Gdzieś nade mną rozlegały się głosy.
– Co z nią? Jak mocno oberwała?
– Cholera, musimy ją zawieźć do szpitala!
– Leah, nic ci nie jest? Możesz się przemienić? – dopytywał Ladon.
– Mówiłem wam, że to beznadziejny pomysł! – warknął Breton.
Breton? A co on tu niby robił?
– Leiczku? Leiczku, kochanie, mój Boże, nic ci nie jest? Co się dzieje? – Zrozpaczona Gabrysia wtulała się mocno w mój bok, skamląc cicho i co rusz trącając zimnym nosem mój pysk, jakby chciała zmusić mnie, bym się poruszyła. W jej wilczych ślepiach czaiły się prawdziwe ludzkie łzy, a całe ciało drżało spazmatycznie, jak od z trudem wstrzymywanego szlochu, który przecież nie powinien być w tym wcieleniu możliwy. – Proszę, powiedz coś! – zaklinała mnie, nie potrafiąc przestać.
Czułam doskonale, co myślała. Potrafiłam jak z otwartej książki wyczytać z jej myśli, jak mocno się obwinia, jak rozpacza, że to z jej powodu mogłam...
Umrzeć? O rety. Ale chyba by mnie tak nie bolało, gdybym nie żyła?
Tak, cholera, to była jej wina, nie podlegało to żadnym dyskusjom. Chyba tym razem nie przesadzę, jeśli powiem, że laska przyprawia mnie o ból głowy? Ja pierdzielę, jaka ona jest głupia! Przecież mogła zabić nas obie! Co mnie podkusiło, żeby w ogóle ją ratować? Miałabym przynajmniej jeden problem z głowy, ja pierdykam...
Zawarczałam z głębi gardła, gdy stała się już zbyt natrętna. Najwyraźniej uznała to za znak, że jakoś się jeszcze trzymam i bynajmniej nie jestem martwa. Zamerdała ogonem z oszałamiającą częstotliwością i z nadzieją obejrzała się na resztę, jakby chciała krzyknąć: „hej! Ona żyje! Ruszcie się!".
Tak, żyję. Ale jak długo?
– Masz zakaz myślenia w ten sposób! – ryknął na mnie Ladon. Pojęcia nie mam, jakim cudem to zrobił, bo obraz rozmywał mi się przed oczami tak, że miałam wręcz ogromne problemy ze skupieniem wzroku, ale nagle po prostu pojawił się tuż przede mną. Wnioskując po oburzeniu bijącym od Gabrysi, musiał albo ją ugryźć, żeby się przesunęła, albo zwyczajnie staranować.
– W jaki sposób? – Myślało mi się idiotycznie powoli, więc to i tak cud, że udało mi się zadać to pytanie, zanim ktoś zmienił temat.
– Jakbyś już miała się wybierać na tamtą stronę – wycedził, szczerząc kły. – Co się dzieje? Coś cię boli?
– Kurna, wszystko mnie boli. Dajcie mi umrzeć w spokoju, Jezu... – Aż się skuliłam, gdy któryś wpadł na to, by poświecić mi latarką prosto w ślepia. Gdybym miała choć odrobinę więcej siły, odgryzłabym mu chyba pół twarzy.
– Ma rozszerzone źrenice – powiedział jakiś obcy głos, nareszcie zabierając to cholerne światło. – Gdzie oberwałaś, mała? W głowę, prawda?
Dajcie mi spokój...
– Leah, słyszysz mnie? Przemień się w człowieka. – Quills przemawiał bardzo spokojnym głosem. Domyśliłam się, że dłoń, która zaczęła mnie gładzić uspokajająco po długiej sierści na karku, musiała należeć do niego.
– Koleś, nie krzycz... – Zacisnęłam mocno oczy i odwróciłam lekko łeb, jakbym chciała się schować. Wokół było jasno, było głośno, było...
Co się w ogóle działo? Pamiętałam, że znaleźliśmy się w magicznym Lesie. Pamiętałam, jak połączyłam się z nim w niewyjaśniony sposób, jak znalazłam bladgora i... walczyłam z nim, tak? A Gabrysia przez swoją głupotę zmusiła mnie do nieco zbyt brawurowej akcji ratunkowej, która nie wyszła mi na zdrowie? Tylko jak...?
![](https://img.wattpad.com/cover/192605426-288-k646983.jpg)
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNING
WerewolfUpalne, duszne lato. Żar lejący się z niemal fioletowego nieba, nieruchome powietrze, nagrzane betonowe ściany bloków. Gorące noce i snująca się pomiędzy latarniami mgła. Coś potężnego tak bardzo, że nie powinno się z nim mierzyć w pojedynkę. Magicz...