Rozdział 7: LOUIS

966 58 14
                                    


**

Obudziłem się przed głosy w salonie. Podniosłem się na łokciach i wziąłem telefon do ręki. Połączenie zakończone po ósmej. On naprawdę się nie rozłączył. Poczułem przyjemne ciepło na sercu. Wstałem i zaspany ruszyłem do salonu. Tam powinna być czwórka idiotów z Ashton'em na czele. Przetarłem twarz i włosy. Wszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Nawet nie patrzyłem, koło kogo siadam. Oparłem się o tę osobę i zamknąłem oczy.

— Kurwa, czuję się jak gówno — powiedziałem, ale nikt mi nie odpowiedział. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Ash'a, Luke'a, Calum'a oraz Michael'a, którzy przyglądali mi się z uśmiechami. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem do góry. — Ja pierdolę, Harold! Która godzina?!

— Prawie druga. Spałeś jak zabity, a nie chciałem się budzić.

Westchnąłem i znowu się o niego oparłem.

— Jebać zakupy w centrum handlowym. Chcę jakiegoś burgera, a potem niezdrowe żarcie, mogę zrobić ci pizzę, jak chcesz. Albo... Cokolwiek. O! Ja wiem, chcę jakieś wino. Dawno nie piłem słodkiego wina.

— Louis? — Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na Ashton'a. — Jak chcecie gdzieś iść, to musisz się najpierw ubrać i wiesz... Nie wiem, umyć? Wyglądasz jak pół dupy za krzaka.

— A ty nawet na to pół nie wyglądasz.

— Sassy Louis wrócił! Dzień dobry państwu! — powiedział Michael, a ja zmrużyłem oczy. — Nie mruż tak oczu, bo wyglądasz jak Calum.

— No tak! Ja nie mam zjebanych genów skośnookich frajerów, hodujących ryż na polach.

— Weźcie się ode mnie, odwalcie! To tylko geny! Kutasy jebane! Nawet nie wiedzą tego o swoim przyjacielu!

— Nie gorączkuj się tak, bo ci bardziej oko ucieknie.

Calum prychnął, a ja wstałem. Wróciłem do pokoju, wziąłem jakieś ubrania z szafy i poszedłem do łazienki. Umyłem się, a włosy zostawiłem w spokoju. Nie wyglądały na takie tragiczne. Wytarłem się i ubrałem. Nie wyglądam najgorzej. Założyłem bardziej dopasowane spodnie, aby Ashton nie pruł się oto, że coś na mnie wisiało. Czarna bluzka, czarne spodnie, czarne skarpetki i czarne buty. To mój codzienny nastrój. Ułożyłem szybko włosy i umyłem zęby. Wróciłem do pokoju i zabrałem telefon oraz portfel. Z szafy wygrzebałem jakąś bluzę na zamek i ją założyłem. Byłem całkowicie gotowy do wyjścia. Wróciłem do salonu i spojrzałem na czwórkę chłopczyków, którzy bili się o pilota oraz na Harry'ego.

— Możemy już iść, Harry. Im dłużej przebywamy w towarzystwie pięciu sekund frajerów, również się nimi stajemy. Nie chcę ryzykować.

— Bardzo śmieszne!

— Nie widzę, abym się śmiał, Luke — powiedziałem, a on zamknął usta. Potem się zaśmiałem. — Nie roznieście mi mieszkania. Nie wiem, o której wrócę!

Ashton poderwał się z kanapy i chwycił mnie za ramię.

— Kuchnia, teraz — powiedział i spojrzał na mnie, a potem na Harry'ego. Posłusznie za nim poszedłem. Rzucił we mnie moją saszetką z lekami. — Jeśli panujesz nie wrócić na noc, co nam powiedział Harry, to proszę cię, weź te tabletki. Teraz też bierz swoją porcję. Natychmiast.

Westchnąłem i zrobiłem to, co powiedział. Odłożyłem saszetkę na blat.

— Nie biorę ich. Nie chcę się tłumaczyć przed nim, dlaczego biorę tyle tabletek.

— Dlaczego nie? On sprawia, że czujesz się szczęśliwy.

— Boję się i dobrze o tym wiesz — powiedziałem i spojrzałem na niego. — Nie umiem ufać ludziom i to nowo poznanych, praktycznie. Znam Harry'ego prawie trzy lata, ale znam tylko, jego jak przestawiają go kamery. Nie znam jego prawdziwego, nie wiem, co może zrobić. Zwyczajnie się boję, Ashton. Sam widzisz, że ty tylko znasz całą prawdę, mimo że znamy się ponad trzy lat, a Luke, Calum i Mike nie wiedzą dlaczego. Znam was i wiem, że wy nie polecicie do mediów i nie powiedziecie tego, ale mam blokadę. Może powiem wszystko im, ale potrzebuję czasu. Tak samo potrzebuję czasu, aby zaufać Harry'emu. Wiem, że jest dobrym człowiekiem. Wiem, że nie chciałby czegoś złego dla mnie, ale... Ja mam blokadę i się boję.

— Dobrze, Lou — westchnął i mnie przytulił. — Ten jeden raz pozwalam ci nie brać leków wieczorem. I może to absurdalne, ale wypij trochę więcej wina. Alkohol cię usypia, więc może zaśniesz szybciej.

— Wow, dziękuję tato.

— Idź, bo jak ci przywalę! — Krzyknął, ale zdążyłem uciec do korytarza, gdzie czekał Harry.

— Harry ratuj mnie!

Schowałem się za nim, a potem Hazz zaczął się śmiać. Uciekłem do drzwi i je otworzyłem.

— Louis, a kurtka? — Spojrzałem spod byka na Ashton'a, który szeroko się uśmiechnął. Zabrałem od niego kurtkę i posłusznie ją założyłem. — Czapka i szalik!

— Tato, stop. Jestem dorosły!

— William, bo ci kiedyś nogi z dupy powyrywam!

— Pierdol się! Wychodzę, nie wiem, kiedy wrócę!

— No tak, jasne! Bądź jeszcze divą!

Pokazałem mu środkowy palec i złapałem Harry'ego za ramię. Wyciągnąłem go z mieszkania i poszliśmy do windy. Harry zaczął się śmiać.

— I z czego się śmiejesz, co?

— Jezu, zawsze się tak wyzywacie? To jest uleczalne? — Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego. — Żartowałem!

Zjechaliśmy windą na dół i z przyzwyczajenia chciałem nacisnąć guzik na piętro minut jeden, ale Harry mnie ubiegł. Zaparkował przed apartamentowcem. Otworzył pilotem samochód, a ja wskoczyłem, dosłownie wskoczyłem na miejsca pasażera. Ten Jeep był tak wielki, że ledwo co mogłem wejść, a nie myślałem jeszcze nad wychodzeniem! Spojrzałem z uwielbieniem na tapicerkę, a potem na cały samochód. Marzyłem o takim.

— Gdzie najpierw jedziemy?

— Centrum handlowe. Zjemy McDonalda, zakupy, a potem market. Na końcu jest moje mieszkanie. Z góry ci mówię, że ja zaprosiłem, ja płacę i masz nie marudzić.

— Bo co?! Harry, tak nie można! Chcę...

— A ja chcę, abyś ty przestał marudzić. To przesądzone. Koniec i kropka!

Fuknąłem pod nosem i obróciłem się w stronę okna. Nie pasowało mi to.

— Ale Harry...

— Nie ma „ale". To chyba tak się robi, co nie? Jak ja zapraszam, to ja płacę. Jak ty coś zaproponujesz, to wtedy ja nie będę protestować i pozwolę ci płacić. Idziesz na taki układ?

— Oczywiście. Nie pozwolę ci, abyś wydawał na mnie swoje pieniądze i...

— Jasne, Lou, jasne.

Prychnąłem pod nosem. Harry był niemożliwy. Tak samo, jak na koncertach czy na wywiadach.

— Szlag! Mam wywiad za dwa dni.

— Na pewno będę cię oglądać.

— Dzięki, bardziej mnie stresujesz! — powiedziałem. — Nie wiem, jakie pytania mogą mi zadać. Płyta jest prawie skończona, czeka mnie jeszcze sesja na okładkę opakowania, potem jeszcze parę wywiadów promujących płytę.

— A wydasz jakiś singiel?

— Chciałbyś to wiedzieć! Nic ci nie powiem!

— Bardzo chciałbym! Serio, uwielbiam twoją muzykę.

— Miło mi to słyszeć. To pewnie ucieszysz się, że płytę mam gotową praktycznie od półtora roku, ale nikt o tym nie wie. Nawet pięć sekund frajerów. Zdążyłem nawet nagrać pół kolejnej płyty. Ta dwuletnia przerwa zrobiła swoje i uwielbiam to. Zrobiłem tyle rzeczy, że nawet nie masz pojęcia — powiedziałem i spojrzałem na Harry'ego. Był zaskoczony! — Serio zrobiłem prawie dwie płyty przez dwa lata, Harry. Mam tyle tekstów, że mógłbym więcej, ale gardło od śpiewu mi czasami wysiadało. Byłem parę razy chory i... Miałem małe problemy ze zdrowiem. Potrafiłem stać w studiu i nagrywać przez parę godzin. To dla mnie takie... Dobre. Uwielbiam to. Mój zespół wie, że jak wchodzę z teczką to mam nowe teksty i muzykę. Wtedy też wiedzą, że nie wyjdziemy ze studia przez tydzień!

— To niesamowite jak bardzo wkręcasz się w świat muzyki.

— To jest całe moje życie, Harry. Nie mógłbym z tego zrezygnować. Za żadne skarby.

Zatrzymaliśmy się przy centrum handlowym. Nikt z nas do końca drogi się nie odezwał. To była jedyna przyjemna cisza, którą mogłem znieść. Zamówienie dostaliśmy dosyć szybko i miejsce w McDonaldzie też znaleźliśmy bardzo szybko. Szybko zjadłem swoją porcję, byłem taki głodny! Zakupy też się szybko udały. Wziąłem dwie koszulki, jedną parę spodni i bieliznę. Głupi zapomniałem, że miałem zostać na noc u Harry'ego. W markecie też szybko się uwinęliśmy. Wziąłem potrzebne składniki na pizzę, Harry ładował niezdrowe jedzenie, a ja dopakowałem jeszcze szczoteczkę do zębów. Mogłem przysiąść, że widziałem kogoś z aparatem. Spojrzałem na dwie butelki wina, trzy flaszki wódki i czteropak piwa. Harry zamierzał mnie upijać? Zaśmiałem się, kiedy kasjerka patrzyła się na nas dziwnie. Uśmiechnąłem się do niej, bo tylko tyle mogłem zrobić. Była zbyt szokowana. Była młodą kobietą, więc wcale się nie dziwiłem. Powrót zajął nam trochę więcej czasu niż dojazd na miejsca. Trafiliśmy w godziny szczytu, a Harry mieszkał trochę dalej od ceterum. Posiedzieliśmy czterdzieści minut w samochodzie, rozmawiając. Złapałem z nim bardzo dobry kontakt. Był taki idealny dla mnie. Rozumiał mnie, wysłuchiwał. Bardzo chciałem, aby moje serce nie biło z taką szybkością, kiedy byłem obok Harry'ego. Widzieliśmy się drugi raz, a mi już podpowiadała podświadomość, że byłem totalnie zadłużony w nim, zauroczony. Nie. Byłem w nim totalnie zakochany. Wpadłem po uszy i zdałem sobie sprawę z tego, kiedy byliśmy w jego mieszkaniu. Otworzył wino, wlał do kieliszków i podał mi jeden. W tle leciała muzyka, a ja robiłem ciasto na pizzę. Stanął za mną i delikatnie objął.

— Nauczysz mnie gotować?

— Oczywiście. Chwyć moje ręce i rozwałkujemy razem.

Nachylił się bardziej, przez co czułem ciepło jego ciała. Oparł policzek o moją głowę i w skupieniu robił to, co ja. Nie chciałem tego. Ja bardzo nie chciałem się w nim zakochać. Czy to możliwe, że zakochałem się w człowieku, którego widziałem tylko dwa razy?

A czułem się, jakbym znał go wieki.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz