191023

14 2 0
                                    

Dzisiaj było dziwnie. Niby źle, ale w sumie to jestem zadowolona. Gdyby nie jeden, zbędny czynnik to byłoby naprawdę super, ale i tak jest spoko.

Sprawdzian z polskiego jakoś tam poszedł... W sensie na pewno nie będzie 1, okej? Z tego będą trzy różne oceny, bo miał on właśnie trzy etapy i serio nawet nie najgorzej go napisałam :)

Lekcje skończyłam o 12:25 i zazwyczaj za to kochałam środy, ale dzisiaj byłam umówiona na wizytę u lekarza na 15:00. Klinika znajduje się mniej więcej w połowie drogi od mojej szkoły do domu więc nie było już sensu wracać do domu, bo od razu musiałabym wychodzić. Miałam 2,5 godziny czekania T_T Jednak moje pojedyncze komórki mózgowe obmyśliły plan jak najlepiej go wykorzystać. Postanowiłam iść do tego lekarza pieszo. Metrem lub tramwajem jechałabym coś koło 10/15 minut, a tak to zajęło mi aż
1,5 godziny. Moje stopy trochę się obtarły, bo ogólnie mam delikatne i to jest mega wada, tym bardziej, że uwielbiam chodzić po górach, a już po pierwszym dniu mam ogromne bomble. Ale mniejsza z tym. Było około 14 stopni Celsjusza, a miałam samą bluzę, ale koniec końców okazało się to być zaletą.

Także przeszłam sobie 8km dość szybkim krokiem i na końcu byłam nawet trochę zmęczona, ale tak wiecie, bolały mnie nogi, a nie to że jakoś zipałam ledwo. Tak naprawdę to było to dziwne doświadczenie, bo mijałam rzeczy, które sądziłam, że są dalej od siebie. Słuchałam sobie BTS, ale na końcu już i tak miałam nadzieję, że zaraz dojdę, bo było odrobinkę nudno. Ale ogólnie to pozytywnie i ten, no.

Pod klinilą spotkałam się z mamą, bo to była taka trochę ważniejsza sprawa, o 14:20. Było jeszcze 40 minut, a obok była cukiernia. Chyba się domyślacie co się stało. Zjadłam gofra z dżemem jagodowym i to właśnie jest ten czynnik, o którym wspominałam wcześniej. U lekarza oczywiście było opóźnienie 30 minutowe, bo jakby inaczej.

Jak wracałam już do domu to perfidnie mi odjechał autobus, który swoją drogą powinien przyjechać na ten przystanek kilka minut później, a następny oczywiscie się spóźnił. Było mi wtedy cholernie zimno, bo okropna pogoda od rana, mgła ogromną więc słońce nie świeciło. Jak wreszcie przyjechał ten autobus to ledwo wepchałam się do środka, tyle ludzi. I mega śmierdziało, myślałam, że się zrzygam.

W domu byłam gdzieś o 17:00 i wtedy też zjadłam obiad. Jedną, nawet nie całą nabierkę spaghetti. Byłam wtedy w złym humorze, no jeszcze musiałam się potem uczyć i nawet nie chciało mi się walczyć z tą pokusą. Jak się później okazało, mam jutro zastępstwo na WOS'e więc nie musiałam robić prasówki, której to właśnie tak bardzo nie chciało mi się robić.

Kolacji nie zjadłam więc też fajnie i ogólnie to też się pomierzyłam wieczorem i to wstawię pewnie też w tym rozdziale.

Waga 61,2kg

Wieczorem było nawet mniej, ale ja zawsze wstawiam wagę z rana, bo wieczorem zazwyczaj jestem po kolacji i ważę więcej.

Bilans
14:30
Gofr 159kcal (65g)
Dżem jagodowy 92kcal (40g)
17:30
Spaghetti 175kcal (140g)
Mały banan 71kcal (80g)

Razem 497kcal
Ćwiczenia -344kcal

Nie sądziłam, że ten spacer spali aż tyle kalorii.

Wymiary
Szyja 32cm
Talia 76cm
Biodra 90cm
Pod piersiami 78cm
Klatka piersiowa 93cm
Noga (prawa):
pod pośladkiem 56,5cm
środek 44cm
nad kolanem 35cm
łydka w najgrubszym miejscu 31cm
kostka 18,5cm
Ręka (prawa)
bark 32,5cm
przedramię 23cm
za łokciem 21cm
nadgarstek 14cm

Zawartość tkanki tłuszczowej 24,1% (to wygląda obrzydliwie)
Waga ciała bez tkanki tłuszczowej 46,3kg (na razie celem jest 50kg)

No dobra, to chyba wszystko.
Dobranoc

I'm fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz