Wolna wola ◎ Sobota 26 listopada 2039.

455 59 51
                                    

W czarnej limuzynie panuje cisza, której nikt nie stara się przerywać, więc w milczeniu jadą do siedziby CyberLife. Orla stara się nawet nie patrzeć na Kamskiego ubranego niemal ostentacyjnie w proste szare spodnie, czarny podkoszulek i grafitową marynarkę. Kobieta doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Elijah nigdy nie lubił garniturów, zawsze uważał, że jest ponad wszelkie ludzkie konwenanse. Chociaż wiedział, że samo jego pojawienie się wzbudzi niemałą sensację, wolał ubrać się niekonwencjonalnie. Właściwie powinno jej to być na rękę, ta uwaga skupiona na nim, która skutecznie odciągnie ją od niej, chociaż na chwilę.

Wszystkie zasady, których Kamski tak unikał, ją obowiązywały ze zdwojoną siłą. Orla pamięta doskonale czasy, gdy jej matka pisała jej odpowiedzi na pytania, które mogą jej zadać ludzie na takich przyjęciach. A później odpytywała ją z nich, jak z tabliczki mnożenia, bo dziewczyna nigdy nie mogła jej publicznie zawieść. Samo to, że okazała się nie być obdarzona geniuszem godnym drugiego Kamskiego, było dla jej matki wystarczającym upokorzeniem.

– Nikt nie wymaga od ciebie, żebyś mówiła o Winonie dobrze, możesz być szczera Orla – odzywa się nagle Elijah, a dziewczyna spogląda na niego, wyrwana z zamyślenia. – Po ponad dziesięciu latach nikogo nie obchodzi, czy była dobrą matką, oraz to, że ty absolutnie niczego nie osiągnęłaś. Nie wydaje mi się, by kogokolwiek obchodziło co powiesz, wystarczy, że tam będziesz.

– Nie. Chciałeś powiedzieć: wystarczy, że będziesz tam ze mną – poprawia go Banks. – Nikogo nie będzie obchodzić, co powiem, bo przyjechałam z Kamskim. Wszyscy będą spekulować na zupełnie inne tematy niż moja matka.

– Owszem. Czy to nie daje ci doskonałego pola do popisu? – pyta, a ona wzrusza tylko ramionami. Elijah bierze jej rękę i kładzie jej na dłoni drobny czarny żeton. – Masz dostać się do dawnego gabinetu swojej matki i zostawić to jak najbliżej komputera.

– Tylko tyle?

– Tylko? Masz dostać się na czterdzieste trzecie piętro najbardziej strzeżonego budynku świata, nie możesz powiedzieć, że zgubiłaś się, szukając toalety. Choć, jak cię znam, tobie by się to udało.

– Od roku dawny gabinet mojej matki zajmuje kretyn, uwierz mi. To będzie proste – odpowiada Orla i wyjmuje z torebki lusterko, by upewnić się, że jej szminka dalej trzyma się doskonale. – Ty masz mnie, a ja mam swoje źródła. Nie należę do osób, które idą z nożem na strzelaninę Elijah, dowiedziałam się, ile mogłam o obecnym zarządzie i ich poglądach na kwestie Jerycha i rewolucji.

– Dobrze – mówi Kamski, uśmiechając się szeroko. – Im szybciej stamtąd wyjdziemy, tym lepiej.

– Prawda? Dobrze, że chociaż w jednym się zgadzamy.

Wysiadają z limuzyny pod szklanym wieżowcem CyberLife i wchodzą do oświetlonego lobby, w który roiło się od przesadnie wystrojonych ludzi, między którymi krążyły kelnerki. Orla obrzuca salę wzrokiem, widząc kilka znajomych twarzy i dwie osoby, które z ramienia Jerycha zasiadały teraz w radzie nadzorczej korporacji, jednak mimo że rozpoznają się wzajemnie, nie okazują tego w żaden sposób. Banks nie jest zaskoczona, że wszystkie spojrzenia utkwione są w niej i w Kamski, tak samo, że niemal od razu błyska kilka fleszy.

– Mógłbyś mi chociaż powiedzieć, że ładnie wyglądam – sarka Orla, biorąc z najbliższej tacy kieliszek szampana. Kamski mierzy ją wzrokiem i uśmiecha się lekko, też sięga po kieliszek.

– Wyglądasz naturalnie.

– Naturalnie? – prycha dziewczyna. – Mam szpilki, które przyprawiają mnie o objawy choroby wysokościowej, malowałam się ponad godzinę, a cycki do tej sukienki musiałam ogarnąć sobie taśmą klejąca. W chuj naturalnie.

more human than human • D:BHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz