Rozdział 33

78 17 7
                                    

– Kurna, przecież ja nawet nie wiem, czy ona nadal tu mieszka – warknęłam pod nosem, zamykając drzwi od mieszkania z odrobinę większą siłą, niż wypadało.

Ta, tylko na co mi to było? Przecież w okolicy nie widziałam nawet współczującego sąsiada, któremu zebrałoby się na wysłuchanie o moich problemach. Zupełnie jakby wszystko w okolicy sprzysięgło się, bym została ze swoimi rozterkami zupełnie sama.

Chociaż... Gdybym zadzwoniła do Gabrysi, to pewnie chętnie by ze mną pogadała. Ale nie byłam pewna, czy aby o takie zrozumienie mi tutaj chodziło. Emosia w końcu nadal była nastawiona do całej sprawie optymistycznie i radośnie jak naćpany skowronek. Moje pesymistyczne wynurzenia nawet by do niej nie dotarły.

Ciepnęłam pęk kluczy do torebki, by tam zaginął wśród setki rzeczy, z których każda była niesamowicie potrzebna, choć sama nie wiedziałam do czego. To tak specjalnie, bym wracając mogła sobie jeszcze trochę poprzeklinać, gdy okaże się, że nie mogę ich znaleźć... Powoli ruszyłam schodami, dokładnie oglądając każdy stopień przed postawieniem na nim stopy. Dłonią wodziłam po szorstkiej, niedawno malowanej metalowej barierce, w głębokim poważaniu mając setki czających się na niej bakterii.

A może jak złapię jakiegoś syfa, to umrę i nie będę musiała brać udziału w tej czarnej komedii?

Tak jest, to wszystko wyglądało jak jakiś koszmarny dowcip, który śmieszył każdego wokół, oprócz mnie. No bo jak ja będę wyglądała? Nikt, a już zwłaszcza główna zainteresowana nie pomyśli, że przychodzę do niej z jakiegoś ważnego powodu. Nie mogłam powiedzieć jej zbyt wiele, by nie zdradzić swojej watahy, nie mogłam zbyt dokładnie wyjaśnić, co konkretnie się dzieje, by nie wpadła w panikę, więc nie ma co ukrywać – wyjdę po prostu na sentymentalną koleżaneczkę, która sama zaprzepaściła trzy lata temu świetnie rozwijającą się przyjaźń, a teraz przypełzła błagać o wybaczenie. Choć wiedziałam, że to nieprawda, i tak czułam do samej siebie jakiś dziwny niesmak.

To znaczy... Cholernie brakowało mi tej naszej przyjaźni. Chętnie bym ją odbudowała, gdyby tylko istniała taka możliwość, ale już dawno przecież ustaliłam, że nie było w tym jedynie mojej winy. W tym końcowym etapie może i tak, choć to też nie były sprawy, na które miałam większy wpływ, ale Klementyna nadwyrężyła moje zaufanie już wcześniej, więc ona też miała spokojnie za co przepraszać.

Dobra, zamknij się, Leah. Nie idziesz tam, by bawić się w brazylijską telenowelę, tylko musisz po prostu dziewczynę ostrzec, by nie dostała zawału dzisiejszego wieczoru, gdy zostanie porwana przez jakieś magiczne nie wiadomo co. Prościzna, prawda?

Jasne.

Pogoda, jak prawie każdego dnia tego cholernie upalnego lata, była aż przesadnie słoneczna. Liście wysokiego klonu, rosnącego przed blokiem na wysokości mojej klatki schodowej, zaczynały się lekko złocić, lecz ciężko mi było określić, czy to wina nieuchronnie nadchodzącej jesieni, czy raczej nieludzkiej temperatury. Powietrze było gęste i parne, jak tuż przed burzą, lecz na intensywnie niebieskim niebie przynajmniej w zasięgu mojego wzroku nie było żadnej chmurki, choćby takiej ślicznej białej, przypominającej watę cukrową, z której nie było co spodziewać się żadnego deszczu. Chora miejska zieleń powoli zaczynała przegrywać z suszą, co można było łatwo rozpoznać po dominującej nad trawnikami spękanej ziemi.

Szlag, a może zanosiło się na magiczną burzę? W końcu nasi wrogowie myślą, że dzisiaj zatriumfują, więc mogło zebrać im się na trochę fajerwerków.

Coś tak zaczynałam też przeczuwać, że nie zatriumfują tylko w teorii...

Zaklęłam w myślach, odpędziłam niewesołe rozważania i ruszyłam wąską, dziurawą jak sitko osiedlową uliczką. Minęłam trawnik i dwa inne bloki i wyszłam na sporą wolną przestrzeń, wraz ze stojącym po mojej prawej stronie hipermarketem dzielącą osiedle na nierówne części. W czasach naszej przyjaźni ustaliłyśmy z Klementyną, że to podział na nasze części blokowiska. Moja była znacznie większa, lecz w praktyce przebywałyśmy na niej o wiele rzadziej, choć nie umiem powiedzieć dlaczego tak się działo. Może po prostu znałam ją zbyt dobrze i przez to uznawałam za nudną? No i lepiej w końcu broić na terenie, na którym nikt cię nie kojarzy.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz