# Elijahmikaelson 26.08.2020 1# Różowy 04.03.2021 1# Elijah 21.06.2021 🔞 Co się stanie, kiedy z pozoru normalna dziewczyna, spotka na swojej drodze pierwotnego wampira? Jej cały świat wywróci się do góry nogami i nie dla tego...