Rozdział 20: HARRY

731 45 6
                                    


**

Ten dwutygodniowy wyjazd miał na główne cele. Pierwszym było odizolowanie Louis'a od świata, internetu i ludzi. Drugim — miał spędzić jak najwięcej czasu ze synem. Trzecim, pobocznym celem, było zbliżanie nas do siebie. Przez ten czas poznaliśmy się lepiej. Louis'owi spodobały się turkusowe wybrzeża, do których musieliśmy dojechać spory kawałek, bo aż dwie godziny. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Podziwiali uroki Francji. Szatyn komentował różne budowle, krajobraz. Był tak w tym zakochany, że postanowił odwiedzić to miejsce po raz kolejny w przyszłości. Nie mieliśmy laptopów, Louis nie miał telefonu. Jedynie ja miałem. Korzystałem z niego, aby porozumieć się z przyjaciółmi, menadżerką Lou i oczywiście, miałem tam nawigację oraz godzinę. Całe dwa tygodnie nie było żadnych ludzi wokół nas, nie było namolnych aparatów, pytań, stresujących sytuacji. Byliśmy tylko my, we trójkę. Starszy Tomlinson bardzo się z tego cieszył. Spał do późnych godzin, wreszcie się wysypiał. Jadł porządne śniadania, obiady i kolacja. W międzyczasie dojadał batoniki, dzieląc się z synem. Uwielbiałem ich, nie. Ja ich kochałem. Tak bardzo ich kochałem, że czasami aż bolało. Pokazywałem mu swoją miłość, jak tylko mogłem. On też nie był dłużny. Cieszyłem się z tego, że miałem go obok siebie. Był idealny. Idealny dla mnie.

— Louis? — Zapytałem, kiedy byliśmy już w Londynie. — Nie musisz tęsknić za Francją. Pamiętaj, że po trasie zawsze możemy tam wrócić i znowu odpocząć na dwa tygodnie.

— Wiem, Harry. Tam było tak pięknie. Wrócimy tam, na pewno.

— Wrócimy tam, na sto procent. Nie ma siły, która nie pozwoli nam tam wrócić, kochanie — powiedziałem i szeroko się uśmiechnąłem. — Czujesz się lepiej? Dwa tygodnie bez jakiekolwiek kontaktu i internetu.

— To było wspaniałe, a teraz... Mam ochotę na coś dobrego do zjedzenia. Może coś słodkiego. Naleśniki z bitą śmietaną? Freddie'mu też pewnie zasmakują. Zaraz zrobię!

Wstał i popędził do kuchni. Louis był czasami nieprzewidywalny, ale za to i za wiele innych rzeczy go kochałem. Spojrzałem na swój telefon, który zaczął wibrować. Niall.

— Wróciliście już?

— Ciebie też miło słuchać, Niall. Co u ciebie?

— Jezu, Harry! Nie czas na pogaduchy! Muszę wiedzieć.

— Tak, wróciliśmy. Dzisiaj. Louis właśnie robi naleśniki z bitą śmietaną. A co chcesz?

— Nic. Będziemy za pół godziny.

Rozłączył się, a ja westchnąłem. Wstałem z kanapy i spojrzałem na Louis'a przed sobą. Był ubrany w uroczy fartuszek i szukał produktów.

— Nie rób naleśników, kochanie. Niall zaraz wpadnie. A raczej oni. Nie wiem, czy 5 sekund frajerów nadal jest w Londynie, czy już polecieli do Sydney, czy LA.

— Co?! A ja miałem taką ochotę na nie! Głupi Niall! — Jęknął i usiadł przy blacie na krześle barowym. Musiał się nieźle nagimnastykować, aby w ogóle na nie usiąść. Uśmiechnąłem się do niego.

— Zamówimy pizzę, co? A później pójdziemy na lody. Freddie musi poznać trochę Londynu.

— Oczywiście. Teraz tych lodów ci nie odpuszczę i zadzwoń po pizzę! Telefon leży za daleko. Parsknąłem śmiechem. Louis był czasami tak bardzo rozkoszny i uroczy, że nawet największemu twardzielowi zmiękłoby serce. Uśmiechnął się do mnie i ułożył się na blacie. Ręce wyciągnął do przodu, a na nich położył głowę.

— Mówiłem ci, że jesteś uroczy?

— Tak! A teraz pizza! Chcę pizzę!

Kiwnąłem głową i zamówiłem cztery wielkie pizzę. Nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać po naszych przyjaciołach. To była jedna, wielka niespodzianka. Objąłem Lou i poczułem momentalnie ciepło.

— Czy ty czasem nie masz gorączki?

— Co? Nie! Nie ma gorączki. Oszalałeś, Harry?

Nie uwierzyłem mu i odszukałem bezdotykowy termometr. Zmierzyłem mu temperaturę. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na trzydzieści osiem przecinek pięć stopnia. Co? Przecież Louis nigdzie nie wychodził bez kurtki.

— Louis William Tomlinson. Masz ponad trzydzieści osiem gorączki! Marsz pod kołdrę. Ja zajmę się gośćmi. Zaraz podam ci lek.

Mruknął coś pod nosem i wyszedł z kuchni, wcześniej ściągając fartuszek. Zdecydowanie on był rozkoszny i nad wyraz uroczy. Poszukałem w naszej domowej apteczce leku przeciwgorączkowego i rozpuściłem jedną tabletkę w ciepłej wodzie. Louis miał szczęście, że przeglądałem jego apteczkę i znalazłem tam wiele przeterminowanych leków. Dokupiłem nowe i nawet się nie zorientował, kiedy to zrobiłem. Zaniosłem mu lek, ale już spał. Westchnąłem i przykryłem go szczelnie kołdrą. Odstawiłem szklankę na stolik. Nie miałem serca go budzić. Pocałowałem go w czoło i wróciłem do salonu czekać na Niall'a i resztą. Z zegarkiem w ręku, pół godziny później siedem osób wparowało do mieszkania, robiąc duży hałas. Freddie bawiący się w swoim pokoju wyszedł i przywitał się ze wszystkimi. Siedział z nami, dopóki Louis nie przyszedł zawinięty w kołdrę. Usiadł na moich kolanach, przytulił się i ponownie zasnął. Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Co mu się stało? — Zapytał Niall pierwszy.

— Dostał nagle gorączki, a potem zasnął. Nie zdążyłem mu nawet podać żadnego leku. Miał spać, ale pewnie go obudziliście i...

Przerwał mi dzwonek. Spojrzałem na Niall'a, który wstał i ruszył odebrać pizzę. Wrócił z kartonami i postawił je na stolik.

— Wisisz mi pięćdziesiąt funtów, dupku.

— Louis chciał pizzę. Nie chciałem go zmuszać do robienia tylu naleśników na raz. Nawet nie mamy tyle mąki!

Louis mruknął coś przez sen i wzmocnił uścisk. Spojrzałem na niego rozczulony. W tym momencie zachowywał się jak małe dziecko. Poczułem na sobie wzrok Ashton'a.

— Louis ci mówił, od kiedy ma taką gorączkę?

— Nie. Dopiero dzisiaj to wyczułem. Wcześniej tryskał energią i nie wydawało się, że może być chory. To może być coś poważnego? Martwię się, po prostu.

— Nie, nie. Powinno mu przejść — mruknął pod nosem i wziął jeden kawałek.

Sam starałem się jeść, nie budząc przy tym śpiącego szatyna. Po piątej próbie Lou się obudził i ucieszony pizzą, usiadł (nadal owinięty kołdrą) pomiędzy moimi nogami na ziemi, i jadł. Dziwił mnie fakt, że Louis nie wyglądał na chorego. Na jego twarzy gościł uśmiech, jego czerwone policzka dodawały mu tylko uroku. Ashton przyglądał mu się uważnie, co nie umknęło mojej uwadze. On coś wiedział.

— Obiecałeś mi lody, Harry!

— Ale masz gorączkę, Louis. Nie możesz jeść lodów.

— Ale Harry!

— Nie, Louis. Masz gorączkę.

Fuknął pod nosem i wstał. Spojrzałem na niego zaskoczony. Wyszedł z salonu i usłyszałem trzask drzwi od sypialni.

— Wow, gorsze humorki niż Luke i Calum — powiedział Michael. Spojrzałem na niego i parsknąłem śmiechem.

— Michael, zamknij się, bo ci strzelę w ten głupi łeb!

— Boże, oni tak zawsze? — Zapytał Zayn, przyglądając się Luke'owi, Michael'owi. Calum tylko westchnął i machnął na nich ręką.

— Pójdę sprawdzić co u Lou.

Spojrzałem na Ashton'a i tylko kiwnąłem głową. Freddie przybiegł ze swojego pokoju i usiadł mi na kolanach. Uśmiechnąłem się do niego i dałem mu kawałem pizzy. Zjadł go ze smakiem, jakby w ogóle nie jadł ani razu. Pobrudził przy tym siebie, mnie i podłogę. Śmiał się razem z nami i rozmawiał. Ash nie wychodził długo od Louis'a, nawet jak część już poszła. Bardzo się martwiłem. Zdążyłem wykąpać malca i przebrać go w piżamkę. Dzisiaj wyjątkowo miał ochotę na kakao, które mu zrobiłem. Wypił je w swoim łóżku i dopiero zasnął. Podszedłem bliżej drzwi sypialni i na chwilę się zatrzymałem.

— Louis, dobrze wiesz, że musisz to sprawdzić.

— Ashton no!

— Nie! — powiedział podniesionym głosem. — To dla twojego dobra i ja nie odpuszczę! Powiem wszystko Harry'emu!

— Nie! Tylko mu tego nie mów! Oszalałeś?! Ashton!

Odszedłem od drzwi i usiadłem w salonie. Byłem sfrustrowany. Musiałem się dowiedzieć, o co chodziło. Byłem zbyt zmartwiony i zdenerwowany.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz