191015

15 2 0
                                    

Wiem, że nie było podsumowania poprzedniego tygodnia, ale raczej już nie będzie. Był to okropny czas jeśli chodzi o jedzenie, tyle mam do powiedzenia.

Dzisiaj mimo, że wstawałam o tej samej godzinie co starsza siostra to nie zjadłam śniadania. Ale to raczej już nic nadzwyczajnego.

Ogólnie spotkały mnie dziś kilka bardzo niefajnych rzeczy i przez to miałam taki humor... Nie wiem jak go nazwać, ale myślę, że każdy kiedyś tak miał. W każdym razie pierwszą rzeczą było to: uwinęłam się w domu szybko, więc poszłam na 10min wcześniejszy autobus niż zwykle. Podjeżdżam pod moją starą szkołę rowerem i chce go przypiąć, ale mozolnie mi to idzie i nie mogę sobie poradzić chociaż robiłam to już milion razy. Wtedy widzę nadjeżdżający autobus i chcę się zabić, więc zostawiam blokadę nie zapiętą tylko zwisającą na rowerze i biegnę. Zdążyłam, ale potem cały dzień martwiłam się, że ktoś mi ukradnie nie tyle rower, bo już go zostawiałam nieprzypiętego, co blokadę. Nie wiem czemu, ale tak mi się to wryło w łeb, że ciągle o tym myślałam.

Druga rzecz: siedzę sobie radośnie przed pierwszą lekcją na ławeczce, super, super, wszystko fajnie. Słyszę w słuchawce, że się kończy bateria więc chcę tą podłączyć do ładowania, a założyć drugą (bezprzewodowe douszne). I wtedy orientuje się, że zostawiłam opakowanie z drug ąsłuchawką, a zarazem ładowarką w domu i chce się zabić drugi raz.

Trzecia rzecz: oczywiście jak to ja wzięłam z domu źle podręczniki więc byłam nieprzygotowana, a to bardzo stresujące rzecz, tym bardziej, że wykorzystałam większość nieprzygotowań z tych akurat przedmiotów, więc siedziałam na tym cholernym niemieckim jak na szpilkach. Koniec końców zgłosiłam tylko na matmie więc nie było aż tak źle.

Czwarta rzecz: cały dzień bolała mnie głowa i to przepotwornie. Ostatnio zdarza mi się to coraz częściej i nie wiem czy to przez tą dietę, ale mam nadzieję, że nie.

W ogóle to ja tak mówię, że chcę się zabić, ale moja zryta głową sobie wymyśliła coś takiego, że nie chcę umierać jak jestem gruba, tylko jak już będę chuda więc w sumie to chyba będę żyć wiecznie. Super.

Obiad zjadłam w domu, bo szybko dziś kończyłam szkołe i nie udałoby mi się przekonać mamy, że zjadłam w szkole. Był makaron z warzywami w sosie pomidorowym i klopsiki. No trochę jadłam muszę przyznać i to nawet nie tak źle, gdyby nie te klopsiki. Nie powstrzymałam się i żałowałam.

Potem zjadłam jeszcze gałkę lodów i aż pięć herbatników i wtedy to już mnietak sumienie zjadało, że nie wytrzymałam i zwróciłam napewno herbatniki i część obiadu.

Ponadto cwiczyłam dziś dość intensywnie jak na WF więc fajnie i potem jeszcze około 18:00 zrobiłam az 40 brzuszków za jednym razem. Następnie jeszcze 30 minutowy trening na ogólnie całe ciało i po tym to byłam mocno zmęczona. Ogólnie to te spalone kalorie to nie mam pojęcia czy w jakimkolwiek stopniu równają się z tym co zapisuje, bo skąd mam wiedzieć ile dokładnie spaliłam. Używam specjalnej aplikacji, ale ona pewnie nie pokazuje zbyt dobrze. No cóż, nic nie poradzę.

Przynajmniej nie zjadłam kolacji i tak ma zostać. Muszę przestać jeść po 18:00 i tak będę starała się robić.

Waga 62,5kg

Dlaczego. Proszę, chudnij. Nie będę już tyle jeść, ale proszę przestań przybierać na wadze.

Bilans
Obiad 16:00
Makaron 157kcal (120g)
Warzywa w sosie pomidorowym 92kcal
Klopsiki 112kcal (75g)
Podjadanie 17:30
Lody 120kcal (60g)
Herbatniki 60kcal (25g)

Cześć zwymiotowana (herbatniki + trochę obiadu)

Ćwiczenia -331kcal

Muszę przyznać, że to były najintensywniejsze ćwiczenia jak na razie i do tego dochodzi jeszcze WF więc fajnie, tylko jest jeszcze kwestia jedzenia. Niestety.

Jutro kończę jeszcze wcześniej więc też jem w domu, ale muszę ogarnąć to podjadanie i myślę, że będzie w porządku.

Ogólnie to ja tych wpisów nie sprawdzam, więc jak gdzieś jest błąd to możecie pisać jak wam się chce.

Dobranoc.

I'm fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz