Rozdział 19

61 19 1
                                    

Ciszę, która nagle zapadła, dałoby się spokojnie porąbać siekierą, posypać solą, upiec na kebab i podać z fryteczkami.

Może jeszcze colawka do tego? I zestaw suróweczek?

Trzy wilki najpierw wbiły osłupiałe spojrzenia we mnie, by za chwilę przenieść je w stronę czarnej wody, w której odbijało się kilka migoczących na niebie gwiazd. Seth i Quills niemal na siebie wpadli, gdy jednocześnie rzucili się w stronę brzegu. Z trzaskiem łamanych gałęzi przedarli się przez suche krzaki...

No właśnie! Dlaczego ja dopiero teraz zwróciłam na to uwagę?

Zerwałam się z miejsca. Mało brakło, a piaskowy wilk wpadłby mi na grzbiet, tak nagle wyłoniłam się przed nim z mroku. Przez chwilę zakotłowaliśmy się na wąskim paśmie wilgotnego piasku, rozglądając gorączkowo.

Jeziorko było idealnie okrągłe, jak odrysowane cyrklem, co może i nie okazywało się jakąś przesadną sensacją, skoro kiedyś mieściło się tutaj miejsce rekreacyjne. Po prostu nasuwało na myśl, że powstało sztucznie – to ludzie je wykopali, przez co zyskało tak doskonały, sprzeczny z naturą kształt... ale ci cali ludzie nie mogli przecież zrobić nic więcej. Nie mogli sprawić, by pomimo delikatnego wiatru tafla wody była idealnie gładka, wręcz jak lustro, w którym odbijały się nienaturalnie ostro migające na niebie gwiazdy. Ani że cała rosnąca wokół niego roślinność – zarówno wysokie drzewa o powykręcanych jak od reumatyzmu gałęziach, jak i drobniejsze krzaki – była martwa. Nie tylko martwa – ogołocona z kory praktycznie do zera, przez co sięgające nieba gałęzie przypominały świecące w mroku kości.

Milczeliśmy dłuższą chwilę, czujnie wodząc wzrokiem dookoła, lecz obojętnie, ile razy byśmy się wszystkiemu nie przyjrzeli, wyglądało dokładnie tak samo. Obraz nie chciał zniknąć, uświadamiając nam, że wcale nie zamierzał okazać się jedynie iluzją. Przyznam, że przez sekundę tak pomyślałam, oglądając się na Ladona z zapytaniem w oczach, ale półdemon wyglądał na tak samo zainteresowanego i lekko zaniepokojonego, jak my.

Gdy wsłuchałam się uważnie w otaczający nas las, wyłapałam coś jeszcze: niemal doskonałą ciszę, mąconą jedynie gwizdem wiatru w igłach wysokich sosen i lekkimi trzaskami, z jakimi układały się po swojemu naruszone przez nas zarośla. Nie znalazłam charakterystycznych odgłosów drobnych zwierząt, które przecież powinny żyć gdzieś tutaj, spać niedaleko. Wszędzie były jakieś żyjątka, nawet w centrum miasta, a z fenomenalnym wilkołaczym słuchem nie miałam nigdy najdrobniejszych problemów z wyłapaniem choćby ich sennego oddechu lub bicia malutkich serc.

To Seth, którego tak uparcie wszyscy uważaliśmy za skończonego tchórza, jako pierwszy się przemógł i podszedł do samej krawędzi wody, nachylając się nad nią ostrożnie. Przechylił łeb ze zdumieniem, gdy okazało się, że wbrew wszelkim prawom logiki wcale nie ma odbicia.

Anomalia? – spytał nieśmiało. Wyciągnął łapę, przez chwilę chcąc dotknąć nią tafli, ale cofnął ją po kilku sekundach wahania. Obawiam się, że każde z nas na jego miejscu postąpiłoby identycznie.

Czy raczej skupisko upośledzonej magii, jak to określił Ladon? – podsunął Quills, oglądając się na półdemona. – To naprawdę tak się nazywa fachowo?

– Przynajmniej tak na to mówią w Drugim Świecie – potwierdził biały wilk. Wyminął mnie powoli i również podszedł do wody. Nachylił się o wiele niżej niż Seth, niemal dotykając jej nosem, lecz nawet gdy specjalnie mocniej dmuchnął, nie pojawiły się na niej żadne zmarszczki. Widziane jego oczami, odbijające się w tafli gwiazdy wydały się nagle zbyt podobne do czegoś namalowanego. Bardziej przypominały wyobrażenie o niebie – niemal niemożliwe do odróżnienia od oryginału, jednak mające w sobie jakąś doskonałość, która wywoływała poczucie sztuczności. Sama nie umiałam dobrze tego określić, zauważyłam jedynie, że przestrzeń pomiędzy świetlistymi punkcikami przybiera odcień lekkiego granatu, choć gdy zadarłam łeb, widziałam w jego miejscu jedynie czerń.

Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz