Rozdział 32

98 17 10
                                    

Noc pełna była przeciwieństw, a ja miałam wrażenie, że żywię się nimi jak orzeźwiającym powietrzem.

Od samego rana czułam się co najmniej dziwnie. Gdzieś głęboko we mnie czaił się niewyjaśniony niepokój, odzywający uporczywym łaskotaniem w okolicach mostka. Nie mogłam powiedzieć, bym była z tego powodu jakoś szczególnie pobudzona, ale i tak z wielkim trudem przychodziło mi znalezienie sobie konkretnego zajęcia. Snułam się bez celu po mieszkaniu, usiłując wybadać, co mogło wpędzić mnie w taki nastrój, ale jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy. Dopiero gdy zapadła ciemność, a ja przy zgaszonym świetle wdrapałam się na parapet przy otwartym oknie w moim pokoju, zorientowałam się, że musiało chodzić o jakiś niezwykły rodzaj Zewu.

Nocne powietrze wciąż przesycone było zapachem upału, a zapalone w mieszkaniach światła rzucały migotliwe cienie na ścianę drzew rosnących przed blokiem. Słyszałam ludzki śmiech, gwar rozmów, lekko przytłumione odgłosy dobiegające z telewizora... Wszystko to kojarzyło mi się z wakacjami w jakiejś typowo wypoczynkowej miejscowości, być może nawet w egzotycznych krajach, gdzie nie musiałabym się obawiać, że zmarznę po zachodzie słońca. Lekko popękane ze starości betonowe ściany promieniowały rozkosznym ciepłem, przyjemnie mieszającym się z chłodnym, orzeźwiającym wiaterkiem.

Na zewnątrz było coś, co jednocześnie mnie odpychało, budziło niezdefiniowany niepokój, który kazał mi mieć się na baczności i nie pozwalał zasnąć, ale też jakaś podejrzanie magnetyczna nuta, na której chciałam skupić się całą sobą. Jak wspaniały, niesamowicie przyjemny zapach, jakim chciało się rozkoszować z przymkniętymi oczami i w odosobnieniu, by nikt nie mógł tej chwili zakłócić. Z jednej strony czułam się nieswojo z myślą, że miałabym opuszczać bezpieczną klatkę mieszkania, lecz z drugiej aż mnie w środku skręcało, by wyrwać się na zewnątrz i odetchnąć pod lekko zamglonym niebem.

Nie przychodziło mi do głowy, o co tu mogło chodzić. Budziło to we mnie nowe fale niepokoju, ale powstrzymywałam się od przesadnego zagłębiania w tym myślami. Być może wyczuwałam, że logiczne myślenie odebrałoby tej chwili całą magię? Nie byłam pewna, ale za każdym razem odganiałam od siebie wszystko, co nie było przyjemnymi skojarzeniami, jakie niosły ze sobą odbierane zapachy, dźwięki i obrazy. Przyjemnie było raz na jakiś czas po prostu pozwolić myślom płynąć luźno.

Pojęcia nie mam, ile tak przesiedziałam. Być może w pewnym momencie zaczęłam lekko przysypiać, niebezpiecznie wsparta o moskitierę, gdy nagle przyjemną nocną ciszę rozdarło wilcze wycie.

Mało brakowało, bym spierdzieliła się z parapetu na podłogę. W ostatniej chwili złapałam się okiennej ramy i jako tako dzięki temu stanęłam na nogach, ale za chwilę tak zakręciło mi się w głowie, że musiałam usiąść na stojącym obok fotelu, żeby ostatecznie nie zemdleć. Gdy już nieco ochłonęłam, złapałam się dramatycznym gestem za serce i posłałam niebu spojrzenie ociekające pretensją. Niech wiedzą tam na górze, co sądzę o przerywaniu sielanki w taki sposób...

Zawsze zadziwiało mnie, jak wilcze wycie doskonale niesie się w przestrzeni, nawet w mieście. Choć ludzki krzyk ciężko było wyłapać ulicę dalej, tak skowyt zwołujący nas na zebranie rozlegał się na wiele kilometrów we wszystkich kierunkach, praktycznie niemożliwy do przegapienia. O ile się oczywiście nie spało lub słuchało muzyki.

Nie powiem, nieco mnie zdziwiło, że ktoś postanowił skorzystać z tej staroświeckiej metody zamiast zwyczajnie zadzwonić, ale musiałam uczciwie przyznać, że okazało się to o wiele skuteczniejsze od każdego telefonu świata. Zwłaszcza że o tej godzinie dzwonek miałam już dawno wyłączony, a sam smartfon walał się gdzieś w okolicy łóżka, podpięty do ładowarki.

Gdy już nieco się uspokoiłam, wstałam i podeszłam z powrotem do okna. Wyjrzałam przez nie, jakbym miała nadzieję na znalezienie przyczyny podniesienia alarmu, choć w głębi ducha nawet na to nie liczyłam. Wzrok już dawno przyzwyczaił mi się do ciemności, więc z łatwością dostrzegłam kręcącego się między drzewami brunatnego wilka. Jared na mój widok przysiadł lekko i szczeknął ponaglająco.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz