191021

7 1 0
                                    

Zacznę od skrócenia weekendu. Sobota to porażka, w sensie było coś koło 800kcal i zero ćwiczeń. Wiem, że ostatnio ciągle pisze, że jest beznadziejnie i znowu nie dałam rady, ale taka prawda. Jestem grubą świnią, która jedyne co robi to je. Ja naprawdę mam tak okropne wyrzuty sumienia. Potem za to mam siebie dość za to, że najpierw jem, a potem źle się czuję. I tak za każdym razem. Muszę się ogarnąć.

Niedziela była trochę lepsza, gdyż było około 500kcal, ale też ponad 200kcal na minus, bo przejechałam ponad 10km na rowerze. Także to nawet mi wyszło.

Przejdźmy do dnia dzisiejszego. Spałam 5 godzin i teraz jestem padnięta. Miałam dwie kartkówki, i potem też uczyłam się do 18 w domu. Jutro mam sprawdzian i kartkówkę, sprawdziany jeszcze w środę i piątek. Kocham liceum. I jeszcze mi uciekł autobus z przed nosa.

Zjadłam trochę obiadu, ale nie jakoś mega dużo. Jak się pewnie spodziewaliście zjebalam wieczorem. Ale potem zwróciłam dużą część. Muszę przestać jeść, bo w bulimie przechodzić nie chcę.

540kcal
-75kcal (na wf)

Zapomniałam się zważyć rano, a bilansu nie zapisuję, bo to zawsze najdłużej trwa, a chce już spać.

Dobranoc.

I'm fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz