~Forty Three~

119 8 0
                                    

Trzy dni spędzone w szpitalu były dla mnie ogromną katorgą. Przez cały ten czas obok mnie był Alan, który pocieszał mnie jak tylko mógł. Wiedziałam, że on także cierpi z powodu śmierci syna. Ale jakoś nie potrafiłam podnieść go na duchu. Chciałam coś powiedzieć, ale bałam się, że jeżeli pisnę chociażby jedno słówko, oboje stoczymy się w otchłań rozpaczy. Za każdym razem, kiedy się budziłam, miałam nadzieję, że to wszystko okaże się złym snem, że Sølve będzie spać spokojnie obok mnie w szpitalnym łóżeczku, a Alan stać i obserwować go z ojcowską czułością w spojrzeniu. Ale nie. Za każdym razem, kiedy otworzyłam oczy, obok mnie był jedynie Al i nikt inny. Wtedy docierało do mnie, że to real life i Sølve odszedł naprawdę. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, miałam serdecznie dosyć tego miejsca. Na szczęście czas minął mi bardzo szybko.

***************

Po powrocie do domu, czułam się jakoś dziwnie. Liczyłam na to, że teraz będzie nas więcej. Odniosłam swoją torbę do sypialni i widząc puste łóżeczko, zalałam się łzami. Usiadłam na łóżku, a po moich policzkach spływały łzy. 

- To nie jest prawda...-płakałam, obejmując się ramionami. Po chwili do pokoju wszedł Walker. Usiadł obok i mocno przytulił.

- Cśśś, kochanie- szepnął, delikatnie głaszcząc mnie po włosach.- Musimy być silni, zgoda? Przejdziemy przez to razem- wtuliłam się w niego. Chciałam być silna, wiedziałam jednak, że nie będzie to takie proste. 

- Chcę się położyć...jestem zmęczona- spuściłam głowę.

- Odpoczywaj- pocałował mnie w czoło i wyszedł. Opadłam na poduszki i nakryłam kołdrą po same uszy. Happy i Marsha wyczuli, że coś jest nie tak, jak trzeba, bo wskoczyli na łóżko i usiłowali mnie pocieszyć, liżąc po twarzy.

- Dajcie mi spokój...Chcę być sama...- odwróciłam się. Zeskoczyli na podłogę i położyli się w swoich legowiskach. Zamknęłam oczy, a wyobraźnia od razu zaczęła kreować obraz przyszłości, której nie ma. Widziałam Norę i Sølvego, bawiących się w mamę i tatę, Happy'ego i Marshę robiących za ich dzieci. I mnie z Alanem, obserwujących maluchy. Obraz był piękny, ale co z tego, skoro nierealny? W końcu wzięłam słuchawki, telefon i odpaliłam swoją ulubioną playlistę...

**************

Jeszcze tego samego dnia, Al odebrał Norę od Mattiasa. Nie miałam sił, aby się nią zajmować, więc opieka nad małą, zwierzakami i wszystkie inne obowiązki, spadły na barki Alana. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie tylko ja straciłam dziecko, ale nie mogłam jakoś zmusić się do tego, żeby mu w czymkolwiek pomóc. Leżałam całe dnie w łóżku, wychodząc jedynie w potrzebie. I tak, tym oto o sposobem, minęły mi dwa tygodnie. Uznałam, że nie mogę leżeć tak bezczynnie i nic nie robić. 

- Alan...- podeszłam do niego i mocno przytuliłam.- Bardzo cię przepraszam, za to, że zostawiłam cię z tym wszystkim samego...przepraszam- powiedziałam cicho. Brunet odwzajemnił uścisk.

- Spokojnie, rozumiem cię- uśmiechnął się ciepło.- Nie przejmuj się tym. Jak chcesz, możesz leżeć w łóżku tyle, ile zapragniesz- dodał. Propozycja była kusząca, ale musiałam odmówić.

- Nie, nie chcę- odsunęłam się delikatnie.- Pobawię się z Norą- zmusiłam się na uśmiech. Podeszłam do swojej siostry, siedzącej na dywaniku i zajmującej się gryzieniem pluszowego misia polarnego. Usiadłam obok i pogłaskałam ją po główce. Mała uśmiechnęła się, ukazując swoje małe ząbki. Zmusiłam się, aby odwzajemnić ten gest. Po krótkiej chwili, najzwyczajniej nie wytrzymałam i wzięłam Norę na ręce, następnie mocno przytuliłam. I chyba troszkę za mocno, bo dziewczynka jęknęła.

- Przepraszam...- rozluźniłam uchwyt, spoglądając w oczka siostrzyczki.- Zobaczymy, co robi Alan?- zaproponowałam. Dziewczynka zaczęła szukać błękitnookiego wzrokiem. Udałyśmy się do sypialni, gdzie Al zaczął rozbierać łóżeczko. No tak, teraz będzie niepotrzebne. Stałam z Norą i obserwowałam jak miejsce, w którym miał spać nasz synek, znika.

*****

Od śmierci Sølvego minął miesiąc. Pogrzeb odbył się bez towarzystwa najbliższych. Na tej smutnej uroczystości byliśmy tylko ja, Alan i Nora. I proboszcz, oczywiście. Widząc jak maleńka trumienka znika pod ziemią, wybuchnęłam głośnym płaczem. Nie mogłam dojść do siebie przez następne dwa dni. Przed oczami wciąż miałam ten obraz, obraz drewnianej trumienki spuszczanej do wykopanego dołka. Siedziałam na kanapie, otulona kocem i popijając rozgrzewającą herbatkę, gapiłam się w ekran telewizora bez żadnego sensu. Nora drzemała sobie, a Alan kończył sprzątać po obiedzie, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.  Brunet poszedł sprawdzić, kto to taki, po chwili wrócił w towarzystwie ojca i matki.

- Dlaczego nic nam nie powiedzieliście? Całe szczęście, że sobie policzyłam- powiedziała pani Hilde. Policzyła? Ale co? Chyba nie...- Dziecko ma już trzy miesiące, a wy nas o niczym niezawiadomiliście- dodała. Bo nie było o czym.

- Chcielibyśmy zobaczyć naszego wnuka- oznajmił pan Philip. Zauważyłam, że trzymają pluszowego misia. Zapewne kupili go właśnie dla Sølvego.

- To raczej będzie niemożliwe- odrzekł Alan, drapiąc się po głowie. Państwo Walker patrzyło na niego ze zdziwieniem. Nie wiedzieli, że Sølve zmarł tuż po porodzie, więc nie mieli pojęcia, iż nigdy go nie ujrzą.

- Dlaczego? Chcecie zabronić nam widywać się z wnukiem?- spytała Hilde, krzyżując ręce na piersi.

- Nie chodzi o to...- Al usiłował jakoś załagodzić sytuację.

- A o co? Ukrywacie go przed nami?- wypytywała mama Walkera. Wiedziałam, że błękitnooki nie powie im od razu o śmierci naszego syna. Jego rodzice naciskali coraz bardziej, wciąż wypytywali czy damy im zobaczyć wnuczka. Nie mogłam tego już słuchać. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

- Sølve nie żyje!!- wrzasnęłam. 

- Co?...Ale...- byli zaskoczeni.

- Zmarł tuż po porodzie...Dlatego o niczym wam nie powiedzieliśmy- westchnął Al. Zaraz też znalazł się przy mnie i mocno przytulił. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarze. Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam.

Komu podoba się nowa okładka?

Hey, can I help you? ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz