32. Challange.

501 33 6
                                    

[Elijah bierze mnie pod rękę i wyprowadza z pokoju, na zewnątrz prowadzi mnie do auta którego nie kojarzę, jako że jest dżentelmenem otwiera przede mną drzwi. Spoglądam na niego.]
- Co to za auto?
[Uśmiecham się podejrzliwie.]
-No chyba nie chciałaś jechać dynią na bal?
-Kupiłeś auto tylko po to aby zawieźć mnie na bal?
-Kupiłem auto dla Ciebie. Przypomniała mi się nasza rozmowa, w której tłumaczyłaś mi czemu nie możesz sobie kupić Bugatti, więc pomyślałem sobie że to dobra okazja...
-Żartujesz? Proszę powiedz że żartujesz.
- Nie żartuję.
[Elijah wyciąga z kieszeni kluczyki owinięte czerwoną wstążką i wkładam mi je do dłoni. Spoglądam na kluczyki i powoli mrugam.]
-Ale dzisiaj to ja poprowadzę.
[I zabiera je z powrotem.
Znowu brakuje mi słów w gębie.]
- Nie wiem co powiedzieć...
-Może dziękuję Elijah...
[Przybliża się do mnie, tak ja poprzednim razem Klaus i nachyla się tak że nasze usta dzieli tylko kilka milimetrów.]
-Dziekuje...
[Szepcze, i czym prędzej wsiadam, nie jest to łatwe bo suknia jest duża ale po krótkiej chwili siedzę już wygodnie na miejscu pasażera.
Elijah siada obok mnie i ruszamy z piskiem opon.]
-Wspaniałe auto...
-Wyjątkowe. Tak jak Ty...
[Spoglądam na niego, ale kiedy nasze wzroki się krzyżują odwracamy głowę.]
-Elijah...
-Tak wiem. Przepraszam...
[Reszte drogi jechaliśmy w milczeniu, była to bardzo niekonfortowa cisza. Plus był taki że droga nie była taka długa i po ok dwudziestu minutach podjeżdżamy pod wielki pałac. Przed bramą wjazdową stał tak zwany bramkarz, Elijah podjeżdża do niego i podaje mu nasze zaproszenia, on bez wahania otwiera bramę. Wjeżdżamy na plac i parkujemy na jednym z wolnych miejsc. Elijah wysiada z auta i podchodzi do drzwi od mojej strony, otwiera je i podaje mi rękę, łapię ją i z trudem wysiadam. Chwile się poprawiam, wygładzam sukienkę i ogarniam włosy do tyłu. Kiedy uważam że wyglądam dobrze Elijah bierze mnie pod rękę i ruszamy do wejścia pałacu.
Do wielkich podwójnych drzwi prowadzą schody na których jest pościelony złoty dywan, wchodzimy na niego i ruszamy.
Zaczynają ogarniać mnie niepokojące myśli. Oni są niebezpieczni, nieprzewidywalni i potężni. Co skłoniło ich do zaproszenia mnie? Fakt jestem zapraszana na różne gale, eventy czy imprezy... Ale na balu byłam tylko dwa razy w życiu. Pierwszy raz kiedy świeżo przeprowadziłam się do Nowego Orleanu a drugi gdy mnie porwano.
Nie mogę zrozumieć ich motywacji...
Elijah wyczówa mój niepokój bo nachyla się i szepcze mi do ucha.]
- Nie denerwuj się tak... Będzie dobrze...
[Uśmiecham się do niego nie śmiało i rozglądam się po pomieszczeniu. Znajdujemy się w wielkiej sali balowej, większej niż salon Mikaelsonów. Jest ona przystrojona w dwa kolory złoty i czerwony. Z sufitu zwisaja tancerki na wstażkach, ubrane na złoto w maskach. Na samym środku jest wilki bar, do którego właśnie prowadzi mnie Elijah.
Kiedy przeciskamy się przez tłumy, niepostrzeżenie podchodzi do nas ciemnoskórą, krótko ścięta, piękna kobieta, którą widziałam wczoraj w nocy. Uśmiecha się do mnie jak by chciała a nie mogła i podaje mi dłoń.]
-Panno Evans. Bardzo nam miło że jednak się pani zjawiła. Aya Al-Rashid.
-Miło mi. Proszę mówić mi Nora.
-Aya.
[Podaje jej dłoń i lekko ściskam. Po krótkiej chwili dziewczyna puszcza nie przestając patrzeć mi w oczy.]
-Mnie również Nora. Do zobaczenia.
[Uśmiecham się delikatnie, z Elijahem omijamy ją i idziemy do baru przy którym stoi wystrojony w smoking Marcel.]
-Wow Nora wyglądasz...
- Jak beza?
- Nie wyglądasz przepięknie.
-Dziekuje. Ty również wyglądasz wspaniale...
[Oboje zaczynamy się śmiać. Nie wyszedł mi ten formalny tekst ale chociaż trochę można się wyluzować.]
-Proszę.
[Marcel podaje mi szota a Elijah zamawia sobie Bourbon. Wybijam szybko mój trunek i odwracamy się do Elijaha.]
-Kto to ta Aya?
-Jedna z najstarszych tu. Ma ponad 800 lat. Pomaga Tristanowi, jest jego prawą ręką...
-Kto ją zmienił?
- Ten który nas wszystkich zmienił...
[Odwracam się do nieznajomego mężczyzny. Jest bardzo podobny do Elijaha. Wysoki, przystojny, spięty. W garniturze. Podaje mu dłoń a on ją delikatnie całuje.]
-Tristan de Martel.
-Nora Evans...
-Pozwolę sobie powiedzieć że wygląda pani olśniewająco w tej sukni. Czy wszystko pasowało?
-Tak jak widać, lecz bieliznę odeślę z powrotem...
-Nie podobała się pani?
-Nie w tym rzecz... Moim zdaniem takie prezenty są nie na miejscu.
[Moja odpowiedź zdziwiła wszystkich, nawet mnie. Miałam ochotę ochrzanić go za taki prezent. Poczułam się urażona, ale wolę posłuchać się Elijaha i nie robić scen.]
-Ma pani rację panno Evans. Proszę mi wybaczyć z to vopa.
[Nie chętnie się uśmiecham i kiwam głową.]
-Znam wiele pani pięknych piosenek. Ma pani niebywały talent. Bardzo rzadko spotyka się tak wyjątkowy dar. Czy była by pani skora zaprezentować nam jedną z nich?
[Chwile muszę się zastanowić nad tym bo mam mały uraz do śpiewania na balach, ale do głowy wpada mi pewien pomysł jak zemścić się. Zastanawiam się nad jedną z moich pierwszych buntoniczych piosenek i z uśmiechem kiwam mężczyźnie.]
-Oczywiście to będzie czysta przyjemność.
-To wspaniale podejede za chwilę do orkiestry i każe im się przygotować.
-Oczywiście.
[Całuje mnie jeszcze raz w rękę i odchodzi. Odwracam sie do baru i zabieram Elijahowi z ręki jego trunek i wybijam go ciurkiem, to samo robię z Marcela trunkiem. Elijah się uśmiecha i szepcze.]
-To nie skończy się dobrze...
- Nie skończy...
[Szepcze mając nadzieję że mnie nie usłyszą, ale ich śmiech mówi mi że jest inaczej. Elijah towarzyszy mi w drodze na scene, pomaga mi na nią wejść a ja od razu kieruję się do orkiestry. Cierpliwie tłumaczę im jak grać po czym podchodzę do mikrofonu i go testuje. W tym czasie wszyscy odwracają się przodem do sceny. Na czele stoi Aya i Tristan. Kiedy muzyka zaczyna grać a ja zaczynam śpiewać moja piosenke* wszystkim opadają szczęki, tylko Elijah i Marcel muszą się śmiać.
Piosenka nie należy do tanecznych, a przynajmniej nie na bal.
Po krótkiej chwili zaóważam że Elijah i Marcel nie przestaje się uśmiechać, a mina Tristana rzędnie.
Kiedy piosenka się kończy ja się kłaniam, a Elijah znosi mnie że sceny.]
-Przypomnij mi żeby nigdy Cię nie wkurzyć.
[Na co się uśmiecham i ciągnę go do baru. Kiedy mam zamiar zamówić sobie kolejną kolejkę podchodzi do nas Tristan.]
-To było... niezłe przedstawienie...
-Starałam się...
[Uśmiecham się złośliwie.]
-Zapraszam Panią na piętro.
[Spoglądam na Elijaha, to na Tristana. Ten kiwa i rusza w stronę schodów. Zanim ruszymy z Elijahem za nim wypijam szota, po czym Elijah bierze mnie pod rękę i idziemy w stronę schodów.
Po drodze rozglądam się raz jeszcze, ale nie dostrzegam Marcela.
Na górze kierujemy się do największej sali w której znajduje się Marcel, Tristan, Aya i parę innych wampirów których nie znam.]
-Dobrze jesteśmy w komplecie więc zaczynajmy.
[W wampirzym tepie zamyka za nami drzwi na co mocniej łapie Elijaha za rękę.]
-Marcelu, Noro. Zaprosiliśmy was dzisiaj na bal z jednego powodu. Pragniemy was mieć w naszej społeczności. Jesteście potężni i wpływowi a my takich uwielbiamy...
[Marcel mu przerywa.]
-A co jeśli nie będę chciał?
-Do rana umrzesz...
[Spoglądam z niepokojem na Elijaha ale ten patrzy że złościa na Tristana.]
-Dziś na balu została ukradziona wam dwóm bardzo cenna rzecz. Musicie zastanowić się kto ją ma a później stoczyć z tą osobą walkę. Na śmierć i życie.
[Zastanawiam się co mogło zostać mi skradzione jak przyjechałam bez niczego. Zaczynam przewijać palcami i uświadamiam sobie że czegoś mi brakuje, podnoszę dłoń i spoglądam na nią.
Niema! Niema! Nie ma mojego pierścienia! Elijah łapie mnie za tą dłoń i spogląda.
W mgnieniu oka przyszywa Tristana do ściany.]
-Oddaj pierścień!
-Sama musi go znaleźć.
-Dobrze wiesz że nie jest w stanie pokonać żadnego z was. Ma parę dni.
-Poradzi sobie.
[Tristan odsówa od siebie Elijaha i kieruje się do mnie.]
-Macie godzinie. Po upływie tego czasu widzimy się z powrotem tutaj.



*Kehlani Gangsta

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz