Rozdział 45

76 6 1
                                    

CARA

     Przeszłam przez portal i znalazłam się w ciemnej uliczce. Udało mi się. W ręku trzymałam wyrocznię, byłam cała i zdrowa. Mimowolnie się uśmiechnęłam na myśl o tym, jak moja babcia będzie ze mnie dumna.

     Po głowie jednak wciąż chodziły mi uporczywe myśli. A mianowicie słowa generała: "Twoja mama sama zdecydowała o swojej śmierci". Przecież to nie było możliwe, a William na pewno chciał mnie rozkojarzyć, jednak...

     Babcia zawsze mówiła, że rodzice zginęli w wypadku samochodowym, ale skoro mama była czarodziejką, a tata należał do Klanu Cognitionis, to może chodziło o coś więcej? Może zginęli w jakiejś walce? Albo w obronie ważnego miejsca, wydarzenia?

     Z drugiej strony mama przecież wiedziała, że ma córkę. Nie mogłaby się tak po prostu prosić o śmierć, prawda? Włożyłam dłonie do kieszeni, ponieważ na dworze dalej było zimno i ruszyłam w kierunku domu Alyssy.

     Nie pamiętałam, co dokładnie powiedziała babcia, ale byłam pewna, że każdy mnie tu znajdzie. Wyszłam na ulicę, a po karku przeszedł mi dreszcz. Dookoła było ciemno, a wszystkie latarnie wzdłuż jezdni były spalone, nie działały. Tylko jedna cały czas mrugała.

     Zdecydowanym krokiem podeszłam do słupa i oparłam się o niego plecami. Musiałam być cierpliwa, ale coraz bardziej się niepokoiłam. Postanowiłam wrócić do rozmyślania o generale, ponieważ tylko to odwracało moją uwagę od nieprzyjemnej okolicy.

     William powiedział także, że królowa Rosaline przyjaźniła się z moją rodzicielką. Co jeżeli to ona przyczyniła się do jej śmierci? A może próbowała im pomóc? Było tyle niewiadomych, a ja musiałam wiedzieć.

- Oj, babciu, czeka nas długa rozmowa... - westchnęłam w ciemność.

     Nagle usłyszałam dźwięk towarzyszący otwieranemu portalowi. Odruchowo się wyprostowałam i czekałam na dalszy przebieg wydarzeń. Z jednej z uliczek wyłoniła się zakapturzona postać.

     Momentalnie się spięłam i złapałam za sztylet. Dopiero kiedy zauważyłam zapłakaną twarz Abi, podbiegłam do przyjaciółki i mocno ją uściskałam. Co się mogło stać?

ABIGAIL

     W objęciach Cary poczułam się o wiele lepiej. Przez całą drogę powrotną rozmyślałam nad śmiercią Edith. Może był jakiś sposób na rozejm z Vincentem? Może mogłam ją uratować? A co jeżeli była na mnie zła, bo jej nie pomogłam?

     Na same wspomnienia znowu zachciało mi się płakać. Dlaczego musiałam być taka słaba? Co ze mną było nie tak?

- Co się stało? - usłyszałam głos czarodziejki.

- Moja przyjaciółka... Ona... - jęknęłam.

- To nie twoja wina. - pocieszała mnie - Nie mogłaś nic zrobić.

- Skąd wiesz? - odsunęłam się i spojrzałam jej w oczy.

- Hello! - zaśmiała się - Ty jesteś Abigail Leeigyn! Zawsze trzeźwo myśląca dziewczyna, która dba o wszystkich, tylko nie o siebie.

- Zabawne. - uśmiechnęłam się.

- Taka prawda. - zapewniła mnie Cara.

     Nagle obie odwróciłyśmy się w kierunku nowo przybyłego gościa. Dante wyszedł z cienia i od razu podszedł do mnie, po czym złożył na moich ustach soczysty pocałunek. Ze zdziwieniem otworzyłam po chwili oczy i uważnie przyjrzałam się chłopakowi.

The Elements. Pierwsza misja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz