Rozdział 7

103 18 17
                                    

Dzisiaj wielki dzień: wreszcie wracamy na prześliczne łono naszej ukochanej inaczej szkoły, którą mój ulubiony braciszek swego czasu zjarał, dając upust niezrozumieniu i swej młodzieńczej frustracji. Obudziłam się podekscytowana, ciekawa... jakaś taka pozytywnie tym nakręcona. Intrygowało mnie, jak to wszystko będzie się prezentować po ogólnym remoncie, jak ludzie będą zachowywać się po wielkim powrocie, czy ktoś będzie wspominał rzewnie o tragedii, jaka nas spotkała, czy raczej wszyscy pominą ją milczeniem, woląc udawać, że nic takiego się nie wydarzyło?

Chyba jestem zbyt ciekawska. Najchętniej każdego z osobna bym przesłuchała, żeby wiedzieć, co o tym sądzi. Z jednej strony szkoda, że półdemony nie umieją czytać w myślach. Może i normalne zdołałyby się tego nauczyć, z tego, co mówił Ladon, ale jakoś wątpiłam, żeby mi miało się to udać. Jestem tak niemagiczna, jak to tylko możliwe. W moim przypadku zdecydowanie przeważyły wilkołacze geny.

Wracając. Ja sama, choć podekscytowana, uczucia co do powrotu miałam raczej mieszane – na swój sposób zdążyłam się przyzwyczaić do tego nieoczekiwanego zdegradowania do podstawówki. Być może była to wina mojego poczucia humoru, bo gdziekolwiek się w niej nie obróciłam, widziałam coś, co wywoływało u mnie dziki napad śmiechu, więc i szkolne życie z trwaniem na nudnych lekcjach toczyło mi się jakoś lepiej. Sama nie wiem. Przywiązałam się i tyle. Spędziłam w tamtej smutnej szkółce sześć lat swojej równie smutnej egzystencji, czasem jeszcze za nią tęskniłam, a takie wylądowanie tam na powrót jawiło mi się jako coś w stylu daru od losu. Z jednej strony rozumiem, że wywalenie nadprogramowych uczniów było tam priorytetem, ale i tak nie mogę pojąć, z jakiego powodu nie mogliśmy wytrzymać do końca roku szkolnego, do którego wcale nie pozostało tak wiele czasu. Tak to zrobili nam kompletny burdel właściwie tuż przed egzaminami gimnazjalnymi. Nie no, całkiem mądrze, nie powiem.

Ech, trochę będzie mi brakować tego gnieżdżenia się w ponad pięćdziesiąt osób w jednej klasie i przekrzykiwania się, kto już daną rzecz omawiał, a kto jeszcze nie ma o niej pojęcia.

No ale co poradzić, kiedyś ta ponowna przeprowadzka musiała przecież nastąpić. Z niechęcią, ale i pewną nostalgią przywitałam częściowo obite klinkierem w wyjątkowo nieapetycznym kolorze mury, wyżej urozmaicone odświeżoną wersją kolorystyczną z poprzedniego wcielenia. Z jednej strony się za tym wszystkim stęskniłam, ale z drugiej odrzucało mnie od tej nietrafionej tęczy jeszcze mocniej, niż wcześniej... Wciąż miałam jakąś tam płonną nadzieję, że tym razem sprawą zajęli się odrobinę mądrzejsi architekci i przynajmniej środek przestał wreszcie straszyć, ale gdy wślizgnęłam się do zaludnionego wnętrza, przekonałam się, że nie miałam na co liczyć. Odtworzyli idealnie to, co było przed pożarem. Hurra. Dlaczego oni zawsze do kierowania takimi projektami muszą wybierać daltonistów?

A zresztą... Może pomyśleli, że tak fajniej będzie małym dzieciom? Od przyszłego roku skutkiem deformy edukacji mają podobno wywalić gdzie indziej liceum, a to mianować podstawówką z prawdziwego zdarzenia. Trochę to smutne będzie dla tych biednych ośmiolatków – tę szkołę od zawsze uważano za swoistą hodowlę rasowego dresiarstwa, które dla pałętających się pod nogami dzieci nie było zwykle szczególnie uprzejme. Ośmiolatki też pewnie nie będą szczególnie uprzejme, gdy nauczą się nowych zachowań od starszych przyjaciół. Na kij oni wymyślili ten cały burdel? Mi całkiem przyjemnie było w gimnazjum. I naprawdę mi źle na myśl o tym, że prawdopodobnie będę mieć czteroletnie liceum, choć sobie na to nie zasłużyłam. Ja pierniczę, rok dłużej w szkole będę musiała siedzieć, bo się tak partii rządzącej umyśliło. Gdybym ja dostała w swoje ręce tego, kto to zaordynował, to gwarantuję, że nie byłoby nawet z czego go poskładać, żeby jako tako w trumnie wyglądał...

A może by to wszystko olać i faktycznie do tego technikum iść? Rodzice pewnie nie byliby zachwyceni, ale jeśli zdołałabym być wystarczająco przekonująca, to może by mi jakieś ładne mieszkanko wynajęli, zamiast wysyłać do internatu, to bym przynajmniej spędziła te wydłużone lata w sposób w miarę pożyteczny. Jakoś bym się przemęczyła, gdybym normalne przedmioty miała przeplatane ciekawszymi...

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz