- Jestem...w ciąży?- zamrugałam kilkakrotnie oczami, wciąż nie dowierzając w to, co przed chwilą powiedział mi doktor. Alan, który stał obok niego, również był zaskoczony tą informacją. Lekarz pogratulował nam raz jeszcze i wyszedł, mówiąc, że ma jeszcze innych pacjentów. Gdy zostaliśmy z Alem sami, spojrzeliśmy na siebie. Czyli...czyli że...będziemy...rodzicami? Nie mogłam w to uwierzyć. To była najwspanialsza wiadomość, jaką kiedykolwiek w życiu usłyszałam. Brunet podbiegł do mnie i mocno przytulił.
- Tak się cieszę!- powiedział wzruszony.
- Ja też- odparłam, wtulając się w niego. Heh, będziemy rodzicami. Czyż to nie jest wspaniała wieść? Ze szpitala wypuszczono mnie dwa dni później. Wakie poinformował wszystkich znajomych i rodzinę o moim stanie. Nie obyło się bez gratulacji, całusów i przytulasów. Wszyscy cieszyli się szczęściem moim i Alana, a najbardziej to Philip i Hilde, oraz Andreas. Ale smutne było to, że nie było z nami siostry Ala, Camilii. Dziewczyna dalej nie wróciła, nie mogła cieszyć się z nami. Oczywiście Alan chciał do niej zadzwonić, ale ja mu zabroniłam. Powiedziałam, że takie rzeczy nie przekazuje się przez telefon, a prosto w oczy. Byłam zresztą pewna, że Camila wkrótce się zjawi. I jak tylko dowie się, że jej młodszy brat będzie ojcem, ucieszy się bardzo.
- Kto będzie rodzicami chrzestnymi?- spytał Kenneth.
- Andreas i Camila, oczywiście- odpowiedział błękitnooki.
- Już sobie wyobrażam jak tu z Norą rozrabia taki Wakie Junior- rzekł Steve, a ja zaśmiałam się.
- Chciałeś powiedzieć, że Wakie Juniorka- sprostowałam.
- A teraz się zacznie kłótnia o płeć dziecka- westchnęła Emelie. I faktycznie. Przez kolejne tygodnie razem z Alanem sprzeczaliśmy się o to czy to będzie syn, czy też córka. Upływały nam na tym całe dni. Od rana do wieczora. Nic, tylko sprzeczki. Strasznie nas to bawiło. Kiedy leżeliśmy w łóżku, chłopak położył dłoń na moim brzuchu.
- Wyobrażasz to sobie?- zapytał szeptem.- Będziemy rodzicami- dodał.
- Tak, będziemy- potwierdziłam.- Czeka nas dużo zmian- dopowiedziałam. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.- Będziemy mieć dwójkę takich maluchów- wyjaśniłam.
- Nora i nasze dziecko- ułożył się wygodniej obok mnie. Te zmiany tak naprawdę zaczęły się już. Będą iść do przodu małymi kroczkami.
- Będę gruba jak piłka!- zachichotałam.
- Wcale nie!- zaprzeczył Norweg.- Dostaniesz po prostu ładnych krągłości- powiedział. Westchnęłam tylko i wtuliłam się w jego ciało. Chłopak głaskał moje włosy, a ja słuchałam bicia jego serca. Po paru minutach zasnęliśmy. Obudził nas dopiero płacz Nory. Już chciałam do niej wstać, ale Alan mnie zatrzymał. Kazał mi się oszczędzać i wypoczywać. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Przecież mogę jeszcze normalnie funkcjonować. Nie rozumiałam tego. Ta, on i ta jego przesadna troskliwość. Gdy dochodziła druga popołudniu, brunet położył Norę spać i oznajmił, że musi gdzieś wyjść. Nie powiedział, gdzie i po co. Po prostu wyszedł. Zostałam sama z siostrzyczką i Happy'm, który drzemał sobie w wózku z niemowlęciem. Ja sama oglądałam jakiś serial, SKAM czy jak mu tam było. Wakie wrócił bardzo późno, zdążyłam obejrzeć wszystkie sezony tego serialu. Chłopak usiadł obok mnie. Przyniósł duży prezent i małe pudełeczko. Najpierw wręczył mi mniejszy podarunek.
- Co to?- spytałam.
- Zobacz- otworzyłam i zanienówiłam. Była to śliczna obrączka. Z akwamarynem i różowym złotem.
- Jest cudowna- szepnęłam.- Ale będę ją tylko zakładać na wyjątkowe okazje, nie chciałabym jej zgubić- dodałam.
- To jest oczywiste-uśmiechnął się, po czym wręczył mi większy prezent. Po otworzeniu go, z środka łebek wychylił biały kociak.
- Jaka to rasa?- spytałam.
- Norweski kot leśny- odpowiedział chłopak.- Jak podoba ci się twoja nowa przyjaciółka?-
- Urocza- wzięłam kota na ręce.- A jak się wabi?- zaciekawiłam się.
- Ty jej musisz jakieś nadać- wzruszył ramionami. Hmmm, jakie by tu jej nadać imię? Myślałam nad tym dość długo, aż w końcu zdecydowałam.
- Marsha- powiedziałam.- Będziesz nazywać się Marsha- podrapałam kicię za uchem. Nasza rodzina zyskała kolejnego członka.
CZYTASZ
Hey, can I help you? ✔️
FanfictionSiedemnastoletnia Tzurin Reimann musi uciekać od ojca tyrana z dwutygodniową siostrzyczką. Opuszcza rodzinny kraj i udaje się do zupełnie obcego sobie kraju. Właśnie tam poznaje Alana, który oferuje jej i malutkiej Norze swoją pomoc.