~Twenty Four~

156 8 1
                                    

W trzecim miesiącu ciąży mój brzuszek lekko zaokrąglił się, przez co Alan dostawał...totalnej głupawki, wierzcie mi. Był tak wniebowzięty, jakby miał zostać jedynym ojcem na tym świecie. Słyszałam, że niektórzy faceci tak mają, ale w życiu nie przypuszczałabym, że aż tak to może wyglądać. Od rana do wieczora chodził cały w skowronkach, nucił jakieś Disneyowskie piosenki, np. Miłość rośnie wokół nas czy jakieś inne, nie koniecznie z Króla Lwa. Trochę mnie to bawiło, a najbardziej to, że Al nie pozwalał mi nic podnosić, w sensie nic ciężkiego. Ostatnio, kiedy chciałam przenieść Norę z salonu do sypialni, podbiegł do mnie, wziął dziewczynkę i powiedział do mnie, że nie mogę dźwigać takich ciężarów. Pewnego dnia, o dziewiątej rano, gdy siedziałam w salonie i czytałam sagę "Akuszerka", błękitnooki podszedł do mnie i usiadł obok.

- Muszę jechać do Oslo- powiedział.- Dasz sobie radę?- spytał.

- Pewnie, jedź śmiało- uśmiechnęłam się.

- Mogę wrócić nawet po północy- rzekł.

- Spokojnie, damy sobie radę- uspokoiłam go.- Nic nam się tu nie stanie- uścisnęłam jego dłoń. 

- No dobra- westchnął.- Uważaj na siebie- pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł. Zostałam w domu sama, razem z Norą, Marshą, Happy'm i nienarodzonym dzieckiem. Alan zamnknął drzwi na wszystkie cztery spusty. Kazał mi nikomu nie otwierać. Mijały kolejne godziny, a Walker wciąż nie wracał. Pierwszy raz zostałam sama na tak długo i trochę się bałam, nie ukrywam. Od dość dawna nie było jakiejkolwiek wzmianki o Zacu, więc sądzić zaczynałam, że musiał zapomnieć. Tak, chyba zapomniał. I bardzo dobrze. Za nic w świecie nie wróciłabym do tego tyrana. Gdy zegar wybił szesnastą, zadzwonił Alan.

- Jak tam w stolicy?- zapytałam z zaciekawieniem.

- Bardzo dobrze, zatrzymałem się u Andreasa. A u ciebie?- odpowiedział.

- Też wszystko dobrze. Marsha bawi się z Happy'm, Nora śpi, a nasze dziecko...też śpi- oboje zanieśliśmy się gromkim śmiechem.

- Zuri, chyba wrócę jutro w południe- oznajmił Wakie.

- Dobrze, rozumiem- było mi trochę smutno, ale starałam się to jakoś ukryć.

- Kocham cię, pa- szepnął.

- Ja też cię kocham- rozłączyłam się. Czyli będę bez Alana dłużej niż przypuszczałam. Na całe szczęście moja siostra spała przez praktycznie cały czas, wstała jedynie przed osiemnastą na jedzenie. Po nakarmieniu jej, szykowałam ją do ponownego położenia spać, kiedy ktoś przekręcił klucz w drzwiach. Na początku serce stanęło mi w gardle, ale po chwili odetchnęłam z ulgą. 

- Chyba Alan zrobił nam niespodziankę i wrócił do domu wcześniej- wzięłam niemowlę na ręce i ruszyłam w stronę wejścia. Ale widząc stojącą w przedpokoju osobę, gwałtownie się zatrzymałam. To nie był Alan, tylko jakaś młoda kobieta. Patrzyła na mnie z nie mniej zszokowanym spojrzeniem.

- A coś ty za jedna?- zapytała, świdrując mnie podejrzliwym wzrokiem.

- Jestem Tzurin Reimann, a to moja siostra, Nora- odpowiedziałam.- Również i ja chciałabym wiedzieć, kim ty jesteś- dodałam. 

- Jestem Camila Walker- odrzekła.- Jesteś w ciąży?- uniosła jedną brew do góry. Potwierdziłam skinieniem głowy.

- Alan chciał...- zaczęłam.

- Ty siedź cicho- przerwała mi.- Ja znam takie jak ty. Omamiłaś mojego młodszego brata, a teraz wmawiasz mu, że ten bękart jest jego- jej słowa mocno mnie zabolały.

- Ale...- musiałam się jakoś bronić, nie wiedziałam jednak jak. 

- Tzurin Reimann, tak? Interesujące, naprawdę. Słyszałam o tobie, nieletnia porywaczko- zaskoczyła mnie tą informacją. Wyciągnęła telefon i wystukała jakiś numer.- Policja?...Chciałam tylko zgłosić, że znalazłam Tzurin Reimann...- z przerażeniem przysłuchiwałam się jak Camila podaje wszystkie informacje. Kiedy się rozłączyła, podbiegłam do niej.

- Błagam cię, odwołaj to!- z moich oczu zaczęły płynąć łzy.- Proszę! Nie rób tego! Nie każ mi wracać do domu!- płakałam.

- Nie wciągniesz w swój świat mojego brata, kryminalistko- warknęła.- Masz pół godziny na spakowanie się- rzuciła. Nie miałam innego wyjścia, a kiedy chciałam zadzwonić do Ala, zabrała mi telefon i zniszczyła go. Pakując swoje ciuchy, moja kotka wskoczyła na łóżko i spojrzała na mnie.

- Schowaj się tu i nie wychodź, dopóki nie wróci Alan- wepchałam ją pod łóżko. Zrobiłam to dosłownie w ostatniej chwili, bo zaraz do pomieszczenia weszła młoda kobieta. Patrzyła na mnie z taką nienawiścią, jakbym faktycznie była jakąś kryminalistką. Spakowawszy swoje rzeczy i rzeczy Nory, udałam się do przedpokoju, gdzie już czekał jeden z policjantów.

- Chodź, Tzurin- powiedział do mnie. Wziął bagaże i podziękował Camilii nie rozumiem niby za co. Widząc triumf w jej oczach wierzyć mi się nie chciało w to, że jest ona siostrą mojego Alana. Jakim cudem? Wsiadłam do radiowozu, wcześniej odpowiednio zabezpieczając nosidełko z niemowlęciem. Siadłam na środku, obok mnie zaś usiadł policjant.

- No, młoda damo- zwrócił się do mnie.- Jutro z samego rana masz samolot powrotny do domu- dodał. Nie miałam sił, by cokolwiek im wyjaśniać. Drugi z glina, który kierował samochodem, powiedział coś do kolegi, jednakże było to po norwesku, a ja nie rozumiałam zbyt wiele, bo Al zaczął uczyć mnie tego języka zaledwie dwa miesiące temu. Oparłam głowę o zagłówek i zaczęłam wpatrywać się w pejzaż za oknem samochodu. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy przed hotelem. Policjanci kazali mi wziąść kilka potrzebnych rzeczy i zaprowadzili do środka. Tam zarezerwowali mi i Norze pokój na jedną noc. 

***************************************

Czułam jak ktoś lekko mną szturcha. Obudziłam się z niechęcią, a na widok jednego z tych policjantów, niemalże spadłam z łóżka. Mężczyzna powiedział, że mam pół godziny na wyrobienie się. Nie patrzyłam na siebie, ubrałam wczorajsze ciuchy, nakrmiłam Norę i gdy już ją naszykowałam, opuszczałam hotel w towarzystwie policjanta. Ponownie wsiadłam do radiowozu i pojechaliśmy na lotnisko. Tam przydzielono mi opiekuna. I po paru minutach maszyna wzbiła się w powietrze. Znowu miałam wrócić do Zaca. Bardzo tego nie chciałam, ale nie mogłam nic na to poradzić. Większość lotu przespałam, obudzono mnie dopiero na lotnisku w Northampton, skąd też pochodzę. Kiedy wysiadłam z boeinga, serce podeszło mi do gardła.

- Jakie to szczęście, że znów mam was przy sobie- powiedział Zac Reimann.- Tak się martwiłem, że już nigdy was nie ujrzę, córeczki- chciałam uciec, ale nie miałam jak to zrobić. Powrót do domu z Zaciem był nieunikniony.

Hey, can I help you? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz