Rozdział 41

36 5 0
                                    

CARA

     Byłam w jaskini. Dookoła mnie wszędzie były skały, z których skraplała się woda, a przede mną rozciągało się źródełko. Byłam sama, a w pomieszczeniu było ciemno. Tylko zbiornik z wodą wydawał się być podświetlany. Kusiło mnie żeby wejść do wody i pozwolić jej mnie pieścić. Była taka kusząca...

     Chociaż nie wiedziałam, co się dzieje, czułam, że ktoś mnie ściga, a ja uciekam. Kiedy tylko usłyszałam jakieś głosy za rogiem, czym prędzej wskoczyłam do źródełka. Na początku myślałam, że zaraz się uduszę, ale... umiałam oddychać pod wodą. Unosiłam się w wodnej przestrzeni, czując tę cudowną ciecz dookoła.

     Strażnicy wbiegli do pomieszczenia, ale woda mnie ukryła i żaden z nich mnie nie zauważył. Odetchnęłam z ulgą i już miałam się wynurzać, kiedy płyn przede mną zaczął bulgotać, a wśród bąbelków zauważyłam postać. Kobieta spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, a potem jej oczy zajarzyły się na niebiesko, tak jak moje. Nie zdążyłam nic do niej powiedzieć, bo już po chwili woda w miejscu, gdzie znajdowała się kobieta, znowu zaczęła bulgotać, a ja nie mogłam jej zatrzymać.

     Czarodziejka wody gorączkowo próbowała mi coś pokazać, ale jej nie rozumiałam. Nagle woda wokół mnie także zaczęła zamieniać się w ogromne bańki powietrza, a ja tonąć...

     Zbliżał się koniec tygodnia, a ja nie miałam dosłownie nic. Na dodatek ten sen powtarzał się prawie każdej nocy. Nie miałam pojęcia, o co może chodzić, ale starałam się tym nie przejmować.

     Z wielką niechęcią ruszyłam na trening z generałem, cały czas myśląc o wyroczni. Czy gdybym go o nią zapytała, domyśliłby się? Wiedziałam jednak, że to zbyt wielkie ryzyko. Jeżeli udałoby mi się ją ukraść, generał mógłby połączyć fakty... Dopiero wtedy mnie olśniło. William był generałem wojska, więc jeżeli ukradnę prorocze lustro, to z nim będę walczyć, przed nim uciekać. Postanowiłam przyjrzeć się dzisiaj jego sposobowi walki.

- Dzień dobry. - mruknęłam, wchodząc na salę treningową.

- Od razu wyciągnij broń. - mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał.

- Swoją, czy...?

- Swój sztylet. - to jeszcze bardziej kazało mi się mu przyjrzeć, bo on wiedział o mnie wiele.

     Stanęliśmy naprzeciwko siebie, ja ze sztyletem długości miecza, a on z tą swoją (nie)włócznią. Przez kilka minut odpierałam jego ataki i sama starałam się atakować, ale średnio mi to wychodziło. William był naprawdę dobry.

- Co ty robisz?! - warknął nagle.

- O co chodzi? - udawałam niewinną.

- W ogóle nie skupiasz się na walce, tylko przyglądasz się moim ruchom.

- Takie życie. - wzruszyłam ramionami.

- Ach, tak? - zmrużył oczy, a ja nagle poczułam lekki strach.

     Przez następne dziesięć minut napierał na mnie, jakbym była samym Eterem. Starałam się bronić, ale z każdą minutą miałam coraz więcej zadrapań. Musiałam coś zrobić, ale mój mózg wydawał się wyłączony, nieobecny.

     Nagle twarz William zaczęła pokazywać jeszcze więcej gniewu, a ruchy stały się bardziej zaborcze. Od razu przypomniałam sobie atak Alexa, ale odegnałam te myśli. Nie dam się sprowokować.

- Jak chcesz nam pomóc, skoro boisz się głupiego treningu? - warknął generał, a przed oczami znowu stanął mi rozwścieczony czarodziej ognia.

The Elements. Pierwsza misja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz