Epilog: Nadzieja jest niebezpieczna ◎ Sobota 9 czerwca 2040.

608 48 83
                                    

Orla rozgląda się po sypialni w willi na Belle Isle, a jej uwagę przykuwa cienka warstwa kurzu na meblach i czuje wewnętrzną potrzebę, by je powycierać. Jednak zostaje w miejscu i robi kilka kroków w stronę okna, wychodzącego na rzekę. Po dużych nadbrzeżnych skałach ze zwinnością akrobaty skacze Harrison, a Connor stojący w bezpiecznej odległości pilnuje chłopca.

Banks uśmiecha się lekko. Powoli, z każdym kolejnym dniem udaje im się pokonać pustkę i zaakceptować wszystko, co się wydarzyło. Łatwo było im powiedzieć, że te wszystkie wydarzenia są już przeszłością, a teraz muszą żyć dalej ze świadomością, że już absolutnie nic nie zmienią.

Jednak mają siebie, a to daje im naprawdę najlepszy punkt wyjścia, o jakim mogli marzyć.

Dziewczyna drga nagle, gdy słyszy głośny trzask z łazienki i podchodzi do drzwi. Opiera się o futrynę i puka kilka razy, czekając na jakąkolwiek reakcję ze środka.

– Elijah, wszystko w porządku?

– Tak - odpowiada jej chłodny głos. – Jednak możesz tu przyjść.

– A nie mówiłam... – mruczy pod nosem Banks i wchodzi do środka. Kamski stoi przed lustrem w samych spodniach od dresu, zaciskając dłonie na umywalce. Orla kręci lekko głową i podchodzi do niego, zbierając z podłogi kilka rzeczy, które musiał zrzucić w przypływie nagłej złości. – Wiem, że nie chcesz prosić o pomoc, bo to nie w twoim stylu, ale po to tu jestem. I wiesz o tym.

– To, że o tym wiem, nic nie ułatwia. To ja powinienem pomagać tobie, a nie... – odpowiada poirytowany, a ona przewraca oczami i pomaga mu włożyć podkoszulek. – Dziękuję.

– Jeśli tak trudno poprosić ci o moją pomoc, Elijah, to zatrudnij kogoś, zanim zamienisz ten dom i siebie w kompletną ruinę.

– Możesz sobie darować te dobre rady – fuka ostro, co nie robi na Orli najmniejszego wrażenia. Banks staje za nim z grzebieniem w dłoni i sięga do jego mokrych włosów.

– Zaczynasz wyglądać, jak wtedy, gdy cię poznałam, zanim zachciało ci się być przystojnym psychopatą.

– Jak już to socjopatą – wtrąca, ale Banks zauważa, że Elijah uśmiecha się lekko i odpowiada mu tym samym. – Chciałbym po prostu być znów w stanie podnieść pieprzoną rękę wyżej niż na wysokość...

– Przestań. Potrzebujesz czasu, dwa tygodnie temu nie byłeś w stanie nawet tyle.

Kamski milknie, a Orla związuje jego włosy w niedbały kucyk i kładzie mu dłonie na ramionach. Elijah krzywi się lekko, więc dziewczyna przytula się do jego pleców i jak tylko się odsuwa, podaje mu ramię. Odprowadza go do łóżka, gdzie brunet siada wygodnie i bierze na kolana laptopa. Orla zajmuje miejsce przed nim na materacu i wie doskonale, że Kamski chce zacząć pracę zdalną, więc dziewczyna powinna już sobie pójść, ale ona nie rusza się nawet o centymetr. Zamiast tego Banks znów spogląda w stronę okna, gdzie na nad rzeką nadal bawił się Harry i uśmiecha się mimowolnie. Kamski przygląda się jej twarzy, na której w końcu rysuje się spokój i też przez chwilę ma ochotę się uśmiechnąć, jednak jak tylko ona przenosi na niego spojrzenie swoich ciemnych oczu, on od razu rezygnuje z tego pomysłu.

– Jak on się czuje? – pyta Kamski, mając na myśli chłopca.

– Przestał w końcu wymagać, żeby któreś z nas siedziało przy nim wieczorami, dopóki nie zaśnie, więc lepiej. Są wakacje, więc teraz głównie marnuje ze mną czas przez całe dnie w Jerychu.

– Więc to już pewne, że nie wracasz do Waszyngtonu na stałe?

– Rozmawialiśmy o tym z Connorem, ale nie. Tu jest nasz dom i...

more human than human • D:BHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz