– Zgiń, przepadnij – warknęłam w stronę Quillsa, ciaśniej otulając się płaszczem i jeszcze raz przysysając do kubka termicznego z kawusią. Niewyspana tak, że to przechodziło ludzkie pojęcie, marzłam niesamowicie, choć było już prawie dwadzieścia stopni.
– Mówiłaś coś? – Alfa zatrzymał się i obrócił tak gwałtownie, że po prostu w niego wpadłam i solidnie polałam się prawie że wrzątkiem. Z początku zamierzałam przykładnie zmieszać go za to z błotem, lecz widząc, jak idiotycznie uniósł brwi w wyrazie będącym prawdopodobnie czymś pomiędzy złością a ciekawością, ryknęłam takim śmiechem, że aż złożyło mnie wpół. Wywrócił na to tylko oczami i ruszył przecinakiem przez trawnik w kierunku metalowego ogrodzenia otaczającego opuszczony blok.
Ktoś zdążył naprawić wywróconą część po mojej przedwczorajszej akcji, więc dostanie się do środka nie było wcale tak proste, jak z boku się wydawało. Choć tandetna, brama nadal straszyła łańcuchem z wielką kłódką, której niecierpliwie wymachujący łomem Embry jedynie przyglądał się bezradnie. Nie było szans, żeby rozwalić ją tak, by nikt się nie zorientował. Zwłaszcza że nie było wcale tak pusto, jak pewnie się spodziewali – godzina szósta rano (tudzież w nocy, jeśli spojrzeć na to z mojej perspektywy) miała to do siebie, że już gdzieniegdzie szwendali się zaspani ludzie, śpieszący się do jakiejś nieludzkiej pracy.
– Kto miał wziąć te cholerne nożyce do metalu? – wnerwił się albinos, gdy się zorientował, że Beta nie zdziała nic prócz bezradnego kręcenia się w kółko i usiłowania przepalenia łańcucha wzrokiem.
– Ja – odezwał się natychmiast Jacob, unosząc dłoń, jakby zgłaszał się do odpowiedzi w szkole. – Ale ojciec mi nie dał.
– Boże, to po co pytałeś go o zgodę? – zaskamlałam, ukrywając twarz w dłoniach. – To chyba jasne, że żaden normalny rodzic nie da synusiowi takiej zabawki z własnej woli, nie?
Wolałam nie dodawać tego, że mój ojciec był z pewnością nienormalny i chętnie by mnie takim sprzętem poratował, gdyby tylko dowiedział się o tej potrzebie wcześniej. Ach, zresztą sama bym nawet te cholerne nożyce kupiła, jeśli tylko zagwarantowałoby mi to święty spokój... Pech chciał, że znajdujący się obok pobliskiego supermarketu sklep z narzędziami otwierali dopiero za jakieś dwie godziny.
Quills rozejrzał się ostrożnie, szukając wokół jakichkolwiek śladów życia. Usatysfakcjonowany tym, co zobaczył, przemienił się w wilka i w akcie desperacji złapał za łańcuch ogromnymi zębiskami. Efekt niestety był tylko taki, że zaskamlał z bólu i potrząsnął łbem na znak, że w ten sposób tego nie załatwimy.
– Nie możemy tego ogrodzenia znowu przewrócić? – podsunęłam nieśmiało. – Wiatr był w nocy, może wszyscy pomyślą, że to przez niego.
– Tak, a ziemia jest płaska i szczepionki powodują autyzm. – Albinos pokiwał głową z politowaniem i wykonał w moją stronę znany na cały świat gest „czy jedzie mi tu czołg?".
– A widzisz inną opcję? Wspiąć się na to cholerstwo nie da, bo się wywali. – Rozłożyłam ręce w równie znanym geście „ja ci rozwiązania nie wyczaruję".
– Czemu by nie spróbować? – wtrącił się Brady. – Jako ludzie jesteśmy lżejsi niż ty jako wilkołak. Gdy pozostali będą trzymać przęsło, jak jedno będzie po nim przechodzić...
– To chyba nasza jedyna nadzieja – przyznał Jared. – Pójdę przodem.
Wszyscy zgrabnie otoczyli wybrany element ogrodzenia, który sprawiał wrażenie najsolidniejszego. Wilkołak zręcznie podciągnął się na rękach i wylądował po drugiej stronie bez żadnych przygód, więc zaraz w jego ślady poszli również Collin, Sam i Seth. Embry'emu niestety nie udało się już tak przepięknie – gdy na chodniczku tuż obok jakby znikąd pojawił się facet z elegancką teczką, śpieszący się pewnie na pobliską stację kolejową, jak na komendę puściliśmy chwiejącego się na szczycie płotu kumpla, odskoczyliśmy na kilka kroków od ogrodzenia i udaliśmy, że częstujemy się papierosami z paczki, którą Paul błyskawicznie wyciągnął z kieszeni dresu. Beta ze stłumionym okrzykiem i głuchym hukiem zwalił się na drugą stronę jak kamień, ale przynajmniej nie zwróciliśmy na siebie szczególnej uwagi przechodnia. Wprawdzie zasłużyliśmy sobie na jego pogardliwe spojrzenie, którym dość jasno zasugerował, co sądzi o paleniu świństw przez takich młodych ludzi jak my, ale nie zwolnił nawet kroku i szybko zniknął nam z oczu.

CZYTASZ
Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNING
WerewolfUpalne, duszne lato. Żar lejący się z niemal fioletowego nieba, nieruchome powietrze, nagrzane betonowe ściany bloków. Gorące noce i snująca się pomiędzy latarniami mgła. Coś potężnego tak bardzo, że nie powinno się z nim mierzyć w pojedynkę. Magicz...