◈Rozdział 2◈

139 10 0
                                    

Genevieve

Przełknęłam głośno ślinę i skrzywiłam się, kiedy na ten gest bestia oblizała skórzaste, szare wargi. Wpatrywałam się w bezdenne ślipia, a ludzie zdziwieni moim zawieszeniem powoli odwracali głowy w stronę nowoprzybyłego. Czułam na sobie spojrzenie potwora i miałam wrażenie, że ogarnął mnie paraliż.

Ludzie zaczęli krzyczeć, uciekać i panikować, ale ja pozostałam nieruchoma przy instrumencie, będącym częścią mnie i nie odrywałam spojrzenia od stworzenia, które z każdym krokiem nienaturalnie wygiętych nóg było coraz bliżej. Miałam wrażenie, że znalazłam się za szkłem. Czułam się, jakbym nagle wpadła do wielkiego jeziora. Obrazy i dźwięki były zniekształcone, przytłumione. Wydawało mi się, że to nie był świat, do którego należałam. Nie przyswajałam informacji, nie rozumiałam, co się działo. Tępo patrzyłam w jeden punkt – ciemne, bezdenne ślipia pełne głodu. Obecna ciałem, ale nie duchem.

Jak przez mgłę poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramię, ale nie potrafiłam odwrócić głowy od stwora, który nigdy nie powinien się tutaj znaleźć. Co to w ogóle było? Być może biologia nie należała do uwielbianych przeze mnie przedmiotów, ale byłam pewna, że nikt nigdy nie wspominał o istocie ze zniekształconym, bezwłosym łbem, przywodzącą na myśl największe koszmary...

– Genevieve... – usłyszałam zdławiony głos – Gen... Błagam cię... Musimy uciekać... Słyszysz?!

Na wpółprzytomnie spróbowałam się odwrócić i zadarłam głowę do góry, bo wciąż siedziałam na dobrze mi znanej drewnianej ławeczce. W tamtej chwili wydawała mi się jedynym oparciem, tylko dzięki niej jeszcze nie upadłam. W końcu napotkałam przerażone spojrzenie znajomych szarych tęczówek. Ivy.

– Gen. Błagam cię, ocknij się. – jęknęła i znowu mocno szarpnęła – Zaraz będzie za późno...

Po raz kolejny spojrzałam w stronę widowni, gdzie ludzie biegali jak szaleni, a trzy wysokie na dwa metry, o rozwartej paszczy kryjącej rzędy ostrych zębów istoty powolnym krokiem zbliżały się do sceny – granicy, której nie mogły przekroczyć.

Kątem oka zauważyłam, że kilku bardziej opanowanych ludzi próbuje dostać się do wyjścia, ale niestety te zablokowane były przez strażników, a ich oczy wypełniała pustka, czego nawet nie próbowałam zrozumieć. Docierał do mnie tylko jeden fakt. Ivy, moja bratnia dusza, była przy mnie, nie zostawiła mnie.

W jednej chwili wszystko wróciło. Dźwięki doszły do mnie ze zdwojoną siłą, mięśnie napięły się gotowe do ucieczki, a ja w końcu mogłam coś powiedzieć, zrobić. Nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło, ale czułam, że muszę ratować, nie tylko siebie, ale także przyjaciółkę. Zerwałam się z ławki i złapałam blondynkę za nadgarstek.

– Szybko. – poleciłam tylko.

Rzuciłyśmy się biegiem w stronę bocznego zejścia ze sceny, nie zważając na ryki i huki, które słyszałyśmy po drodze. Coś odbiło się z trzaskiem od ściany po naszej prawej, więc odruchowo osłoniłam głowę i pobiegłam dalej. Ivy jęknęła, ale nawet nie próbowała zwalniać, za co miałam ochotę ją uściskać.

Wpadłam do ciasnego pomieszczenia pełnego wieszaków i kosmetyków i wciągnęłam blondynkę, po czym najciszej jak potrafiłam zamknęłam drzwi. Moja przyjaciółka wczołgała się pod wciśnięty w kąt stolik i spróbowała zasłonić go pudłami, chociaż szło jej to jak po grudzie, a ja rozejrzałam się dookoła.

W oczy rzucił mi się flakon perfum, więc czym prędzej poderwałam go i zapełniłam zapachem cały pokój. W końcu chodziło o zwierzęta, mogły nas bez problemu wyczuć, prawda? Wsunęłam się pod stół, kiedy niedaleko nas rozniósł się głośny ryk i wstrzymałam oddech, kiedy zbliżające się kroki ucichły tuż po drugiej stronie drzwi. Jak niewiele dzieliło nas od śmierci...

The Elements. Pierwsza misja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz