Cofam moje wszelkie słowa o nagrodach za małą ilość jedzenia, ponieważ w tym wpisie chce wszystko ogarnąć. Napisać sobie plan na tydzień, którego będę się trzymać przez jak najdłuższy czas, oczywiście z jakimiś nieprzewidzianymi wydarzeniami.
Poniedziałek
Limit 300kcal
(Śniadanie muszę zjeść, bo wstaje wtedy co mama, ale będę próbowała omijać jedzenie jak najszerszym łukiem, chociaż jest to zaraz po weekendzie i może być ciężko)Wtorek
Limit 600kcal
(zważywszy na zakupy spożywcze i krótki dzień w szkole czyli obiad muszę zjeść w domu)Środa
Limit 500kcal
(Także konieczność zjedzenia obiadu w domu)Czwartek
Limit 200kcal
(Tutaj będę próbowała robić FAST, ale zostawiam sobie przestrzeń na jakieś wpadki)Piątek
Limit 300kcal
(To samo co w czwartek, ale przygotowanie do weekendu)Sobota
Limit 500kcal
(Ah te weekendy)Niedziela
Limit 600kcal
(Masterchef i ogólnie niedziela to też weekend)Dodatki
Druga środa miesiąca
Idę zjeść obiad do jakiejś restauracji koreańskiej, meksykańskiej lub jakiejś innej na jaką będę miała ochotę
50gr za każdy FAST
Będę to wydawać wtedy kiedy będę chciała i kupione za to jedzenie (oczywiście wlicza się do bilansu) może przekroczyć limit.Taki jest plan, ale jak to wyjdzie to się przekonam później.
Dzisiaj była druga środa miesiąca i przez to tak ułożyłam mój plan. Byłam w restauracji koreańskiej i było mega pyszne żarcie.
W końcu też kupiłam sobie tego wymęczonego pączka. Chodził za mną od samego początku diety.
Możecie się spodziewać dzisiejszego bilansu i nie będę was okłamywać, tylko napiszę te okropne liczby.
Od weekendu u babci zaczęłam tyć i wracać w szybkim tępie do wcześniejszej wagi, dlatego też utworzyłam ten plan, żeby się zmotywować.
Mimo, że teraz czuję, że mam pusty żołądek to wiem, że zjadłam dzisiaj dużo. Za dużo.
Zapomniałam jeszcze dodać, że jeszcze raz naruszę te postanowienia, ponieważ idę w poniedziałek (nie mam wtedy lekcji, bo jest dzień edukacji narodowej) na kuchnię meksykanską. Mam kupony zniżkowe i to właśnie przez to w ogóle o tym pomyślałam.
Przez to, że nie idę do szkoły, to pewnie będę musiała też zjeść śniadanie, więc na pewno się nie zamieszczę w tamtym limicie, ale to właśnie jest jedna z tych niespodziewanych wydarzeń. I nie mówię o wyjściu samym w sobie, a o dniu wolnym od szkoły.
Dobra, na dzisiaj tyle przejdę do bilansu i pozwolę wam załamać się moim wynikiem.
Waga 63,4kg
Co zjadłam
Śniadanie 6:10
Pół bułki z żurawiną 80kcal (60g)
W drodze do szkoły 7:30
Pączek 221kcal (65g)
Obiad (13:00)
Kimchi 10kcal (50g)
Bibimbap 634kcal (1 porcja)
Maliny 15kcal (30g)Razem 960kcal
Kimchi ^
Bibimbap ^