Znowu wymiotowałam. Ale ogólnie było lepiej. Teraz muszę ogarnąć ten wieczorny szał już do końca. Dzisiaj zjadłam trochę tego co zostało z obiadu (na szczęście głównie warzywa) zanim przyjechali rodzice z zakupami spożywczymi. Trochę obawiałam się tego, że zjem i przed i po, ale udało mi się tego nie robić.
Mam teraz mega zapieprz w szkole. Myślę jednak, że to "teraz", będzie trwało cały czas. Czuję dużą różnicę między gimnazjum i liceum. Największy problem mam z polskim, który od zawsze był moją piętą Achillesa, a teraz Profesor zachowuje się jakbyśmy rozszerzali polski, T_T okropność. Ale pewnie będę w przyszłości jej za to wdzięczna, bo w końcu matura podstawowa z tego przedmiotu jest obowiązkowa. Jutro mam właśnie dwugodzinny sprawdzian i nie jestem pewna czego się spodziewać. No cóż.
Ogarnęłam chociaż biologię, a to chyba dla mnie najważniejsze.
Zjadłam rano kawałek chleba, ale nie płakałam z tego powodu. Zjadłam też obiad w domu, makaron z duszonymi warzywami. Gdyby nie ten makaron... Ugh, ale powiem, że moja rodzina już coś podejrzewała chyba. Udało mi się tym jedzeniem obiadów coś tam naprawić, ale napewno nie całkowicie. Jutro też jem w domu i już nie będzie tak kolorowo, bo spaghetti ma raczej dużo kcal. Nie patrzyłam jeszcze, ale z krótkiego doświadczenia, domyślam się, że tak właśnie jest.
Wieczorem oprócz małej porcji obiadu, wzięłam kilka łyżeczek cukru pudru. Tak wiem. Najgorzej jest z tym parciem na słodkie.
Wtedy właśnie zwróciłam część, ale nie bardzo dużo. Muszę w końcu przestać, bo mnie boli gardło, a nie chcę mieć z tym związanych żadnych powikłań.
Po tym jeszcze trochę poćwiczyłam, ale nie bardzo dużo, bo po prostu czuję, że mój organizm szybciej się męczy niż wcześniej. Teoretycznie niedobrze, ale ma to też swoje plusy, bo oznacza to, że potrzebuje więcej energii, a ja próbuję mu jej nie dostarczać. Więc zrobiłam zestaw 10 minutowy, a potem jeszcze się porozciągałam. Jestem dość elastyczna, bo chodzę na jogę, a kiedyś chodziłam na gimnastykę. Co prawda szpagatu nie robię, ale prawie.
Waga 61,5kg
Po prostu czuję, że jutro będzie jeszcze mniej i trzymam za to kciuki. Zaczynam odczuwać skutki tych 5kg (jak to w sumie szybko zleciało). Jak wcześniej zapinałam biustonosz na ostatnie zapięcie (mogłam mocniej, ale tak było mi wygodniej) to teraz na to najciaśniejsze. Podobnie że spodniami. Za każdym razem w takich sytuacjach odczuwam szczęście i motywację.
Bilans
6:20
Chleb 63kcal (25g)
15:30+19:30
Makaron 170kcal (130g)
Śmietanka 15kcal (8g)
Papryka, cukinia i cebula 66kcal (270g)
Szynka 24kcal (15g)
Cukier puder 30kcal (10g)Razem 368kcal
Ćwiczenia -114kcalChyba nie muszę dodawać, że nie odejmuję tego co zwymiotowałam.
Żeby nie kończyć ostatniego akapitu takim tematem to zadam pierwsze pytanie do "was". Piszę " ponieważ tak naprawdę, to tylko jedna osoba czyta to regularnie na bieżąco. Albo po prostu daje gwiazdki, ale to by było conajmniej dziwne. W każdym razie dziękuję, bo liczba wyświetleń 0 jest dość przygnębiająca. Nie zależy mi tak naprawdę żeby ktoś to czytał, ale jednak mam tą ludzką potrzebę docenienia, czy coś tam.
Tak się rozgadałam, że prawie zapomniałam zadać tego pytania w końcu.
Czy jesteś ARMY?
Informacja dla tych co nie są: ARMY to nazwa dla fanów BTS.
Dobranoc.