– Stać! – ryknęłam w myślach.
Muszę przyznać, że podziałało to zaskakująco wręcz sprawnie. Przedzierająca się przez krzaki chmara wilków zatrzymała się w jednej sekundzie, jak film po wciśnięciu pauzy na pilocie, a towarzyszące temu szelest i trzask łamanych gałęzi umilkły jak ucięte nożem. W panującym wokół mroku lśniły tylko wilcze ślepia, gdy wszyscy wymieniali się niepewnymi spojrzeniami, usiłując dojść do tego, co mogło chodzić mi po głowie.
– Leah, co jest?
– Co się dzieje?
– Dlaczego mamy stać?
– Zagrożenie?
Jak zwykle w takich sytuacjach, pozorna cisza bynajmniej nie dotyczyła naszych głów. Potok pełnych obaw i wątpliwości myśli zalewał mnie potężną falą, lecz z jakiegoś powodu nawet się nie skrzywiłam, choć jak zwykle miałam problem z rozróżnieniem, kto co powiedział. Być może nareszcie zaczynam się do tego przyzwyczajać? Kurde, najwyższa pora...
– Rozejrzyjcie się po prostu – powiedziałam dziwnie cicho. Atmosfera tego miejsca miała w sobie coś takiego, że mimowolnie zaczęłam szeptać również w myślach. – I ani kroku dalej.
– Nie rozumiem – burknął ktoś, mocno zniecierpliwiony moim zachowaniem.
Okazało się jednak, że wcale nie byłam taka odkrywcza, jak mi się zdawało. Ladon wyłamał się z szeregu bez chwili wahania i podszedł do mnie spokojnym krokiem, delikatnie merdając ogonem. Otarł się o mnie bokiem, pozwalając, bym wtuliła się w niego mocno, odruchowo wypełniając płuca znajomym, niosącym poczucie bezpieczeństwa zapachem jego sierści.
– Spokojnie – powiedział jednocześnie, starając się przesłać reszcie jak najwięcej ze swoich emocji. On nie czuł strachu ani wątpliwości. – Ta wyspa to jedna wielka anomalia. Nie dziwcie się niczemu, co tutaj zauważycie. Z tego, co zdążyłem sprawdzić przez ten czas, jak na was czekałem, to nie ma tu niczego potencjalnie groźnego.
– A bladgor? – zniecierpliwił się Seth, nerwowo oblizując częściowo wyszczerzone z nerwów kły. – Znalazłeś coś w końcu?
– No właśnie... – Półdemon zawahał się lekko, co żadnemu z nas nie przypadło do gustu. – Chyba po prostu sami musicie to zobaczyć.
– Nie po to zrywałem się z łóżka w środku nocy, żebyś teraz był taki tajemniczy – burknął Paul, ale jak zwykle jednogłośnie go zignorowaliśmy.
– Prowadź – zarządził Quills, odważnie wynurzając się z krzaków i dołączając do swojego nowego Bety.
Ladon skinął łbem na zgodę, powiódł wzrokiem po nas wszystkich, jakby chcąc się upewnić, czy pójdziemy za nim, i odważnie ruszył truchtem naprzód, bez żadnego wysiłku wymijając rosnące w dość sporych odległościach drzewa. Nie namyśliwszy się szczególnie, pobiegłam za nim. Choć instynkt wciąż bił mi na alarm, postanowiłam zaufać jego osądowi. To miejsce miało w sobie coś niepokojącego, ale przecież to on z nas wszystkich znał się na anomaliach najlepiej.
No i przynajmniej w końcu wyjaśniło się, dlaczego od początku czułam się tak dziwnie. Choć nie powiem, spodziewałam się, że będzie o wiele gorzej...
Nie żebym narzekała, tak dla jasności.
Łapy zapadały mi się w złocistych liściach tak głęboko, że znacznie utrudniało to marsz. Potknęłam się parę razy o wystający z ziemi korzeń, nie mając możliwości wcześniej go dostrzec. W nosie wiercił mnie silny zapach wilgoci i butwiejących liści, przesycony tym niepowtarzalnym aromatem, jaki byłam w stanie wyczuć jedynie w pobliżu krateru... który od samego początku kojarzył mi się z czymś złym i bardzo pociągającym jednocześnie. Nie umiałam powstrzymać się od unoszenia łba i intensywnego węszenia, na szczęście jednak wszyscy byli zbyt pochłonięci wyglądaniem ewentualnego zagrożenia, by zwrócić na mnie uwagę.
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNING
WerewolfUpalne, duszne lato. Żar lejący się z niemal fioletowego nieba, nieruchome powietrze, nagrzane betonowe ściany bloków. Gorące noce i snująca się pomiędzy latarniami mgła. Coś potężnego tak bardzo, że nie powinno się z nim mierzyć w pojedynkę. Magicz...