Rozdział 1

203 27 7
                                    

Myślę, że coś już wspominałam o tym, że moje miasto jest dziwne, prawda? Tak, na pewno wspominałam, i to pewnie wielokrotnie, bo zwykle mam nawyk trucia o tym do przysłowiowego porzygu, obojętnie czy ktoś ma ochotę, by o tym słuchać, ale cóż – powtarzam pro forma jeszcze raz w razie, gdyby za pierwszym nie dotarło. Lub nie wywarło odpowiedniego wrażenia.

Tak więc: moje miasto jest dziwne. I to nie tylko dlatego, że swój status społeczny określa się w nim na podstawie ilości pasków na dresie, a zwrotem, jaki najczęściej słychać na ulicach, jest „e, a w mordę chcesz?". Nie chodzi jedynie o to, że to miejsce z rodzaju tych, w których diabeł mówi nie tylko „dobranoc", ale też „dzień dobry", „dobry wieczór" i „kierowniku, daj na pół litra". Nie zadziwia szczególnie mocno także to, że o tej naprawdę dużej w gruncie rzeczy miejscowości słyszał mało kto w kraju, pomimo tego, że nawet na mapie od razu przykuwa wzrok, bo mieści się jakoś tak pośrodku. Biedne, no to nikt się nie interesował, zabytków maksymalnie na jeden dzień zwiedzania, brak znanych fabryk w okolicy, najbliższa uczelnia jakieś czterdzieści kilometrów dalej, więc to normalne, że raczej nikt nie zwraca na to cudo uwagi. Bo po co?

O nie. Nie chodzi tylko o to. A fakt, że niemal całe pozostaje we władaniu wywołującej duszności magii, płynącej z nazbyt licznych magicznych anomalii, też nie jest na tyle powszechnie znany, żeby rozpowiadać o nim na prawo i lewo...

Mi chodzi o wygląd sam w sobie. Bo już on wręcz na każdym kroku sprawia, że ma się ochotę zatrzymać na moment i głębiej zastanowić, jak to jest, do cholery, możliwe.

Mamy duże stare miasto. Może i nie jakoś na tyle, by to zasłynęło na cały kraj, ale przyznam, że jest tam do zobaczenia naprawdę sporo. W dodatku w ostatnich latach rada miasta nareszcie wzięła się solidnie za swoje obowiązki i zaczęto tę zabytkową okolicę na potęgę odnawiać, dzięki czemu już na wszystkich główniejszych uliczkach jest przepięknie: kamienice o rzeźbionych elewacjach wyremontowano i pomalowano, posadzono kwiaty wszędzie, gdzie tylko się dało, ulice wyłożono elegancką kostką brukową, na samym rynku otworzono kilka restauracji i kawiarni... I to jest super sprawa, naprawdę. Tylko że ten śliczny raj nie zajmuje szczególnie imponującej powierzchni w stosunku do wielkości samego miasta jako takiego. Bo ogromną większość stanowią... bloki. Całe morza, oceany, dziesiątki tysięcy bloków z wielkiej płyty – monumentalnych wieżowców, na których widok łapie człowieka dziwny niepokój, ponurych punktowców i masowych ruin, którymi niegdyś to pobito słynny rekord oddanych w ciągu roku mieszkań... Mamy tu wszystko, i to często w kształtach, które skłaniają do refleksji nad tym, co takiego architekt miał na myśli. Ciekawa w sumie jestem, jak okolica musiała wyglądać w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, skoro większość budynków jest właśnie z tego okresu – jeden wielki plac budowy. I ciekawa jestem, na kij postawiono tego aż tyle? Owszem, w tym samym czasie otwierano na obrzeżach sporą fabrykę (zamkniętą w dwadzieścia lat później, gdy okazało się, że wraz z upadkiem Polski Ludowej nie ma raczej racji bytu), więc część da się jako tako podciągnąć pod konieczność skombinowania mieszkań dla pracowników, ale cała reszta? W tych czasach liczba tutejszej ludności oscylowała w okolicy cyfry, jaką można uznać za śmieszną, więc na kij im to było potrzebne? Myśleli, że nagle z całego kraju zjadą się miłośnicy okolicy, by wyposażyć się w klitkę z sypiącymi od nowości instalacjami i łazienką metrażem łamiącą wszelkie prawa człowieka?

Najciekawsze jest to, że faktycznie wszystkie mieszkanka błyskawicznie znalazły nabywców, ale do dziś nie wiem, jak to się stało. Kogo nie spytam, tylko się ze mnie śmieje, że po kiego diabła mi to wiedzieć, i szybko zmienia temat. Bardzo dojrzałe, nie powiem. Aż się chwilami zastanawiam, czy za tym po prostu nie kryje się jakiś gigantyczny spisek, o którym wtajemniczonym nie wolno mówić pod groźbą śmierci. Naprawdę dziwne myśli mi czasem przychodzą, gdy tak wszyscy unikają tematu. Klonowali tych ludzi? Sprowadzili tu siłą? Kurde, nie wiem.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz