Rozdział 38

55 15 2
                                    

– Wiesz, że nikt nie może się o tym dowiedzieć?

Leżałam sobie na spękanych schodkach starego młyna, przyjemnie nagrzanych nareszcie ukazującym się między gęstymi chmurami słońcem, i gapiłam się bezmyślnie w niebo, próbując nie przejmować się coraz mocniejszym bólem w krzyżu. Zawsze cholernie zazdrościłam ludziom, którzy umieli tak po prostu położyć się na ziemi i cieszyć życiem, podczas gdy ja już po minucie bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z istnienia wszystkich kości i napiętych ścięgien w swoim ciele.

Milczałam dłuższą chwilę, pozwalając, by Ladon bawił się moimi włosami. On rozterek podobnych do moich jakoś nie miał, rozparty na schodach jak w najwygodniejszym fotelu.

– Domyślam się – westchnęłam wreszcie, uznawszy, że zbyt długo czekał na odpowiedź. – Przecież by nas ukamienowali.

– Rodzice też.

Tym razem nie zdołałam się nie skrzywić.

– Rodzice zwłaszcza – poprawiłam kwaśno. – Tylko jak my to stadu wytłumaczymy? Ja nie umiem osłaniać myśli. Ktoś mnie tego nadal nie nauczył, choć już pół roku mi to obiecuje. – Szturchnęłam go łokciem, by dobrze wiedział, kogo konkretnie mam na myśli.

– Nimi akurat najmniej bym się przejmował. Skoro siedzą ci w głowie, doskonale wiedzą, co czujesz.

– Zwariowałeś? – parsknęłam pozbawionym wesołości śmiechem. – Może i jesteśmy wspólnym umysłem, ale każde z nas ma własne przekonania. Obawiam się, że żadne z nich nie uzna tego za powód do radości.

– Na pewno zrozumieją więcej niż ludzie, skoro mają dostęp do wszystkich twoich uczuć. Moich też, jeśli im na to pozwalam. – Wciąż brzmiał na wręcz irytująco spokojnego.

Czasem poważnie się zastanawiałam, czy oprócz tych przeciwstawności czerni i bieli, nie ma w nas też odrobiny z ognia i wody. Podczas gdy ja łatwo wpadałam w złość, byłam skłonna do histerii, panikowałam bez powodu i nieraz nie potrafiłam znaleźć miejsca dla samej siebie, on do wszystkiego podchodził tak wyluzowany, że odnosiło się wrażenie, jakby kompletnie niczego się nie bał.

A może to, jak musiał sobie radzić w dzieciństwie pod niekoniecznie czułą opieką naszego prawdziwego ojca, sprawiło, że takie akcje zwyczajnie mu spowszedniały? Nadal nie wiedziałam przecież, co robił przez te lata. Nie dopytywałam o nic natrętnie, uznawszy, że sam mi wszystko opowie, gdy będzie na to gotowy.

– I tak nie jestem do tego przekonana – ucięłam, odganiając natrętne myśli. Owszem, ciekawiło mnie, co się z nim działo wcześniej... ale dobrze wiedziałam, że moment jest cokolwiek nieodpowiedni, by wyciągać to na wierzch.

– Prędzej czy później oni akurat będą musieli się dowiedzieć.

– Jezu, no wiem... – Uniosłam się, skuliłam na popękanym stopniu i ukryłam twarz w dłoniach. Już czułam zbliżający się wielkimi krokami atak bólu głowy. – Tylko chciałabym przełożyć spowiedź na kiedy indziej, wiesz?

– O bladgorze też muszą się dowiedzieć, więc można by jakoś...

– Quillsa dzisiaj i tak nie ma.

Ladon uniósł sarkastycznie jedną brew, jakby chciał jakoś skomentować pobrzmiewającą w moim tonie nutę triumfu, której nie udało mi się mimo wszystko skutecznie zamaskować, lecz westchnął w końcu i nic nie powiedział.

– Nie moglibyśmy skupić się na czymś przyjemniejszym? – jęknęłam, wywracając oczami. Musiałam przyznać, że zabrzmiałam jak rozwydrzona dziesięciolatka, ale jakoś nie umiałam się od tego powstrzymać.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz