~Forty Five~

125 7 2
                                    

- Wszystkiego najlepszego, kochanie- powiedziałam i mocno przytuliłam swoją młodszą siostrę. Dziewczynka kończyła już trzy latka. Uśmiechnęła się szeroko.

- Tenkuje- odrzekła, otwierając kolejny prezent. Tym razem od Zary i Christophera. Razem z Alanem urządziliśmy małej przyjęcie urodzinowe, na które zaprosiliśmy wszystkich naszych znajomych i rodzinę. Nora dostała prawdziwą górę prezentów, w której niemal tonęła. Impreza była udana, wszyscy świetnie się bawili. O, prawie bym zapomniała. Zaprosiliśmy także panią Hoede i Josie. Po trzech godzinach "balowania" goście rozeszli się, a Al i ja zabraliśmy się za sprzątanie. Potem padnięci położyliśmy się spać. 

***********

Czas mijał bardzo szybko. Naprawdę szybko. Od przyjęcia urodzinowego Nory minęło już pięć miesięcy. Sporo czasu, nieprawdaż? Siedziałam w salonie razem z Comstockami.

- Jak się trzymasz? Znasz płeć?- spytała Zara.

- Nie chcemy znać płci- odrzekłam.- To ma być niespodzianka- dodałam, kładąc dłoń na brzuchu.

- Dokładnie- potwierdził Walker skinieniem głowy. 

- A my będziemy mieć córeczkę- Chris popatrzył na brzuszek Zary z wielką dumą.- I damy jej na imię Christel Zavia- dopowiedział. Jednocześnie z Zarą przewróciłyśmy oczami. I zaraz też zaniosłyśmy się szczerym śmiechem. Zastanawiałam się jedynie skąd Christopher wytrzasnął takie imię. Christel domyślałam się, no po ojcu. Ale Zavia? I co to imię w ogóle znaczy? O ile coś znaczy. Ale postanowiłam nie myśleć nad tym i wrócić do bardziej przyziemnych spraw jak rozmowa z naszymi gośćmi. 

- Od jutra zaczynam na nowo szykować kącik dla maluszka- poinformował błękitnooki.

- Ja też- uśmiechnął się Mello.

- Co za zbieg okoliczności!- zawołałam, zerkając na Zarę. Puściła mi oczko.

- Co się dzieje?- obok nas pojawiła się Nora. Dziewczynka patrzyła nas z wielkim zaciekawieniem, oczekując odpowiedzi od byle kogo.

- A nic takiego- pogłaskałam ją po główce. - Idź się pobaw z Happy'm i Marshą, dobrze?- spojrzałam na nią.

- Dobrze- uśmiechnęła się i pobiegła w radosnych podskokach do swojego pokoiku, aby pobawić się z psem i kotką. 

- A pamiętam jak jeszcze latała w pieluchach- westchnął Al.

- No widzisz jak te dzieci szybko rosną- poklepałam go po ramieniu.- Nim się obejrzysz, będziesz prowadzić ją do ołtarza- dodałam. 

- Aż się wzruszyłem na samą myśl- otarł łzę, a po chwili dało się słyszeć śmiech naszej czwórki.

*******

Będąc w siódmym miesiącu ciąży, Alan bez przerwy nawijał o ślubie. Nie rozumiałam dlaczego tak ciągle o tym mówi, skoro według prawa norweskiego byłam jeszcze niepełnoletnia, ale postanowiłam że nie będę o to pytać. W jeszcze większe zdziwienie wpadłam, gdy któregoś dnia kazał mi ubrać się w suknię ślubną XL. Byłam drobna (jak to szanowny Wakie określił) nawet z ciążowym brzuszkiem, więc bez problemu się w nią wcisnęłam. Pamiętam, że Alan zniknął z Norą zupełnie nagle, nawet nie zauważyłam kiedy wyszli. A po jakimś czasie przyjechał jego ojciec i kazał wsiąść do samochodu. 

- Co tu się wyprawia?- zapytałam.

- Zobaczysz- odrzekł pan Philip, uśmiechając się. Po jakimś czasie dojechaliśmy pod...kościół. Chciałam coś powiedzieć, ale tata Alana uciszył mnie i wziął pod ramię. Weszliśmy do środka świątyni i wtedy zobaczyłam Alana stojącego pod ołtarzem. Przełkęłam ślinę. Ale jakim cudem będziemy brać ślub, skoro...Nim się obejrzałam już stałam naprzeciw bruneta. I po upływie krótkiej chwili byłam już jego...żoną. Tak, żoną. 

- Jakim cudem wzięliśmy ślub tak szybko?- zapytałam go, gdy siedzieliśmy obok siebie na weselu.

- Załatwiłem zgodę w urzędzie- uśmiechnął się. Zaraz też mocno mnie pocałował. 

- Jesteś nieobliczalny- szepnęłam.

- Roger- uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem. A ja przewróciłam tylko oczami.

**********

Na początku dziewiątego miesiąca Alan zawiózł mnie do szpitala. Chciał, abym była pod stałą opieką lekarzy, żeby uniknąć powtórki z przeszłości. I trzy dni później na świecie przywitaliśmy nasze drugie dziecko, synka. Siedziałam na łóżku i trzymałam maluszka na rękach.

- Jest taki przystojny- powiedział wzruszony Al.

- Po tatusiu- spojrzałam na niego.- Jak damy mu na imię?- zapytałam. Walker zasranowił się chwilę.

- Może Tarjei Olav?- zaproponował.

- Tak- przytaknęłam.- Chcesz go potrzymać?- popatrzyłam na niego. Skinął głową na tak, więc ostrożnie podałam mu noworodka. 

- O, spójrz! Otworzył oczka- szepnął.- Ma je po tobie- delikatnie pogładził kciukiem policzek Tarjeia. Uśmiechnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu.

- Moi chłopcy- popatrzyłam na nich. Wiedziałam, że teraz będzie tylko lepiej.

Hey, can I help you? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz