42. Znowu.

491 28 5
                                    

[Odwracam się przodem do wampira i zaczynam mu się przyglądać.]
-Patrzysz się.
-Tak troszeczkę.
[W nieludzkiej tempie kładzie się na mnie unieruchomiając moje nadgarstki nad moją głową.]
-Przepraszam Cię Elijah.
-Za co?
-Za to co zrobiłam tobie i twojemu rodzeństwu.
-Nie panowałaś nad sobą...
[Nie pozwalając mi nic powiedzieć przykłada usta do moich i składa na nich delikatny pocałunek, po czym wstaje i zaczyna się ubierać.]
-Do kąt się wybierasz?
-Mam kilka spraw do załatwienia.
-Wrócisz dziś?
-Wrócę skarbie.
[Po czym całuje mnie w czoło i znika.
Powoli wstaję z łóżka i ruszam w kierunku toalety aby się umyć, uczesac i wymalować.
Kiedy w samej bieliźnie wychodzę z łazienki kieruje się do kuchni. W oknie dostrzegam jakiś cień.
Otwieram drzwi wejściowe a na wycieraczce leży staroświecka koperta, taka w jakiej ostatnio dostałam zaproszenie na bal do Strixów.
Biorę ja do ręki i zamykam drzwi. Otwieram kopertę i wyjmuje kartkę.

Serdecznie zapraszamy pannę Nore Evans na kolację z okazji przyjęcia panny w nasze szeregi. Dziś o godzinie 16:00. Siedziba The Strix.

Tristan de Martel

Tyle czasu minęło od kąt zabiłam Shena a oni teraz zapraszają mnie na kolację z okazji mojego przyjęcia.
Kładę kopertę na stole i spoglądam na zegarek. 13:50.
Może jednak pójdę. Przecież nic mi już nie grozi. Jestem dla nich za silna.
W wampirzym tempie znajduje się w sypialni. Zaglądam do szafy i wyciągam sukienkę. Tradycyjną czarną mini, do tego czarne szpilki, mocny makijaż, rozpuszczone włosy i... A no właśnie tak na wszelki wypadek łańcuszek od mojej babci.
Jestem gotowa po piętnastej. Biorę kluczyki od auta i ruszam pod adres w którym ostatnio powaliłam kilka set wampirów na ziemię.
Pół godziny później jestem już na miejscu. Parkuje auto za wielkim pałacem i wychodzę. Kieruje się do wielkich podwójnych drzwi które zanim złapie za klamkę same się otwierają.]
-Witamy panno Evans ponownie.
[W drzwiach staje Tristan z Ayą. Wampir podaje mi rękę, ja ją omijam i wchodzę do środka.]
-Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie podziękuje za zaproszenie ponieważ nie jestem częścią the Strix i nigdy nie będę.
-Dla nas jesteś. Wygrałaś choć tylko skręciłaś Ayi kark. Było by łatwiej wyznaczyć Ci zadanie gdybyśmy wiedzieli że jesteś heterykiem...
-Informacja w ogóle wam nie potrzebna.
-Jestem innego zdania.
[Prowadzą mnie do pomieszczenia w którym ostatnio była sala balowa. Teraz na na środku sali stoi wielki okrągły stół. Tristan odsówa jedno z krzeseł abym mogła usiąść. Zajmuje miejsce a obok mnie Tristan.]
- Co ja tu robię?
-Chcieli byśmy Ci przedstawić czym zajmują się the Strix i jakie zajmujesz w tym miejsce.
-Żadne. Już wam mówiłam że nie jestem tego częścią.
-To czemu wypełnilaś zadanie?
-Broniłam się.
-W bardzo spektakularny sposób. Ile czarownic jest w stanie powalić kilkaset wampirów na ziemię, na raz?
-Żadna?
-Żadna. Właśnie. Jeżeli zgodzisz się zostać w naszych kręgach zapewnimy Ci wspaniałego nauczyciela magii, pomożemy Ci ze wszy...
-O nie nie nie już wiem o co wam chodzi...
-Panno Evans nasze względy są czyste proszę mi wirzyć. Jesteśmy jak rodzina a z tego co nam wiadomo brakuje pani rodziny.
- Nie wasza sprawa...
- Tak nie nasza ale proszę rozważyć naszą propozycję...
-Rozważę.
[A co mi szkodzi. Teraz już jestem odporna na różne podstępy.
Po kolacji szybkim krokiem ruszam do auta i z piskiem opon ruszam w stronę domu.
Pod domem zauważam auto Elijaha, siedzi tam gdzie wczoraj czekał na mnie. W wampirzym tempie wysiadam z auta i podchodzę co niego.]
-Gdzie byłaś?
-Na zakupach?
-A wracasz bez nich?
-Punkt dla Ciebie. Byłam u Strixów.
- Po co?
-Przysłali mi zaproszenie to co miałam odmówić?
-Tak...
- Oj nie przesadzaj...
-Co chcieli?
-Udowodnić mi że do nich należę. Ale ja im udowodniłam że nie należę.
-Co zrobiłaś?
-Nic tym razem tylko rozmawialiśmy...
-Nic poza tym?
-Nieee.
-No dobrze.
[W domu siedzieliśmy z Elijahem i rozmawialiśmy cały wieczór. Było miło, nawet bardzo. Jak za starych czasów. Sytuacja się zmieniła kiedy usłyszeliśmy bijące się szkło i alarm samochodu. Z nieludzką prędkością znajdujemy się na dworze. Nikogo tam nie ma oprócz mojego pobitego auta. Podchodzimy bliżej.]
-Kto to?
- Nie wiem. Nora może wejdźmy...
[Nie zdążył skończyć bo oboje padamy na kolana na skutek nie wiary godnego bólu głowy. Kawałkiem siły podnoszę głowę i spoglądam na ciemnoskórą kobietę przed nami.]
-Celeste...
[Mówię łamanym głosem. Podnoszę rękę do góry i siłą woli próbuję złagodzić ból. Na tyle ile mi się to udało wstaję i wyciągam drugą rękę w stronę dziewczyny. Rzucam takie samo zaklęcie jak ostatnio rzuciłam na Freye. Z ziemi zaczynają wydobywać się korzenie i gałęzie drzew, oplątują czarownice jak węże przy okazji łamiąc jej ręce. Kiedy zaklęcie które na mnie i Elijaha przestało działać podchodzę do dziewczyny i spoglądam jej w oczy.]
-Czego chcesz?
-Tego co twoje...
[Łapię ją za szyję i zaczynam dusić.]
-Czego chcesz?
[Mówię przez zęby.]
-Twojej mocy...
-Możesz pomażyć.
[Na moje kiwnięcie natura puszcza czarownice na co ta pada na ziemię.]
- Nie powstrzymasz nas...
-Kogo?
-Czarownice z Nowego Orleanu. One będą chciały twojej mocy...
- Nie boję się nikogo. Pozabijam każdą po kolei jeżeli będzie to konieczne...
[Łapię dziewczynę za szyję i podnoszę ją do góry.]
-A zacznę od Ciebie...
[Elijah łapie mnie za ramię i lekko szarpie do tyłu.]
-Nora...
[Siłą woli przyszywam go do drzewa na przeciwko. Wysówam kły i wbijam je w szyję czarownicy. O dziwo nie protestuje. Wypijając z jej ciała krew wypijam również całą jej moc. Kiedy dziewczyna upada bez życia na ziemię ja również bo czuje jak serce zaczyna mnie boleć. Po krótkiej chwili tracę przytomność.]

Diamentowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz