Wczesnym popołudniem Orla naciska dzwonek drzwi w domu Hanka i przestępuje z nogi na nogę, nie mogąc znieść różnicy temperatury między wnętrzem samochodu a grudniowym powietrzem. Drzwi otwiera jej Connor, a dziewczyna od razu uśmiecha się szeroko. Od czasu ich nocnej rozmowy w Grand Circus Park, wszystko między nimi wróciło do normy i choć nigdy nie wrócili do rozmów o uczuciach, oboje cieszyli się z kolejnych spotkań w ciepłych kawiarniach.
– Wesołych świąt? – mówi niepewnie Banks, a android spogląda pytająco na czerwoną czapkę mikołaja, którą ma na głowie dziewczyna. – Jest Boże Narodzenie Connor, w Boże Narodzenie trzeba być razem.
– Kto to do kurwy nędzy? – wola Hank ze środka. – Wpuszczacie zimno do środka.
– Już wchodzę! – odpowiada Orla i uśmiecha się znów do bruneta stojącego w drzwiach. – Pomóż mi zabrać rzeczy z auta.
Łapie go za rękę i ciągnie do pożyczonego od Shailene samochodu, a po chwili wpycha mu małą choinkę w doniczce, torbę na ramię, a w drugą rękę brytfannę z kawałkami ciast. Sama zabiera pojemniki z jedzeniem ułożone w kartonie i wracają do środka. Hank siedzi w szlafroku na sofie przed telewizorem, a Sumo od razu biegnie do Banks, merdając ogonem.
– Wesołych świąt, uznałam, że zjemy świąteczny obiad – mówi pogodnie kobieta, stawiając karton na stole w kuchni. – Czy tego chcesz, czy nie Hank. Więc bądź tak miły, weź prysznic i się ubierz, a my z Connorem zajmiemy się wszystkim.
– Dobrze, dobrze – mruczy pod nosem Anderson, a dziewczyna jest szczerze zaskoczona, że ten nie ma żadnych obiekcji. Jak tylko mężczyzna znika u siebie w sypialni, Orla od razu obraca się do Connora.
Brunet stoi pomiędzy salonem a kuchnią, dalej trzymając w dłoniach ubraną choinkę i ewidentnie sprawia wrażenie zagubionego. Banks uśmiecha się do niego szeroko, podoba jej się w tej zwykłej polówce i jeansach bardziej niż w jego codziennych koszulkach, które nosi do pracy. Dziewczyna podchodzi do niego i rozgląda się po salonie i wskazuje mu miejsce obok komputera, gdzie może postawić drzewko.
– W bocznej kieszeni torby są jeszcze jedne lampki, rozwieś je gdzieś na regale – instruuje go i wraca do jedzenia.
Banks nie jest zbyt zachwycona stanem piekarnika w mieszkaniu Andersona, ale ostatecznie wrzuca do niego naczynie z ziemniakami i indykiem, a później bierze obrus i idzie do stołu.
– Nie Sumo, nic nie dostaniesz – mówi, celując w psa palcem, wiedząc, że wielka bestia i tak nie opuści jej nawet na chwilę, gdy wyczuła jedzenie.
– Jak mogę ci pomóc? – pyta Connor, stając obok dziewczyny nakrywającej do stołu.
– Ułóż talerze i nie obchodzi, że nie jesz. Nakryj też dla siebie – mówi Orla i zaczyna przeszukiwać szafki w poszukiwaniu misek, na które będzie mogła przełożyć przywiezione jedzenie.
Każdy talerzyk i patera, którą wyjmuje, wymaga dokładnego mycia, co jasno daje jej do zrozumienia, że ostatnie lata Hank żywił się tylko gotowymi potrawami. Nie, żeby go jakoś za to winiła - zanim w jej życiu pojawiła się Shailene, ona robiła dokładnie to samo, bo co by nie mówić, Jake nigdy nie miał pojęcia o ludzkim jedzeniu. Kątem oka Orla obserwuje, jak Connor radzi sobie z wykonywaniem jej poleceń i nie może przestać się uśmiechać za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Ma poczucie, jakby powietrze iskrzyło między nimi, choć nie mówili ani słowa na tematy inne niż niż rozlokowanie talerzy.
– Muzyka – mówi Orla, spoglądając na zestaw grający w salonie. – Składanka świątecznych przebojów, ale klasyka, a nie nic nowego.
Connor uśmiecha się, słysząc melodyjny męski głos płynący po chwili z głośników, a Orla uśmiecha się szeroko, tanecznym krokiem wracając do bulgoczącego na kuchence sosu. Jest ubrana w bardzo luźne spodnie i krótki sweter, który odsłania fragment jej pleców, jak tylko sięga po coś na wyższe półki.
CZYTASZ
more human than human • D:BH
FanfictionOrla Banks posiada niezwykle krytyczne zdanie o społeczeństwie, talent do pakowania się w kłopoty oraz sporo tajemnic. Dlatego dobrze się składa, że na posterunku policji w Detroit może liczyć na pomoc, chociaż jednej przychylnej jej osoby. Zwłaszc...