3. Umowa.✔

1.7K 80 5
                                    

Otwieram oczy i gwałtownie siadam.
Rozglądam się po pomieszczeniu.
Jestem w sypialni, ale czyjej? Co się wczoraj stało?
Czuje jak moją czaszkę zaczyna przeszywać setka igieł, kiedy próbuje się skupić.
Kolacja, potwór, ból, krew.
Niczym huragan zaczynają do mnie wracać wydarzenia wczorajszego wieczoru.
Moja ręka niemal natychmiast znajduje się na szyi, lecz niczego nie wyczuwam. Nie ma śladu ani po krwi ani po bólu.
Przecież to nie możliwe. Nie uroniłam sobie nic. Dobrze pamiętam jak ten dziwny stwór mnie wczoraj okaleczył.
- Nareszcie się ocknęłaś. Długo byłaś nieprzytomna.
Odwracam głowę w stronę fotela, skąd dochodzi znajomy mi głos. Z przerażeniem odsuwam się na sam skraj łóżka, gdy przed oczami ukazują mi się obrazy z poprzedniego dania.
Pamiętam jak Elijah przybrał twarz potwora, który mnie zaatakował, przypominam sobie, jak okaleczył się długimi jak dwa sztylety zębami w nadgarstek i kazał pić krew, cieknącą z jego rany.
Nie dobrze mi. Gardło mi zasycha, przez co mogę tylko szeptać, nie wiem też na ile mogę sobie przy nim pozwolić, lecz moja podświadomość nie daje mi wyboru, zaryzykuję i zadam mu kilka pytań. Przecież należą mi się wyjaśnienia.
- Co to wczoraj wszystko znaczyło? Dlaczego Ty? Dlaczego on?
Stop, jednak nie, wolę nie czekać na odpowiedź. Czym prędzej wstaje z łóżka, a następnie biegiem kieruję się w stronę drzwi. Lecz nim zdążę ich dotknąć, mężczyzna krzyżuje mi plany i w nieludzkim tempie staje mi na drodze.
- Po pierwsze, uspokój się bo zaraz dostaniesz zawału.
Brunet próbuje powoli zbliżyć się do mnie, lecz ja na każdy jego krok w przód odpowiadam krokiem w tył.
- Posłuchaj skarbie. Nie skrzywdzę cię, ponieważ gdybym chciał to zrobić, zrobiłbym to gdy byłaś nieprzytomna. Nie jestem dla ciebie zagrożeniem.
- Czym jesteś? - pytam bez zastanowienia.
Mężczyzna wskazuje łóżko. Nie tracąc czujności, siadam na skraju, a ten naprzeciwko mnie.
- Nazywają nas wampirami.
Mam ochotę się teraz roześmiać, lecz łącząc fakty, to ma sens. Te czerwone oczy, zęby i krew. Krew. Krew. KREW?!
- Dlaczego kazałeś pić mi swoją krew? - pytam spanikowana.
- Rana, którą intruz ci wczoraj zadał, była dosyć głęboka, uszkodził ci tętnice. Wykrwawiłabyś się, nim dojechała byś do szpitala. Moja krew cię uleczyła.
- Jak to uleczyła? Czy ja teraz też jestem...? - pytam drżącym głosem.
- Nie. Nie jesteś wampirem. Proces zmiany jest bardziej skomplikowany, lecz to nie znaczy, że moją krew nic nie zrobiła w twoim organizmie.
- Czyli co?
- Na jakiś czas będziesz miała wyostrzone zmysły.
- Na jak długo?
- Puki moją krew nie wypłucze się z twojego organizmu. Tak około trzech dni.
Czuje jak w głowie, zaczyna mi się kręcić.
- Dlaczego tamta... Istotą mnie zaatakowała?
- Znalazłaś się po prostu w złym miejscu o złym czasie.
- Dlaczego mnie ocaliłeś. Przecież mogłeś pozwolić mi umrzeć?
- Szkoda mi było takiej ładnej buzi.
Uśmiech Elijaha sprawia, że się rozpływam. Po mimo że przed chwilą zdradził mi, że jest krwiożerczym potworem to i tak na jego widok bije mi mocniej serce.
- Ubierz się skarbie. Odwiozę cię do domu. Tu masz czyste ubrania.
Mężczyzna wskazuje na starannie złożoną kupkę ubrań leżącą na fotelu.
- A tam...
Kiwa w stronę na drzwi obok łóżka.
- Jest toaleta.
Kiedy znika szybkim krokiem podchodzę do drzwi i przekręcam kluczyk. Tak na wszelki wypadek.
Po drodze do toalety zatrzymuje się przy wielkim lustrze, stojącym przy szafie.
Rzeczywiście po ranie nie ma śladu.
Lecz na samą myśl, że piłam czyjąś krew, robi mi się słabo i nie dobrze, co odbija się na moim wyglądzie. Jestem blada jak trup. Kolejna sprawa, która mnie dziwi to, to, że jestem ubrana w o wiele za dużą, męską koszulę.
Ciekawe kto mnie przebrał? Odwracam się i ruszam w stronę toalety, tam rozbieram się, wchodzę pod prysznic, gdzie spędzam dosyć dużo czasu zważywszy na to czego dopiero się dowiedziałam, następnie wychodzę i wycieram się, znajdującym się tu puchatym ręcznikiem zaś drugim owijamy włosy.
Powinnam się panicznie bać, uciekać nawet oknem, tak mi podpowiada zdrowy rozsądek, ale cichutki głosik w mojej głowie któremu na ta bene bardzo często ulegam, podpowiada mi że jestem bezpieczna. No bo gdyby chciał mnie skrzywdzić już była bym martwa.
W jednej z szuflad znajduje nową szczoteczkę do zębów i pastę. Kilka minut później ogarnięta wychodzę z łazienki. Podchodzę do fotela by powoli zacząć się ubierać. Jako pierwsza bielizna. Metka mówi że to Victoria Secret, w obecnej sytuacji nie wybrzydzała bym ale miło widzieć coś znajomego w tym obcym świecie. Następnie jeansy. Ciekawość bierze góre, spoglądam na metkę, Tommy Hilfiger. Szczerzę się jak głupia do sera.
Typowa kobieta.
Mówię w myślach sama do siebie. Kiedy w połowie jestem już ubrana, rozkładam kolejną część garderoby, którą jest koszulka. Tu nie muszę zerkać na metke, gdyż na samym środku czarnej koszuli widnieje czerwony napis Levi's. Na koniec wkładam stopy w nowiusieńkie czarne Superstary które znalazłam obok fotela.
Kiedy chwytam za klamkę z zamiarem wyjścia, orientuję się, że czegoś zapomniałam. Podbiegam do szafki nocnej i biorę z niej portfel oraz komórkę, po czym wychodzę z pokoju. Na zewnątrz, nie pewnie kieruję się w stronę schodów, a następnie na dół, gdzie czeka już na mnie Elijah.
- Gotowa? Masz wszystko?
- Tak. Tak. Dziękuję ci za te rzeczy.
- Nie masz za co dziękować. Ważne, że pasują.
- Pasują jak ulał.
- Dobrze więc choć my.
Kierujemy się w stronę wielkich podwójnych drzwi, po czym wychodzimy na zewnątrz, gdzie mężczyzna podchodzi do auta. Na sam jego widok oczy mi się błyszczą. Jest to piękny, czarny BMW X6.
Może sama sobie takiego sprawię?
Brunet otwiera przede mną drzwi i czeka aż wsiądę, a kiedy jestem już w środku, obchodzi auto i siada za kierownicą, po czym z piskiem opon odjeżdżamy. W drodze do domu Elijah dużo mi wyjaśnił.
Dowiedziałam się, że wampiry mają umiejętność zawładnięcia umysłem ludzkim, a z racji tego, że Elijah i jego rodzeństwo są pierwszymi wampirami na ziemi, posiadają dodatkową umiejętność, sterowaniem umysłu wampirów.
Powiedział, że Klaus wczoraj chciał mnie zahipnotyzować, ale nie mógł tego zrobić, bo mam w swoim organizmie werbenę która uodparnia mnie na hipnozę, a przy okazji sprawia ból wampirom. Wiem, że słońce zabija wampiry, lecz gdy mają przy sobie zaczarowany kamień Lapis Lazuri to słońce im niegroźne. Mężczyzna uświadomił mi również istnienie czarownic, wilkołaków, hybryd stworzonych z wilkołaka i wampira, idealnym przykładem jest na to Klaus. Wiedza ta jest bardzo przytłaczająca, ponieważ wcześniej żyłam spokojnie, nie wiedząc o istnieniu istot, o których wiedziałam, że istnieją, lecz w filmach i książkach, a teraz na kogo spojrzę zastanawiam się, czy to wampir a może czarownica, czy wilkołak.
Pod blokiem żegnam się z Elijah i szybkim krokiem ruszam na górę. Zamykam się na klucz, mimo iż wiem, że wampir bez zaproszenia nie wejdzie.
Wykręcam numer do pizzerii po czym składam zamówienie.
Może na razie odłożę studia. Tak wiem początek roku, ale jest tego wszystkiego za dużo. Muszę sobie wszystko poukładać i zastanowić się jaki mam stosunek do tego.
Ruszam w stronę sypialni. Rozbieram się do bielizny, po czym nakładam na ramiona króciutki satynowy szlafrok.
Może zaufanie Elijahowi nie byłoby takie głupie. Przecież gdyby naprawdę chciał mnie skrzywdzić, zrobiłby to. Miał dużo okazji, a mimo to nie zrobił tego. Uratował mi życie. To kolejny powód, dla którego powinnam mu zaufać. Ufać krwiożerczej bestii. Jak to dziwnie brzmi.
Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Szybka ta pizza.
Owijam się szczelnie szlafrokiem i podchodzę do drzwi. Przekręcam kluczyk i naciskam klamkę.
Strach sprawia że cofam się kilka kroków w głąb mieszkania.
- No hej kochanie. Przyznam, że w takim stroju mógł, bym oglądać cię godzinami.
- Czego chcesz Marcel?
- Klaus prosił mnie, bym sprawdził, czy przemyślałaś jego wczorajszą propozycję.
- Nie przemyślałam, ponieważ firmy są sprzedane.
- Możesz anulować sprzedaż. Dla własnego bezpieczeństwa.
- O czym ty mówisz?
- Puki firmy produkujące, śmiercionośne bronie na wampiry, będą istniały pod twoim nazwiskiem, będziesz na celowniku.
- Ale one już nie należą do mnie.
- Ale istnieją po nazwą Evans.
- Przekaż Klausowi, że jutro spotkam się z prawnikiem i dam mu znać.
- Tylko się pośpiesz skarbie.
Ciemnoskóry powoli zbliża się do wejścia.
- Nie zaprosisz mnie do środka?
- Nie.
- Widzę, że Elijah już cię uprzedził.
- Na moje szczęście.
Mężczyzna z poważną miną wyciąga z kieszeni spodni czarną karteczkę, którą mi podaje.
- Gdybyś zmieniła zdanie, to dzwoń.
Widząc moje wahanie, wampir przybliża karteczkę tak, abym nie musiała wyciągała ręki za drzwi.
- Mówię poważnie, w razie problemów dzwoń. O każdej porze dnia i nocy. Nie musisz się mnie bać.
- Dobrze.
Marcel powoli odwraca się w stronę schodów, lecz go zatrzymuje.
- Marcel.
Kiedy mężczyzna odwraca się w moją stronę, nieśmiało się uśmiecham.
- Dziękuję.
Na jego twarzy pojawia się promienny uśmiech, po czym w wampirzym tempie wychodzi z budynku.
Czym prędzej zamykam drzwi z powrotem na klucz, a wizytówkę od Marcela kładę na stoliku przy drzwiach.
Nie spodziewałam się takiej troski od kogoś, kto bez względnie morduje ludzi. Może nie każdy wampir jest straszny i groźny.
Kolejny raz z przemyśleń wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem podchodzę do nich, aby następnie je otworzyć.
- Dzień dobry. To będzie trzydzieści pięć dolarów. - mówi młody chłopak z promienny uśmiechem. Bez słowa podchodzę do szafki, biorę z niej naszykowane pięćdziesiąt dolarów i wracam z powrotem do drzwi. Nie wychodząc na klatkę schodową, podaje mu banknot.
Lecz ten łapie moją dłoń i próbuje zaciągnąć na zewnątrz. Tak mocno, jak potrafię, łapię się za klamkę, drzwi i próbuje je zamknąć. Na twarzy chłopaka pojawia się znajoma mi demon, a długimi kłami wgryza się w mój nadgarstek, na szczęście tak szybko, jak to robi, tak szybko mnie puszcza i z poparzoną twarzą znika. Natychmiast zamykam drzwi na klucz. Opierając się o nie zsuwam się na dół. Siadam na ziemi z podkulonymi nogami. W oczach zaczynają zbierać mi się łzy, lecz ich nie hamuje. Spoglądam na okaleczoną rękę. Rana jest, dosyć głęboka a krew zaczyna, skapywać na podłogę. Powoli wstaje i kieruję się do kuchni, odkręcam wodę i podstawiam rękę pod ciepły strumień, zaś drugą wyciągam apteczkę, a ze środka bandaż, którym po chwili zawijam rękę. Ale boli. Łzy cieką mi z oczu niemal tak szybko, jak krew z rany.
Powinnam zawiadomić Elijaha lub Marcela, ale nie chcę. Poradzę sobie sama. Jestem dorosła. Gdybym żadnego z nich nie poznała i nie dowiedziała się o istnieniu wampirów, musiała bym sama sobie radzić. Jutro pojadę do prawnika i załatwię wszystkie formalności.
Na moje szczęście znajomy któremu sprzedałam działalności mieszka jakieś dwadzieścia kilometrów stąd.
Szybkim krokiem kieruję się do sypialni gdzie rzucam się na łóżko i ze łzami w oczach zasypiam.

***

Budzi mnie słoneczko przedzierające się przez zasłony.
Niechętnie podnoszę się do pozycji siedzącej, po czym wstaję i ruszam pod prysznic.
Powoli ściągam z siebie szlafrok i bieliznę, po czym wchodzę pod gorący strumień wody, tam ostrożnie odwijam bandaż który już w całości nasiąkł krwią. Rana wygląda okropnie, jak bym sobie żyły, żyletką rozszarpała.
Jak wygląda tak boli. Ostrożnie myję rękę, następnie resztę ciała. Niestety krew nie przestaje się sączyć.
Ponownie owijam ją świeżym bandażem, lecz tym razem robię grubszą warstwę.
W sypialni ubieram bieliznę, czarną sukienkę i szpilki, następnie robię lekki makijaż, włosy zbieram w wysokiego koka. Biorę torebkę, do której chowam telefon, portfel, wizytówkę od Marcela i resztę papierów potrzebnych do transakcji po czym wychodzę z domu zamykając go na klucz. Szybkim krokiem ruszam w stronę kancelarii adwokackiej która znajduje się po drugiej stronie ulicy. Na spotkaniu z adwokatem spędziłam dwie godziny. Sporządziliśmy umowę anulowania umowy, umowę następnej sprzedaży i deklaracje zmiany przez nowego właściciela nazwy. Kiedy mam już wszystko, po co przyszłam, płacę i wychodzę na zewnątrz, kierując się do wypożyczalni aut. W drodze dzwonię do Bena i umawiam się na spotkanie. Oczywiście nie robi mi żadnych problemów. Stary przyjaciel, którego znam od bobasa, chce abym to ja, kontynuowała dzieło rodziców.
W drodze, noga samoistnie naciska na gaz. Muszę uważać, by nad tym panować.
Nie całą godzinkę później jestem na farmie Bena. Wujek jak zwykle witam mnie z otwartymi ramionami. Nie tracąc czasu, siadamy do papierów. Po omówieniu wszystkiego zapłaceniu i podpisaniu, żegnam się z mężczyzną, po czym wsiadam do auta i ruszam w stronę francuskiej dzielnicy.

***

Parkuje auto przy posiadłości i wysiadam z auta, kierując się do drzwi.
Nim zdążę zapukać otwiera mi Elijah.
- Witam.
- Dobry wieczór.
Mężczyzna wpuszcza mnie do środka.
- Mam tu umowę.
- Coś się stało, że tak szybko się zdecydowałaś?
- Nie, po prostu nie chcę mieć z tymi działalnościami nic wspólnego.
- Dlaczego?
- Tak po prostu. Możemy już?
- Oczywiście zapraszam.
Brunet prowadzi mnie do jadalni, gdzie siadam przy stole, a ten obok mnie. Kiedy zaczyna wyjmować papiery z torebki, Elijah łapie i podnosi moją zabandażowaną rękę do góry.
- Co się stało?
- Powiedzmy, że mam dwie lewe ręce.
Podaje mężczyźnie papiery.
- To jest umowa anulowania poprzedniej sprzedaży, to jest umowa aktualnej sprzedaży, a to wasza deklaracja zmiany nazwy firmy, tak aby nie była więcej powiązywana ze mną.
- Jaki był powód takiej nagłej zmiany decyzji?
- Już ci mówiłam, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
Jego podejrzany wzrok z moich oczu spada na bandaż na mojej dłoni. W wampirzym tempie zrywa mi go z ręki.
- Co to jest? Kto ci to zrobił?
Trzyma mnie mocno za nadgarstek.
- Nie wiem, kto to był.
- Jak to?
- Wczoraj, gdy mnie odwiozłeś, przyszedł do mnie Marcel, oferując swoją pomoc, krótko po tym przyszedł dostawca pizzy i mnie zaatakował. Na szczęście szybko mnie puścił.
Jego zły wyraz twarzy wywołuje u mnie strach, a kiedy widzi mój przestraszony wyraz twarzy, lekko łagodnieje.
- Czemu mnie o tym nie powiadomiłaś? Albo Marcela?
- Nie było takiej potrzeby.
- Wampir chciał cię zabić, a ty mówisz, że nie było takiej potrzeby, aby powiadomić mnie o tym.
- Dobra skończmy tę konwersację.
- Dziewczyno on mógł cię zabić!
- Ale nie zabił! Możemy wrócić do interesów?
Mężczyzna szybko składa podpis na papierach. Wkładam kopię do torebki razem z czekiem od Elijaha po czym kieruję się do wyjścia, lecz jego dłoń chwytająca mnie za zdrową uniemożliwia mi przekroczenie progu.
- Chodź ze mną.
Prowadzi mnie na górę do sypialni, w której wczoraj się obudziłam.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Rana szybko się nie zagoi. Masz uszkodzoną żyłę.
Na chwilę przybiera twarz demona po czym przegryza sobie nadgarstek i podstawia pod niego szklankę tak, aby krew spływała prosto do niej.
- Nie chcę.
- Nie bądź niemądrą. Może wdać się zakażenie.
Ten ostatni raz biorę szklankę i z obrzydzeniem wypijam zawartość, po czym odkładam ją na bok.
- Dziękuje.
Delikatnie łapie mnie za brodę i zmusza bym spojrzała mu w oczy.
- Następnym razem powiadom mnie natychmiast jeśli coś się stanie. Proszę.
- Dobrze. - mówię po krótkim zastanowieniu.
Mężczyzna uparł się odwieźć mnie do domu, a kiedy upewnił się, że jestem bezpieczna, znikł.
Niestety zasnąć udaję mi się gdzieś około drugiej.

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz