Rozdział 42

82 14 8
                                    

Stać! – ryknęłam w myślach.

Muszę przyznać, że podziałało to zaskakująco wręcz sprawnie. Przedzierająca się przez krzaki chmara wilków zatrzymała się w jednej sekundzie, jak film po wciśnięciu pauzy na pilocie, a towarzyszące temu szelest i trzask łamanych gałęzi umilkły jak ucięte nożem. W panującym wokół mroku lśniły tylko wilcze ślepia, gdy wszyscy wymieniali się niepewnymi spojrzeniami, usiłując dojść do tego, co mogło chodzić mi po głowie.

– Leah, co jest?

– Co się dzieje?

– Dlaczego mamy stać?

– Zagrożenie?

Jak zwykle w takich sytuacjach, pozorna cisza bynajmniej nie dotyczyła naszych głów. Potok pełnych obaw i wątpliwości myśli zalewał mnie potężną falą, lecz z jakiegoś powodu nawet się nie skrzywiłam, choć jak zwykle miałam problem z rozróżnieniem, kto co powiedział. Być może nareszcie zaczynam się do tego przyzwyczajać? Kurde, najwyższa pora...

Rozejrzyjcie się po prostu – powiedziałam dziwnie cicho. Atmosfera tego miejsca miała w sobie coś takiego, że mimowolnie zaczęłam szeptać również w myślach. – I ani kroku dalej.

– Nie rozumiem – burknął ktoś, mocno zniecierpliwiony moim zachowaniem.

Okazało się jednak, że wcale nie byłam taka odkrywcza, jak mi się zdawało. Ladon wyłamał się z szeregu bez chwili wahania i podszedł do mnie spokojnym krokiem, delikatnie merdając ogonem. Otarł się o mnie bokiem, pozwalając, bym wtuliła się w niego mocno, odruchowo wypełniając płuca znajomym, niosącym poczucie bezpieczeństwa zapachem jego sierści.

Spokojnie – powiedział jednocześnie, starając się przesłać reszcie jak najwięcej ze swoich emocji. On nie czuł strachu ani wątpliwości. – Ta wyspa to jedna wielka anomalia. Nie dziwcie się niczemu, co tutaj zauważycie. Z tego, co zdążyłem sprawdzić przez ten czas, jak na was czekałem, to nie ma tu niczego potencjalnie groźnego.

– A bladgor? – zniecierpliwił się Seth, nerwowo oblizując częściowo wyszczerzone z nerwów kły. – Znalazłeś coś w końcu?

– No właśnie... – Półdemon zawahał się lekko, co żadnemu z nas nie przypadło do gustu. – Chyba po prostu sami musicie to zobaczyć.

– Nie po to zrywałem się z łóżka w środku nocy, żebyś teraz był taki tajemniczy – burknął Paul, ale jak zwykle jednogłośnie go zignorowaliśmy.

Prowadź – zarządził Quills, odważnie wynurzając się z krzaków i dołączając do swojego nowego Bety.

Ladon skinął łbem na zgodę, powiódł wzrokiem po nas wszystkich, jakby chcąc się upewnić, czy pójdziemy za nim, i odważnie ruszył truchtem naprzód, bez żadnego wysiłku wymijając rosnące w dość sporych odległościach drzewa. Nie namyśliwszy się szczególnie, pobiegłam za nim. Choć instynkt wciąż bił mi na alarm, postanowiłam zaufać jego osądowi. To miejsce miało w sobie coś niepokojącego, ale przecież to on z nas wszystkich znał się na anomaliach najlepiej.

No i przynajmniej w końcu wyjaśniło się, dlaczego od początku czułam się tak dziwnie. Choć nie powiem, spodziewałam się, że będzie o wiele gorzej...

Nie żebym narzekała, tak dla jasności.

Łapy zapadały mi się w złocistych liściach tak głęboko, że znacznie utrudniało to marsz. Potknęłam się parę razy o wystający z ziemi korzeń, nie mając możliwości wcześniej go dostrzec. W nosie wiercił mnie silny zapach wilgoci i butwiejących liści, przesycony tym niepowtarzalnym aromatem, jaki byłam w stanie wyczuć jedynie w pobliżu krateru... który od samego początku kojarzył mi się z czymś złym i bardzo pociągającym jednocześnie. Nie umiałam powstrzymać się od unoszenia łba i intensywnego węszenia, na szczęście jednak wszyscy byli zbyt pochłonięci wyglądaniem ewentualnego zagrożenia, by zwrócić na mnie uwagę.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz