Środa... No cóż. Nie dość, że byłam w restauracji to jeszcze zjadłam śniadanie i kolacje. Koniec końców wyszło niby lepiej niż mogłam się spodziewać.
1495kcal
Tak wiem. Powinnam się zabić.
Czwartek miał być super dniem, w którym nie chciałam jeść. Jednak już rano zostało mi to uniemoźliwione, ponieważ akurat nie było pierwszej lekcji i wstawałam później. Oznacza to tyle, że w tym samym czasie szykowała się moja młodsza siostra i była też mama więc coś musiałam zjeść.
Po lekcjach miałam lekcje fortepianu i ogólnie to w piątek jadę z rodziną już kupić do domu pianino cyfrowe. Dokładnie yamahe p95 jakby kogoś to interesowało.
Potem znowu przez jakiś czas nie jadłam, ale wieczorem jak poszłam zrobić sobie herbatę i zobaczyłam fasloke po bretonsku to... Ugh. Ale wtedy jeszcze się powstrzymałam. Puściło gdy przyszłam wypić tą herbatę jakieś 30min później. Wzięłam co prawda małą miseczkę, ale do tego jeszcze pół bułki. A po słonym zawsze mam parcie na słodkie. Więc herbatnik i guma rozpuszczalna. Wtedy nie było jeszcze tak źle. Chyba około 400kcal. Jednk po kolejnych kilkudziesięciu minutach znowu coś mnie napadło i zjadłam drugą połowę kajzerki i... batona...
Gdyby nie to ostatnie to myślę, że bym zostawiła wszystko i jakoś przetrwała, ale ze się wydarzyło co wydarzyło to poszłam do łazienki i zwymiotowałam. Oczywiście nie wszystko, ale myślę, że zeszłam przynajmniej poniżej 500kcal T_T
Bilans 705kcal
Gdyby tego było mało to jeszcze zapomniałam się zważyć tego dnia.
Dobrego dnia.