Rozdział 40

37 5 0
                                    

CARA

     Powolnymi ruchami zwlekłam się z łóżka, bo nie miałam najmniejszej ochoty go opuszczać. Każdy zareagowałby tak samo, gdyby przesiedział całą noc, próbując jeszcze bardziej odkryć swoje moce. No, cóż musiałam przecież pomóc przyjaciółce...

     Pościeliłam moje łoże i rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie walały się jakieś książki, kartki, zapiski. Laptopa też próbowałam używać, ale nie było tam zbytnio pożytecznych informacji o magii. Do babci zadzwonić nie mogłam, bo tutaj w ogóle nie było zasięgu, nie mówiąc już o Kaiu, czy Alyssie. Dopiero nad ranem położyłam się spać z myślą, że następnego dnia poszukam Marthy.

     Tak, jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Przebrałam się i wyszłam z pokoju, cały czas uważnie się rozglądając. Nie chciałam nagle wpaść na generała, który od razu zagoniłby mnie na trening.

- Martha! - uśmiechnęłam się, kiedy weszłam do stołówki dla służby i od razu zauważyłam dziewczynę.

- Cara, miło cię widzieć. - odwzajemniła uśmiech - Coś się stało?

- W zasadzie to mam do ciebie pewną sprawę...

- Słucham. - oparła łokcie na stole i splotła razem dłonie.

- Powiedzmy, że ktoś ma gdzieś przyjaciółkę i ta przyjaciółka potrzebuje pomocy... - zaczęłam tłumaczyć, cały czas gestykulując.

- No...

- Tyle, że ta osoba jest za daleko, a w organizmie przyjaciółki płynie trucizna...

- Chcesz jej pomóc, używając umiejętności leczenia? - domyśliła się od razu.

- Nie ja, - machnęłam nerwowo ręką - tylko ta osoba.

- Okej... - dziewczyna lekko zmrużyła oczy - Chyba jest jeden sposób, ale nie wiem, czy mógłby się udać.

- Pokażesz?

.........

     Dokładnie godzinę później Martha odwiedziła mój pokój. Od razu zauważyłam w jej dłoniach dwie grube księgi, ale starałam się o tym nie myśleć. Abigail potrzebowała pomocy, a ja byłam w stanie jej tej pomocy udzielić. Musiałam tylko porządnie się skupić...

- Słyszałam o pewnej metodzie... hmm... Nie tak zwiększania swojej mocy, co zwiększania jej zasięgu... Używano  jej najczęściej podczas wojny.

- Tak, można powiedzieć, że to jest wojna. - mruknęłam pod nosem.

- Zaklęcie polegało na uaktywnieniu magicznych tarcz żywiołu. Spotkałaś się z tym kiedykolwiek?

- Nigdy o tym nie słyszałam. - przyznałam się.

- A, więc już tłumaczę. - usiadła obok mnie na łóżku i otworzyła pierwszą księgę - Używali jej zawsze czarodzieje o wysokiej randze... Ty jesteś Wybranką, więc sądzę, że sobie poradzisz. Niestety mogę ci tylko wytłumaczyć podstawy, ale nie zapoznam cię z... praktyką.

- Rozumiem. - pokiwałam twierdząco głową - Miejmy nadzieję, że zrozumiem.

- Dobrze, więc zaczynajmy. - wzięła głęboki wdech - Wstań, będzie ci wygodniej.

     Zrobiłam co kazała i wzięłam kilka oddechów. Bałam się, że to nie wystarczy, albo że zrobię coś, co zaszkodzi nie tylko mnie, ale i Marthcie. Rozluźniłam mięśnie i powoli zaczęłam się uspokajać.

- Gotowa? - usłyszałam nagle.

- Tak.

- W tym zaklęciu używa się głównie rąk i umysłu, więc spuść łagodnie ręce wzdłuż ciała i się skup. Musisz wyobrazić sobie swoją magię, jako energię, którą masz w dłoniach. Pomyśl o energii i stopniowo wysyłaj ją w kierunku dłoni tak żebyś całą ją tam zgromadziła.

The Elements. Pierwsza misja (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz