40. Krwawy Rytułał.

459 27 6
                                    

[Budzę się.
Nie jestem już na kanapie. Sypialnia. Jestem w swojej sypialni, przypięta kajdanami do łóżka.
Moja złość nabiera na sile, na co zaczynam czuć ból w okolicach gdzie mam przypięte kajdany.
Spoglądam na nadgarstki, i widzę że są całe we krwi.
Kiedy zaczynam się szarpać do pomieszczenia wchodzi czarownica. Tak jak poprzednim razem podchodzi do mnie i ustawia dłonie nad moja głową. Wymawia dobrze mi już znane zaklęcie, na co zaczyna boleć mnie głowa. Ale podczas tych kilku dni nauczyłam się że ból może być motywatorem.
Moi oprawcy też nie należą do bystrych bo nie zdali sobie sprawy z tego że każde ich słowo słyszę. Nawet jeżeli jestem nie przytomna.
Ale tym razem nie dam sobą tak pomiatać.
Kiedy zaklęcie się kończy jak nigdy leżę nieruchomo.
Czarownica zagląda mi w oczy i się uśmiecha. Po czym podchodzi do moich kostek i uwalnia je z kajdan. Po chwili gdy widzi że nic nie robię uwalnia moje nadgarstki.]
-Wstań!
[Robię jak mówi. Po mimo wrzącej złości w moich żyłach nie chcę znowu przeżywać tego co przeżywałam przez ostatnie trzy dni.
Mogła bym ja zabić i to szybko ale z tego co usłyszałam to Lucjana już nie zabije. Ale to ostrze może go zatrzymać na wieczność w bezruchu.]
-Chodź za mną!
[Idę za czarownicą która prowadzi mnie do salonu. Staje tam gdzie mi pokazuje. Po czym wolnym krokiem podchodzi do mnie nieśmiertelny wampir.]
-No no. Postarałas się. Posłuszna jak nigdy. Co jeszcze zrobi?
-Wszystko co jej powiesz...
[Wampir się uśmiecha, na co zaczynam czuć niepokój ale nie daje go po sobie poznać.]
-Pocałuj mnie.
[Nie wacham się, bo poznali by że zaklęcie nie działa. Zbliżam się do mężczyzny i z obrzydzeniem składam najbardziej normalny pocałunek na jaki mnie stać. Kiedy mnie od siebie odsówa, zagląda mi głęboko w oczy po czym podchodzi do czarownicy i coś jej szepcze do uszu.
Ja nadal stoję bez ruchu w miejscu w którym mnie zostawił.]
-Nora wychodzimy!
[Robię co mówi.
Prowadzą mnie do auta i ruszamy.
Po kilkunastu minutach zatrzymuje się na bagnach, po czym prowadzą mnie do małego domku znajdującego się tam.
Wchodzimy do środka. Każą mi stać przy oknie i mówić im co się dzieje. Po czym oni podchodzą do ksiąg czarów które tam są i zaczynają je przeglądać.
Nie wiem ile tak stoję, nie krócej niż kilka godzin.
Kiedy dostrzegam znajome sylwetki za drzewami czuje wielką ulgę.
Bez słowa odwracam się do wampira i czarownicy. Ponosze obie pięści do góry, na co Lucian i czarownica klekają.
Ich zdziwione miny są lekkim ukojenie dla mojej duszy ale to bardzo krótkotrwała ulga.
Powoli podchodzę do czarownicy i lekko przekręcam nadgarstek, drugi pozostawiając bez ruchu.
Czarownica zaczyna krzyczeć z bólu, a to z powodu łamiących się w jej ciele kości.
Lucian udaje że to go nie rusza ale w jego oczach dostrzegam cień złości.
Kiedy dziewczynie z oczu zaczynają lecieć krwawe łzy bez mrugnięcia okiem skręcam jej kark.
Jakąś nieznajoma siła każe mi dotknąć martwego ciała dziewczyny.
Delikatnie dotykam jej policzka, razem z tym ruchem czuje przypływ dobrej, pozytywnej mocy. Skóra dziewczyny przez ten czas zrobiła się szara w krwiste rzyły.
Po chwili wstaje i podchodzę do Lucjana. Bez słowa rzucam na niego to samo zaklęcie które próbowała rzucić na mnie jego czarownica, z tym że zaklęcie podziałało. Wampir powoli wstaje i idzie za mną na zewnątrz.
Elijah i Klaus na mój widok w wampirzym tempie znajdują się przy mnie.]
-Nic Ci nie jest?
-Tego bym nie powiedziała.
- Co się stało skarbie?
-Macie ostrze?
-Nie oddam mu to...
-Daj go mnie.
-Wykluczone...
[Podnoszę pięść do góry na co Klaus i jego rodzeństwo klęka. Podchodzę do hybrydy i wyciągam z jego kieszeni ostrze.]
-Pożałujesz tego...
-Nie boję się...
[Szepcze mu na ucho.
Następnie podchodzę do Luciena i jednym ruchem wbijam mu ostrze w klatkę piersiową.
Wampir bez słowa upada bolały na ziemię i przestaje się ruszać.
Radość z wygranej przysłania mi czeźwość myślenia. Dopiero po chwili oriętuje się że Klaus przy gwoździł mnie do drzewa.]
- Co to miało być?
-Mam już dość tego że wszyscy mną pomiatają...
-O czym Ty do cholery jasnej mówisz?
-Wiesz co przeżywałam przez ostatnie dni?
- Nie...
[Klaus zrobił się bardziej ponury.]
- Nie nie wiesz, i nigdy się nie dowiesz.
[Nadal nie wypuściłam złości z rzył.
Siłą woli odsówam od siebie Klausa i tak jak poprzednim razem rzucam go i jego rodzeństwo na kolana.]
-Nora to my...
- Wiem że to wy...
[Czuje jak oczy mi płoną.
Skręcam wszystkim zebranym tu, po kolei kark. Wszystkim prócz Freyi.
Wypowiadam zaklęcie które pozwala kontrolować mi żywioły. Siłą woli przyszywam Freye do drzewa, na co roślina obejmuje ją gałęziami, podobnie dzieje się z ziemią. A mianowicie z ziemi wyłaniają się przeróżne korzenie które oplatają czarownice jak węże.
Szybko zabezpieczam rośliny aby dziewczyna nie mogła się uwolnić, po czym wypowiadam zklęcie, pstrykam palcami i z powrotem znajduje się w swoim domu.
Coś muszę zrobić. Nie chcem tu nikogo więcej widzieć.
Tak szybko jak potrafię przeszukuje szafki, po krótkiej chwili znajduje kilka z wielu ksiąg czarów Freyi.
Tyle czasu spędziłam nad nimi że zapominałam że mam ich aż tyle.
Rozkładam je na moim zakrwawionym łóżku i wypowiadam zaklęcie szukające.
Po mimo że światła są zgaszone to kiedy rzucam zaklęcie, światła w całym domu rozbłyskają a wszystkie świece zachodzą ogniem.
Spoglądam na księgę która się otworzyła pod wpływem wypowiedzianego zaklęcia.

Zaklęcie bezpieczeństwa

Tak tego potrzebuje.
Biorę jedną z z zapalonych świec. Stawiam ją w kuchni, tak jak jest w księdze napisane. Stanąć w sercu domu.
Zaczynam wypowiadać zaklęcie.
Kiedy rzarówki w kuchni pękają wiem zaklęcie działa.
Na moje szczęście zdążyłam bo do domu, o dziwo, ktoś puka.
Podchodzę do drzwi i nie wychodząc na zewnątrz otwieram je.]
- Co to miało być?
-Obrona własna...
-Przecież dobrze wiesz że z naszej strony nic Ci nie grozi.
-Ja już nic nie wiem.
-Nora...
[Elijah próbuję się zbliżyć ale nie pozwala mu na to niewidzialna ściana która stoi na miejscu drzwi.]
- Co?
- Nie ufam.
-Nam? Nora...
-Nikomu.
[Kątem oka dostrzegam Freye jak próbuję rzucić czar na mój dom. Macham ręką w jej stronę, przez co usta Freyi sie sklejają.]
-Nora co się z Tobą dzieje?
-Nic. Zawsze taka byłam. Nie zawsze to pokazywałam... Teoretycznie powinnam być wdzięczna Lucianowi za to że przez te tortury wiem kim jestem.
- To nie Ty... Proszę wyjdź do nas...
[Wychodzę na zewnątrz. Nie bo im ufam. Wychodzę bo chce zobaczyć czy wciąż mi ufają.
Kiedy jestem na zewnątrz. Kol w wampirzym tempie zakłada mi kajdany które nosiłam przez ostatnie trzy dni.
Zaczynam się uśmiechać, na co Elijah i Klaus spoglądają na siebie z niepokojem.
Podnoszę dłonie na wysokość mojej twarzy.
Szybkim mocnym ruchem obijam obie kajdanki o siebie które opadają na ziemię. Podnoszę dłonie do góry i wypowiadam zaklęcie które nie pozwoli wampirom wstać. Podchodzę pierw do Klausa.]
- To nie Ty Nora...
-Z kąt wy możecie wiedzieć kim ja jestem? Przed oczami mieliście zawsze dobrą Nore. Nie to nie ja...
[Przykładam dłonie do policzków Klausa. Ten początkowo delikatny gest zmienia się w krwawy rytuał. Który topi jego gałki oczne. Po czym upada bez ruchu na ziemię. Następnie podchodzę do Kola.]
-...Teraz to jestem ja, wolna. Praktycznie uwolniona, od każdego uczucia jakiego miałam w sobie...
[Przykładami palce do jego skroni na co z jego oczu zaczynają płynąć krwawe łzy. A to dlatego że ztopiłam mu mózg. Upada bez życia jak jego brat. Na koniec wolnym krokiem podchodzę do Elijaha.]
-Nora. Dobrze wiesz co do Ciebie czuje...
- Tak wiem. Ty również wiesz co do Ciebie czułam. Ale w tej chwili uczucia w moim Ciele nie istnieją. Mam już serdecznie dosyć tych gierek. Wy wszyscy jesteście tacy sami. Od dzisiaj nie należę już do was...
[Podnoszę pięść na wysokość twarzy Elijaha i szybkim ruchem ją obkręcam na co wampir upada bez życia. Nie zwracając uwagi na nic wchodzę z powrotem do domu.]

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz