Genevieve
Zbiegłam po schodach i kolejnych i popędziłam w stronę wyjścia do ogrodu, który obserwowałam po przebudzeniu, wymijając zdziwionych uczniów i popychając niektórych z nich. Czułam narastającą w piersi panikę, która boleśnie ściskała mi płuca.
Wybranka. Wybrańcy. Wielkie zło. Te słowa towarzyszyły mi przez całą drogę, jakbym uciekała właśnie przed nimi. Biegłam co tchu obijając się o każdego. Nie potrafiłam spojrzeć im w oczy, kiedy wszystko stało się jasne. Nie patrzyli na mnie, dlatego że byłam nowa. Widzieli we mnie ratunek, zbawczynię i tę, która dopełni przepowiedni. Nie wiedzieli, co musiałabym poświęcić, czego się wyrzec, kogo zostawić, albo narazić na niebezpieczeństwo...
Z całej siły pchnęłam drzwi, nie zważając na szron powstały w miejscach, w których przyłożyłam dłonie. Wszystko wydawało mi się nieważne, chciałam tylko wrócić do Nowego Jorku, do babci Teritii, do Ivy i Nathana. Marzyłam, żeby móc znowu się w niego wtulić, zapomnieć o tym całym przedstawieniu.
Wysoka trawa łaskotała mnie w stopy w miejscach, gdzie kończyły się baleriny, a blask słońca oślepiał na tyle, że nie wiedziałam, dokąd biegnę. Jednak pomimo ciepłego wiatru i jasnych promieni słońca było mi przeraźliwie zimno. Czułam, jak zamarzam od środka i nie potrafiłam tego powstrzymać. Musiałam wrócić do domu...
Stanęłam jak wryta, kiedy zdałam sobie sprawę, że dobiegłam na skraj klifu. Przepaść ciągnęła się kilkanaście metrów w dół, a z wody blisko brzegu wystawały ostre skały. Nie mogłam przecież skoczyć.
Za dużo bodźców, za dużo ludzi, za dużo informacji... Złapałam się za głowę i wplątałam dłonie we włosy. Dlaczego to musiałam być akurat ja? Czy to, że byłam sierotą bez konkretnych planów na przyszłość nie wystarczało, żeby zostawić mnie w świętym spokoju?
W jednej chwili zapragnęłam porozmawiać z Ivy. Jako moja najlepsza przyjaciółka znała mnie bardziej niż ja sama, na pewno poradziłaby sobie z tym o niebo lepiej. A Nathan...
– Wszystko w porządku, panienko? – odwróciłam się gwałtownie w stronę, z której dochodził męski głos – Coś się stało?
Przede mną zebrało się pięciu strażników, każdy miał przy pasku miecz, a ciało pokrywały kamizelki z pozszywanych kawałków ciemnej skóry. Z niezrozumieniem rozejrzałam się dookoła, żołnierze nie stali przede mną, oni mnie otoczyli. Zrobiłam krok w tył i jeszcze jeden. Nie wrócę do akademii, nie mają prawa mnie tam zaciągać.
– Chcemy tylko pomóc. – powiedział mężczyzna, który stał naprzeciwko mnie, najprawdopodobniej ich przywódca.
– Odejdźcie. – szepnęłam tylko, bo głos mi się załamał – Chcę być sama.
Kolejny krok w tył. Czułam, jak ziemia pode mną twardnieje, zamarza. To samo działo się z dłońmi, zewsząd ogarniał mnie mróz i chłód. Oddech przyspieszył, kiedy strażnicy zawęzili krąg, zmuszając mnie do kolejnego kroku. Coś boleśnie ścisnęło mi się w piersi, zadrżałam.
Mężczyzna cały czas mówił, ale jego słowa zlewały się w jedno i jak przez mgłę docierały do moich uszu. Zerknęłam na trawę przede mną, na której jeszcze przed chwilą stałam. Ziemię pokrywała gruba warstwa śniegu i lodu, a przecież dookoła ewidentnie panowała wiosna. Zakręciło mi się w głowie, kiedy dotarło do mnie, że to moja wina. Ja to zrobiłam...
Jeszcze jeden krok do tyłu i...
Grunt osunął mi się spod stóp. Krzyknęłam, kiedy spadłam z klifu, a całe życie mignęło mi przed oczami. Wtedy gwałtownie się zatrzymałam czując na nadgarstku mocny uścisk.
CZYTASZ
The Elements. Pierwsza misja (ZAWIESZONE)
FantasíaW dzień swoich osiemnastych urodzin Genevieve „Gen" Garner dowiaduje się, że posiada moc żywiołu wody. Przytłoczona nowymi informacjami, osobami i rzeczywistością, stara się wszystko poukładać. Jej życie zmienia się diametralnie i tylko ona sama moż...