~Thirty Four~

135 7 1
                                    

Od kilku minut patrzyła na listę ze szpitalami do sprawdzenia i wciąż nie mogła uwierzyć. Jeden. Został jej tylko jeden szpital do sprawdzenia! Ava była niebywale szczęśliwa, w końcu wszystko się skończy. Odnajdą Zaca Reimanna i jej młodsze kuzynki będą nareszcie bezpieczne. Siedziała w gabinecie Pepjina i mocno ściskała kartkę. 

- Wciąż nie wierzysz, że to już ostatni?- zapytał Schipper, przeglądając raporty i zerkając na nią kątem oka. Ava uśmiechnęła się.

- Tak, wciąż nie wierzę- potwierdziła.- Nie ma ani chwili do stracenia!- zawołała, dopiła swoją kawę, następnie zarzuciła swój czerwony płaszcz i wyszła. Oczywiście gdzieś tam w głębi serca i duszy bała się, że i tym razem znowu będzie nic, mimo że to ostania placówka, jaka została jej do sprawdzenia. Ostatecznie wzięła głęboki wdech i udała się pod wskazany adres. Stresowała się i to bardzo. Weszła do budynku i podeszła do recepcji. Przełknęła ślinę i spojrzał na siedzącego za ladą mężczyznę.

- Dzień dobry- przywitał ją.- W czym mogę pani pomóc?- spytał z przyjaznym uśmiechem. Max zawahała się przez chwilę, ostatecznie zaczęła ostrożnie:

- Chciałam się czegoś dowiedzieć- powiedziała.

- Czego konkretnie?- recepcjonista spojrzał na nią. Blondynka wyjaśniła o co chodzi. Mężczyzna około trzydziestki zastanawiał się przez parę sekund, po czym skierował ją do ordynatora. Podziękowała i skierowała swe kroki w stronę odpowiedniego gabinetu. Zapukała, a gdy usłyszała "Proszę!", weszła. Usiadła na krześle i od razu przeszła do rzeczy. Mężczyzna, na oko przed sześćdziesiątką, zmarszczył czoło.

- Pomogę pani- odrzekł i zabrał się za przeszukiwanie bazy pacjentów. Ava siedziała, nerwowo przebierając palcami. Po prawie dziesięciu minutach ordynator poprawił się i rzekł:

- Mam. Tak, Romily Reimann zgłaszała się u nas na porodówkę- słysząc to, serce młodej kobiety zaczęło walić jak oszalałe. Nie przesłyszała się? Czy oby na pewno dobrze usłyszała? Wpatrywała się w niego, analizując wypowiedziane przez niego słowa.

- Naprawdę? To cudowna wiadomość!- zawołała.- Czy mogę prosić w takim razie o adres?- zacisnęła dłonie na torebce.

- Oczywiście, proszę- spisał adres na karteczkę i jej wręczył. Ava podziękowała i opuściła szpital. To się Don zdziwi, kiedy wróci z pozytywną wiadomością.

*************************

W tym samym czasie, Pepjin Schipper zajmował się swoją papierkową robotą. Przeglądał raporty z minionego tygodnia, a była ich bardzo spora ilość. Kończył jeden, zaczynał drugi i tak w kółko. Miał nadzieję, że Avie idzie lepiej niż jemu. Miał serdecznie dość. Chciałby wrócić już do domu, ale jeszcze nie mógł. Z jego wyliczeń wynikało, że spędzi jeszcze z jakieś trzy godziny nad tymi papierami. Także więc siedział, czytał i starał się nie zasnąć. Po jakimś czasie drzwi otworzyły się i do środka weszła Ava.

- I jak?- od razu oderwał się od roboty. Patrzył w wielkim wyczekiwaniem na odpowiedź. Uśmięchnięta podeszła do niego i położyła na biurku karteczkę ze zdobytym adresem.

- Rosemary Street Twenty Two- przeczytał.- Brawo, Avo. Zawiadomię odpowiednich ludzi i od razu tam jedziemy- zarządził. Szybko ogarnął swoje stanowisko pracy, zadzwonił do odpowiednich ludzi i po chwili jechali na adres, który zdobyła Max. Po dotarciu na miejsce, otoczyli dom i oczywiście wyłączyli sygnalizację świetlną i dźwiękową, żeby nie wystraszyć Zaca. Don i kilku innych policjantów możliwie jak najciszej weszli do domu. Przeczesali cały dół, ale nie znaleźli tam nikogo. Udali się na górę, a po kilku sekundach, Schipper natknął się na...zwłoki Zaca Reimanna. Don rzucił jakieś przekleństwo pod nosem i kazał szukać uważniej. Tzurin i Nora na pewno są gdzieś w tym domu, na pewno. Sam udał się na dół do piwnicy. Było tam ciemno, toteż zapalił latarkę i rozświetlał sobie drogę. I po paru chwilach zaczął wpatrywać się w sylwetkę nastoletniej dziewczyny z niemowlęciem na rękach. Tak, to były one. Obie całe i zdrowe, i wystraszone. Podszedł do nich i uśmiechnął się przyjaźnie.

- Nie bój się. Jestem z policji. Nic wam nie grozi, jesteście bezpieczne- mówił.- Ale...przykro mi, wasz ojciec nie żyje- dodał, chociaż pewnie to dobrze, że nie żyje. Jednak jeszcze bardziej zaskoczyły go słowa dziewczyny, gdy powiedziała mu to:

- Wiem, bo to ja go zabiłam-

Hey, can I help you? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz