W momencie, gdy przebrzmiały słowa Ladona, tandetne drzwi ostatecznie wyleciały z zawiasów, obsypując stojących najbliżej deszczem drzazg. Skuliłam się, odruchowo przesłaniając oczy ramieniem.
Był tam! Gigantyczny potwór o płonących ślepiach ryknął i sięgnął szponiastą łapą w stronę stojącego najbliżej Setha. Ten przemienił się w wilka, odskoczył i schował się za nadal stojącym w ludzkiej postaci Quillsem, dopiero z tamtego miejsca mając na tyle odwagi, by zawarczeć i pokazać kły. Wyglądało to dość groteskowo, jako że ledwo się za człowiekiem mieścił, kłębem sięgając mu do ramienia.
Cruxer podniesionym głosem rzucił jakiś rozkaz, którego w panującym wokół chaosie nie dosłyszałam. Ktoś skoczył otwierać na oścież służące za wyjście okno, by wszyscy mogli jak najszybciej ewakuować się na zewnątrz, a Aria i jedna z wyglądających jak jej bliźniaczki plastików przemieniły się w wilki i rzuciły na demona. Błysnęła tylko szara sierść, gdy śmignęły w powietrzu i wczepiły się kłami w masywne nogi, odrywając kilka płonących łusek.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że z jakiegoś powodu ogień bladgorów jeszcze nikogo z nas nie poparzył. Był jedynie iluzją? Musiałam zapytać o to Ladona.
Ale najpierw musiałam obronić tyłki dwóm zarozumiałym laskom, którym wydawało się, że wszystkich ratują, a tak naprawdę właśnie dokonały czegoś w rodzaju samobójstwa.
– Chodź wreszcie! Co tak stoisz?!
Ktoś złapał mnie mocno za ramię i pociągnął w stronę okna. Gdy się odwróciłam, z pewną dozą zaskoczenia zauważyłam Cruxera. Cała reszta była już na zewnątrz; Ladon w ciele ogromnego wilka popatrywał na nas z niepokojem, wahając się nad odsunięciem na środek placu.
– No chodź! One go na chwilę zatrzymają i zaraz dołączą! – Napakowany chłopak kolejny raz szarpnął mnie do wyjścia, ale zaparłam się nogami o jedną z przewróconych ławek.
– Przecież one się zabiją! – wydarłam się na niego. – Nie można go gryźć po nogach, to nic nie da, do cholery!
– Że co? – Zamarł z wyjątkowo tępą miną. Bezwiednie poluzował uścisk, więc wyrwałam mu się zwinnie i rzuciłam w stronę walczących.
Solidarność jajników, co nie? Laski mogły mnie doprowadzać do szału, ale nie mogłam przecież pozwolić na to, by tak po prostu skazali je na śmierć! A co jak co, ale podczas ostatniej akcji z moją sforą napatrzyłam się, jak kończyło się podgryzanie bladgora po nogach...
Ladon gdzieś za mną zaskowyczał ze złością i spróbował wskoczyć do środka. Po szelestach i głuchym odgłosie uderzenia rozpoznałam, że nie mogło mu się to zbytnio udać – prawdopodobnie Cruxer jednocześnie chciał wybiec na zewnątrz i zderzyli się w przejściu.
Aria na moment oderwała się od walki i spojrzała na mnie błyszczącymi od emocji ślepiami. Uniosła lekko wargi, jakby chciała powiedzieć: „spadaj, on jest nasz!", warknęła i znowu skoczyła...
Bladgor machnął ogromną łapą, uderzając obie wilczyce jednocześnie. Mniejsza poleciała na przeciwległą ścianę i aż zawyła z bólu, gdy się z nią zderzyła, dziewczynę Cruxera zaś dosłownie wbiło w podłogę. Znieruchomiała na moment, wyraźnie ogłuszona, nie mogła więc uniknąć kolejnego uderzenia, które w założeniu miało ją najpewniej zmiażdżyć. Każdego wilkołaka by to zabiło...
Wszystko trwało ułamki sekund. Poderwałam się w biegu w powietrze, przemieniłam w locie w wilka i dorwałam bladgorowi do gardła. Łapa, którą jako człowiek miałam w gipsie, zabolała mnie wściekle, ale nie odpuszczałam – zacisnęłam szczęki jak wściekły buldog, a wielki potwór zachwiał się od impetu mojego ataku, wpadając w ścianę. Karton-gipsowa konstrukcja zawaliła się pod jego ciężarem, runął więc do tyłu i wylądował na grzbiecie w stercie gruzu. Przekoziołkowałam nad nim i spróbowałam zwinnie uskoczyć, lecz prawa łapa aż się pode mną ugięła...
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 2: END OF THE BEGINNING
WerewolfUpalne, duszne lato. Żar lejący się z niemal fioletowego nieba, nieruchome powietrze, nagrzane betonowe ściany bloków. Gorące noce i snująca się pomiędzy latarniami mgła. Coś potężnego tak bardzo, że nie powinno się z nim mierzyć w pojedynkę. Magicz...