Rozdział 44

46 6 0
                                    

CARA

     Kazałam Marthcie wracać do pracy i swoich obowiązków, a sama przygotowałam się na atak. Ubrałam wygodne ciuchy i wzięłam jak najwięcej broni. Potrzebowałam wszystkiego. Miałam ze sobą długo zmienny sztylet i kilka małych nożyków. Do tego wzięłam też linę, a na dłonie wsunęłam czarne rękawiczki.

     Chodziło o to żeby wtopić się w tłum i jak najdłużej być niezauważalnym. Dlatego właśnie wykorzystywałam każdy możliwy cień i uważnie obserwowałam strażników. Królowa zwiększyła liczbę wartowników o połowę, chociaż jest możliwość, że to była zasługa generała.

     Przemknęłam przez kuchnię, ponieważ zdecydowałam się na powrót tą właśnie drogą, niezauważona. Opuściłam po cichu pomieszczenie i przywarłam do ściany, kiedy usłyszałam podniesione głosy.

- Bądźcie czujni, ona może być wszędzie. - no jasne, William.

- Podwoiliśmy straże i wzmocniliśmy barierę ochronną...

- Sza! - syknął nagle generał - Nie mów tak głośno. Pewnie słucha.

     Oczywiście, że słuchałam. Jaką, do jasnej cholery, barierę? A co, jeżeli nie dam rady przez nią przejść? Jeżeli mam zbyt mało siły...? Nie! Weź się w garść, Cara - powtarzałam sobie w myślach. Dam radę. Musiałam.

     Powolnymi ruchami oddaliłam się od Williama i ruszyłam przed siebie. Wczoraj Martha pomogła mi stworzyć mapę. Wiedziałam mniej więcej, gdzie się kierować, ale nie miałam stuprocentowej pewności. Musiałam znaleźć jaskinię, w samym centrum królestwa. Trudne...

     Nagle uderzyłam palcami u stóp w ogromny kamień. Potknęłam się i przewróciłam, dusząc krzyk. Bolało, jak cholera, ale nie mogłam zdradzić swojej pozycji. Złapałam się za kostkę, jakby to miało pomóc i od razu zaświeciłam oczy. Wyczułam, że złapałam jeden z palców, więc czym prędzej się uleczyłam. Niestety, było za późno...

- Tam! Coś usłyszałem! - krzyknął jakiś wojownik.

- To może być ona! - krzyczał drugi.

- Wezwać posiłki! - dołączył się trzeci.

     Podniosłam się z podłogi i rzuciłam biegiem wzdłuż korytarza. Mój oddech stał się urywany, a klatka piersiowa coraz szybciej się podnosiła, ale biegłam dalej. Nie mogłam poddać się w takim momencie. Wpadłam do małego pomieszczenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

- Nareszcie. - wypuściłam z ust powietrze.

- Yyy, przepraszam? - usłyszałam za sobą głos.

     Gwałtownie odwróciłam się przodem do kobiety i zdałam sobie sprawę, że weszłam do jej pokoju. Cholera! Podjęłam szybką decyzję - podbiegłam i wystawiłam przed siebie dłoń. Moje oczy od razu zaświeciły się na niebiesko, a ja skleiłam szronem usta mieszkanki pokoju.

- Naprawdę mi przykro. - westchnęłam tylko, po czym otworzyłam drzwi i wybiegłam na korytarz.

     Przebiegłam kilka korytarzy, starannie omijając straże. W końcu wygląd korytarzy zaczął się zmieniać. Stopniowo dało się zauważyć więcej kamieni, jak w jaskini, a powietrze stawało się rzadsze, jakby w pobliżu znajdowała się woda.

     Ten fakt niezmiernie mnie ucieszył, bo wiedziałam, że jestem już blisko. Niestety moja radość nie trwała długo, bo zza jednego zakrętu wyszło nagle sześciu strażników. Dokładnie zilustrowałam ich wzrokiem żeby mieć jakąkolwiek przewagę, po czym się odezwałam:

- Spokojnie, panowie. - wystawiłam przed siebie ręce, jakbym uspokajała dzikie zwierzę - Nie chcę nikogo skrzywdzić.

- Ściga cię całe królestwo. - odezwał się jeden, a ja zdałam sobie sprawę, że to Blase - Gdzie zmierzasz?

The Elements. Pierwsza misja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz