Jest już wieczór, a ja nie zjadłam kolacji. Mam wrażenie, że uda mi się to podtrzymać. Jestem mega zadowolona z tego, ponieważ to pierwsza taka sytuacja. Poprzednio zawsze szłam do kuchni o 19 albo 20 i pochłaniałam zbędne kalorie. Czuję się zmotywowana ciągle malejącą liczbą na wadze, ale niestety nie widzę dużych zmian w lustrze. Mój brzuch nadal powoduje, że wyglądam jakbym była w ciąży. W ubraniach tego nie widać, ale kiedy się kąpię to mam ochotę po prostu uciąć go w połowie. Jednak za każdym razem, dzień w dzień, jadłam dużo na ostatni posiłek. Wątpię, że uda mi się to utrzymać codziennie, a co dopiero w weekend, który zaczyna się już jutro. Najgorzej jest właśnie wieczorem, kiedy oglądam The Voice of Poland albo Masterchef'a. Moje dwie siostry i mama jedzą wtedy same pyszne rzeczy i nie mogę się powstrzymać, jak też coś sobie uszykować.
Mimo, że nie zjadłam kolacji to nie jestem zbyt zadowolona, bo po obiedzie zjadłam banana, a potem jeszcze batona. Te batony są najgorsze. Myślałam nad poproszeniem taty, aby ich nie kupował, ale nie tylko ja je jem.
Piątki to dzień, w którym mam aż 8 lekcji, ale zaskakujące jest to, że czwartek jest o wiele gorszy, mimo że nie ma wtedy WF. W sumie to piąty dzień tygodnia nie byłby taki zły, gdyby nie sprzątanie. Co tydzień właśnie w piątki, odkurzamy cały dom, myjemy podłogi i ogólnie wszystko. Co prawda odkąd chodzę do liceum i wracam do domu o 17 około w ten dzień, to tak naprawdę sprzątam tylko mój pokój. Od października, czyli już od następnego tygodnia, mam jeszcze zajęcia sportowe, ale nawet nie pamiętam, o której godzinie. Plan jest taki, aby przestawić sprzątanie na sobotę, ale mam nadzieję, że jak się sprężę to uda mi się wszystko zrobić jednak w ten nieszczęsny piątek, aby sobotę mieć względnie wolną. Oczywiście pomijając naukę. Nie wiem w sumie jak można ją pominąć, bo zajmuje przynajmniej pół mojego dnia w weekend i pewnie będzie jeszcze więcej.
W tej chwili czuję lekkie ssanie w żołądku, ale nie mogę się doczekać co będzie za dwie godziny, kiedy będę szykować się do spania. Wtedy też się zważę. Chcę robić to dwa/trzy razy dziennie. Tuż po szkole, kiedy jestem całkowicie pusta, wieczorem, kiedy czasem jestem po kolacji niestety i może też przed szkołą, ale mówię wam, że wtedy jedyne czego chcę to walnąć się do łóżka i nie wstawać już nigdy. Jestem trochę zdziwiona, bo już teraz jak wstaję jest ciemno, ale rozjaśnia się przez czas kiedy szykuję się do wyjścia. Ciekawi mnie co to będzie w zimę kurde.
Nie wiem czy interesuje was moje "życie" szkolne, ale skoro już tak się rozpisuję to napiszę też o tym. Wiem, że najciekawsze byłoby gdybym gadała coś o znajomych/kolegach czy kimś innym, ale ja w szkole się do nikogo nie odzywam. I to tak serio, tylko jak się mnie ktoś o coś pyta lub czasem na lekcji. Przejdę dlatego do choć trochę interesujących faktów o tym co się dzisiaj działo.
Na dobry początek, sprawdzian z biologii. Nie poszedł mi źle, ale mogło być o wiele lepiej. Myślę, że będzie 4+ może. Oczywiście jest też szansa na 5, 4 lub nawet coś gorszego (6 na pewno nie), ale nie wiem.
Jedna rzecz mnie trochę zdenerwował, mianowicie było sobie takie zadanie, żeby wypisać jaka motywacja, aby chronić przyrodę to jest(np: jest zdanie "rośliny dają tlen, bez którego nie przeżyjemy" i to jest motywacja egzystencjalne). Tego jeszcze wam nie mówiłam, ale jestem ateistką przeczuloną wręcz na wszystkie religie, w szczególności chrześcijaństwo. Myślę, że nie skłamałabym gdybym powiedziała wręcz, że jestem antyteistką.
Tak więc jest sobie tamto zadanie i nagle widzę przykła "Wszystkie organizmy są dziełem Boga" (motyw etyczny). Szlag mnie normalnie tak trafił, że prawie rzuciłam długopisem w jakiegoś ucznia. Nie dość, że to nie ma zbytnio sensu, bo w Biblii jest napisane nawet, że Bóg stworzył wszystko dla człowieka i powinniśmy tego używać jak nam się chce, to jeszcze no cholera na BIOLOGII? Ugh... Ale siedzę spokojnie w sali piszę dalej i udaję, że wszystko jest super. Taka już moja natura, chociaż muszę przyznać, że jeśli chodzi o temat religii to potrafię walczyć o swoje i wgl.
Ale się rozpisałem o tej biologii, masakra.
Z takich ciekawszych rzeczy to na informatyce była "praca w grupach", która polegała na stworzeniu prezentacji o dowolnym temacie i w dwójkach/trójkach zrobić ją razem w chmurze, czyli że każdy widzi zmiany na bierząco na swoim komputerze. Wszystko spoko, część teoretyczna dla mnie była prosta, bo pan tłumaczył krok po kroku na początku, ale później, jak jakimś cudem znalazłam kogoś do pary, to się zaczęło. Myśli cholera nad czcionką i tłem, a mamy dość mało czasu na to. W każdym razie jakoś się udało i wyleciałam z sali jak szalona. Tak naprawdę to spokojnie wyszłam jako jedna z ostatnich osób, bo nigdzie mi się nie spieszyło. Tym bardziej, że następną lekcje miałam w tej samej sali.
Dalej był WF i no nawet spoko. Prawie w ogóle się nie zmęczyłam, ale prawdę mówiąc nie jest to coś super, bo pewnie mało kalorii spaliłam. Robiłyśmy ćwiczenia do kosza, a potem przez chwilę też grałyśmy. Oczywiście dzięki mojej super reputacji w szkole nikt do mnie nie podawał, ale pasowało mi to w 100%. Pobiegałam trochę z jednej strony boiska na drugą i koniec.
Chyba już ostatnią rzeczą, o szkole, o której chcę wam powiedzieć była matematyka. Wreszcie. Pierwsza matematyka w tym roku szkolnym, bo pani miała jakiś wypadek chyba. Niestety była to lekcja organizacyjna, a za tydzień mam dwa testy (zadania zamknięte i otwarte) sprawdzające wiedzę z gimnazjum, więc dopiero w następny piątek będzie normalna lekcja. Do tych sprawdzianów nie planuję się prawie w ogóle uczyć. Do egzaminu gimnazjalnego też się nie uczyłam (do matmy), a miałam 100%. Hehe. Bardzo lubię matematykę po prostu no, nic nie poradzę, że lubię się przechwalać trochę tym wynikiem.
Obiad był moim pierwszym i ostatnim daniem (nie licząć "deseru", który zjadłam tuż po nim). Może nie zjadłam mało, ale skoro był to mój jedyny posiłek to nie mam aż takich wyrzutów sumienia.
Dobra, bo tu już wyszedł najdłuższy wpis ze wszystkich więc przejdę już do statystyk.
Waga 63,1kg (po szkole)
Jeszcze zważę się przed snem i wyciągnę średnią. Zastanawiałam się nad podaniem po prostu dwóch wag, ale stwierdziłam, że jednak nie)
Jedzenie
Soczewica 46,6kcal (40g)
Ryż basmati 103,5kcal (90g)
Sos pomidorowy 5,8kcal (20g)
Cukinia 22,3kcal (30g)
Papryka pieczona 28,8kcal (40g)
Baton 165,6kcal (40g)
Banan 116kcal (120g)
(wszystko o około 17:00)492,6kcal/650kcal
Jeszcze nie idę spać więc nie napiszę dobranoc, ale miłego wieczoru, czy coś.