Nie chciałam wsiadać do samochodu z ojcem, ale nie miałam żadnego wyjścia. Z trudem zajęłam z Norą tylne siedzenie. Zac jeszcze raz podziękował policjantom za to, że przyprowadzili mnie i Norę całe i zdrowe. Kiedy ruszył, wiedziałam, że to już koniec. Nikt mi nie pomoże. Gdy Alan wróci do domu, mnie nie będzie. Pewnie Walker będzie chciał mnie odszukać, ale on nawet nie wie, że pochodzę z Northampton, bo nigdy mu o tym nie wspominałam. Teraz żałowałam, że nie zrobiłam tego na początku naszej znajomości.
- Widzę, że będziesz mieć bachora- odezwał się nagle mężczyzna. No tak, było już po mnie widać, że spodziewam się dziecka. Położyłam dłoń na brzuchu w geście obronnym.- Będziesz siedzieć z Norą w swoim pokoju i nigdzie się stamtąd nie ruszysz- dodał. Kiedy dojechaliśmy pod dom, Zac wziął moje bagaże i kazał raz dwa włazić do domu, bez żadnego ociągania się. Bałam się, bardzo się bałam. Znowu byłam u ojca. Ale on nie zasługiwał na to, by nazywać go ojcem. Tyran, potwór, morderca- tylko tak można było go określić. Udałam się do swojego starego pokoju, wyciągnęłam Norę z nosidełka i przebrałam.
- To koniec, mała- szepnęłam do dziewczynki.- Już nie ma z nami Alana, znowu jesteśmy u oj...Zaca. Nie jesteśmy już bezpieczne- łzy napływały mi do oczu i spływały po policzkach. I tak zaczęłam nowe, ale stare jednak, życie. Nie było tak jak powiedział Zac. Mogłam opuszczać swoją sypialnię. Mogłam poruszać się po wszystkich pomieszczeniach. Zac zachowywał się dość spokojnie, zazwyczaj omijaliśmy się szerokim łukiem. Nie chciałam za żadne skarby wejść mu w drogę. Wszystko było w porządku, aż do pewnej nocy. Nora zaczęła ząbkować i bardzo bolały ją dziąsła. Starałam się jak mogłam, by ulżyć jej w bólu, ale ona płakała głośniej i głośniej. Spojrzałam na zegar. Dochodziła czwarta rano, a niemowlę płakało od prawie dwóch godzin. Bałam się, że Zac zaraz przyjdzie i skrzywdzi małą. Ale na szczęście udało mi się ponownie ukołysać ją do snu. Sama też położyłam się na łóżku. Uff, miałam nadzieję, że Nora będzie spać do co najmniej dziesiątej. Już prawie usnęłam, gdy do pokoju wszedł nie kto inny jak Zac Reimann. Był wyraźnie wściekły. Podszedł do mnie i z całej siły uderzył otwartą dłonią w policzko.
- Jeszcze raz ta gówniara będzie drzeć się i przeszkadzać mi w spaniu, osobiście ją uciszę- syknął przez zęby. I wyszedł. Uderzył mnie...tak jak kiedyś mamę. Wtedy myślałam, że to tylko taki jednorazowy wyskok. Ale po dwóch dniach przekonałam się, że nie. Zac znowu podniósł na mnie rękę. A za co? No a za to, że nakarmiłam Norę i że sama coś zjadłam nim on wrócił do domu.
- Byłyśmy głodne!- starałam się bronić. Siebie, oraz młodszą siostrę.
- Nie interesuje mnie to!- wrzasnął mężczyzna.- Póki ja nie zjem, nikt nie będzie spożywać posiłku!- krzyczał jak opętany. Serce waliło mi jak opętane, a Nora wybuchnęła płaczem.
- Nie możesz nas tak traktować- przełknęłam ślinę.
- Ty smarkulo- podszedł do mnie i złapał za żuchwę.- Nie będziesz mi mówić, co mogę, a czego nie- rzucił mnie na łóżko. W pierwszej chwili pomyślałam, że mnie zaraz zgwałci, ale na szczęście nic takiego nie chodziło mu po głowie. Posłał mi mordercze spojrzenie i wyszedł. I w taki sposób wyglądało mieszkanie u boku Zaca Reimanna. Za każdym razem, gdy mu się postawiłam albo gdy Nora płakała całą noc, zawsze obrywałam. Tak mnie policzkował, żeby nic nie było widać. Tak samo bił mamę. Żeby bolało, ale żeby nie było żadnych śladów. Czas mijał właśnie tak. Praktycznie codziennie obrywało mi się od Zaca. Czas mijał, a ja trafiłam nadzieję, że Alan mnie odnajdzie. A może...on nawet nie szuka?

CZYTASZ
Hey, can I help you? ✔️
FanfictionSiedemnastoletnia Tzurin Reimann musi uciekać od ojca tyrana z dwutygodniową siostrzyczką. Opuszcza rodzinny kraj i udaje się do zupełnie obcego sobie kraju. Właśnie tam poznaje Alana, który oferuje jej i malutkiej Norze swoją pomoc.