Rozdział 44

57 14 10
                                    

Co mogliśmy zrobić? Spojrzeliśmy po sobie, jakbyśmy nie potrafili bez konsultacji podjąć decyzji, która wydawała się w tym wypadku oczywista, i szybko rzucając wzrokiem wokół, by upewnić się, że nikogo więcej nie ma, przybraliśmy wilcze skóry i ruszyliśmy za starym wilkołakiem.

On coś knuje, mówię wam. – Tak jest, pierwszą rzeczą, którą usłyszałam po opadnięciu na cztery łapy, była myśl mojego ulubionego dresiarza. – Widzieliście, jak on się zachowuje? No najpierw mówi, że nie przejdziemy, a teraz nas tam prowadzi? Jak dla mnie, to coś jest zdrowo nie halo z tym gostkiem.

– Nie tylko ty tak uważasz – westchnął Brady. – Ale mamy jakiś inny wybór?

– Poza tym, nawet jeśli coś knuje, to co on może nam zrobić? – prychnął pogardliwie Embry. – Dziadzio ledwo się na łapkach trzyma. Jest chyba chudszy od Lei...

– Odwal się od mojej tuszy, albo zaraz będziesz leżał w tamtym rowie – wycedziłam, szczerząc kły. – Uprzejmie ostrzegam.

Quills i Ladon truchtali na samym przodzie, nie spuszczając wzroku z prowadzącego nas wilkołaka. Uszy mieli czujnie postawione i z tej odległości wyglądali zupełnie jak swoje lustrzane odbicia – dwa nieskazitelnie białe basiory, w dodatku niemal tego samego wzrostu, szły idealnie synchronicznie, jak jeden organizm. Dwie Alfy, które miały równe prawo nam przewodzić... Ciekawa byłam, co by się stało, gdyby jednak Ladonowi się odwidziało i doszło między nimi do konfliktu? Czy któryś potrafiłby schować dumę do kieszeni i ustąpić, a przede wszystkim czy umiałby podporządkować się całkowicie drugiemu? Za kim reszta stada by poszła? Pewnie za Quillsem, lecz...

Naprawę teraz musisz o tym myśleć? – wycedził pilnujący tyłów Jared. – Mało ci, że został bezprawnie Betą, to jeszcze chcesz braciszka na Alfę wynieść?

– Przecież nie mówię, że chcę. Tak się tylko zastanawiam – obroniłam się, niepewnie odwodząc uszy do tyłu. Jad w głosie brązowego wilka mocno zbił mnie z tropu.

Nie wiesz, o co mi chodzi, tak? – parsknął z przekąsem. – Ta, jasne. Chcesz dodatkowo wojnę Alf? Proszę, sprowokuj ją. Ty chyba tylko prowokować potrafisz.

Ladon zatrzymał się nagle, burząc idealną synchronizację, i odwrócił się, kłapiąc zębiskami na Jareda.

Odwal się od niej! – warknął, jeżąc się potwornie.

Teraz staliśmy już wszyscy. Nawet prowadzący nas dziadek zatrzymał się z jedną łapą uniesioną w górze i ciekawie postawił uszy, pewnie żałując, że nas nie słyszy.

Musicie teraz? – jęknęłam. – Jared, co ci odbiło? Ja tylko sobie tak myślę. Nie chcę żadnych wojen w sforze.

– Kobiety w sforze to tylko do wywoływania sporów się nadają – oznajmił z dumą.

Kurwa mać – podsumował to Quills. Chwilę warczał bezsilnie, przełykając cisnące się na myślowe usta przekleństwa, i wreszcie wycedził do wilkołaka: – Jedyną osobą, która ostatnio prowokuje konflikty w stadzie, jesteś ty, Jared. Nie zaczynaj teraz. Chcecie o czymś porozmawiać? Zróbcie to później.

Właśnie. – Nie, nie mogłam się powstrzymać.

Idziecie czy nie?

Jak jeden mąż odwróciliśmy się w stronę staruszka, zdezorientowani. Nikt z nas nie spodziewał się, że mógłby wszystko słyszeć, to przecież było niemożliwe... nawet jeśli faktycznie byłby Alfą. Niemal wszyscy błyskawicznie to skojarzyli, ale i tak byli tym faktem zdrowo zaniepokojeni.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz