Rozdział 18: HARRY

768 46 7
                                    


**

Zdziwiłem się bardzo, jak dobrze nasi przyjęli Freddie'go. Maluch okręcił wszystkich wokół swojego palca i wręcz swoją słodką buźką zmuszał wszystkich, aby robili to, na co on miał ochotę. Przed nim było jeszcze jedno zadanie. Sprawić by Sky dała się przekonać do naszego planu i rozwiązania. Ja wiedziałem, że to było dobrym rozwiązaniem. Louis był szczęśliwy, chłopiec zdobył rodzica, a ja... Miałem swoją małą rodzinkę, o której marzyłem. Louis nawet nie zdawał sobie sprawy, jak dobrze było mi się do niego przytulać. Jak dobrze było mi siedzieć obok niego i po prostu być przy nim. Czułem się potrzebny, czułem się kochany i wiedziałem, że miałem do kogo wracać jak gdziekolwiek wychodziłem. Oni, razem we dwójkę, dawali mi szczęście. Miałem dla nich niespodziankę. Jednego dnia dostałem wiadomość o fanki, która wręcz błagała oto, abym zadbał o Louis'a. Miał tak cudownych i oddanych fanów. Zgodziłem się na to bardzo chętnie. Lou nie musiał o tym wiedzieć. Musiałem tylko dyskretnie powiadomić Sky o moim małym planie. Tego też się bałem. Ona traktowała go jak syna, małe oczko w głowie. Nie chciałem jej zabierać Lou.

Wymknąłem się do naszej sypialni i chwyciłem swojego laptopa. Fanka Louis'a głównie narzekała, że on jest przemęczony i chciałaby, aby on wreszcie mógłby się normalnie wyspać, odpocząć, gdzieś wyjechać, wyłączyć telefon i nie przejmować się niczym. Obiecałem jej, że Lou przez dwa tygodnie będzie odcięty od świata, wyśpi się, odpocznie i zrobi coś dla siebie, a nie dla innych. Taki był mój cel. Zarezerwowałem nam domek, na odludziu na dwa tygodnie z możliwością przedłużenia.

— Harry?

Zamknąłem laptopa i spojrzałem na Ashton'a.

— Coś się stało?

Zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie.

— Chciałbym cię o coś prosić — powiedział i spojrzał na mnie. — Nie zrań Louis'a, dobrze? On na tobie polega bardziej niż na mnie. On cię mocno kocha, ale nie umie tego przyznać. Przez tyle miesięcy widziałem jego cierpienie, starałem się, jak mogłem, aby nie cierpiał. Przynosisz mu radość i naprawdę zrobię ci krzywdę, jak przyleci do mnie z płaczem.

— Możecie w końcu zrozumieć, że ja nie zamierzam go zostawić, wykorzystać ani skrzywdzić? Mnie naprawdę na nim zależy. Nie po to się gimnastykowałem tyle lat, aby teraz go tylko wykorzystać. Ja go chcę uszczęśliwić, Ash — powiedziałem, a on słuchał mnie uważnie. — Sam widzisz, jaki jest szczęśliwy, że ma przy sobie Freddie'go. Ja chcę dać mu więcej, więcej i więcej. Czego tutaj nie da się zrozumieć? Nie musisz się o niego martwić. Chcę o niego zadbać, Ashton, jak najlepiej umiem.

Kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie. W tym czasie przyszedł Louis.

— Ashton, znowu straszysz Harry'ego? Rozmawialiśmy już na ten temat, wiele razy.

— Nie straszył. Spokojnie, Lu. Przyszedł tylko pogadać.

— Dokładnie. Słuchaj Harry'ego. My będziemy się zbierać, Lu. Mamy jeszcze parę spraw w Londynie, a Niall obiecał nam w czymś pomóc.

— Co? Znowu jakieś tajemnice, Ashtoon!

— Uwierz mi, to dla twojego dobra. Jak mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Będziemy się zbierać.

Louis wyszedł z nim, a ja dokończyłem swoje. Kupiłem bilety, wypożyczyłem auto, aby pojechać z lotniska do tego miejsca. Nie chciałem też, aby lotnisko było daleko. Freddie mógł nie wysiedzieć tyle godzin w jednym miejscu, mimo że chłopiec był naprawdę spokoju, ale czasem energia go rozpierała. Chciałem zrobić jeszcze jedną niespodziankę Louis'owi. Wszedłem na stronę jubilerską. Wolałem to zamówić niż iść sam do sklepu. Ściany miały uszy. Wybrałem śliczny naszyjnik, który na sto procent mu się spodoba. Zamknąłem szybko stronę po złożonym zamówieniu i odetchnąłem z ulgą. Myślałem, że Louis przyjdzie od razu do mnie, kiedy ich odprowadzi do drzwi. Odstawiłem laptopa na biurko i ruszyłem w stronę salony. Nic dziwnego, że nie przyszedł. Siedział w najlepsze ze Sky i Freddie'm. Oparłem się o ścianę i czekałem aż mnie w końcu zauważą.

— Tatuś! — Pisnął chłopiec i zaraz znalazł się przy mnie. Sky spojrzała na mnie zaskoczona, a potem spojrzenie przeniosła na Louis'a. — Do góry!

Podniosłem go i usiadłem obok nich na kanapie.

— Nie sądziłam, że to będzie trudniejsze — powiedziała kobieta i upiła łyk kawy, którą pewnie zrobił jej Louis. — Louis mi już wszystko powiedział. Zgadzam się na wszystko. Swoim menadżerem się nie przejmuj, Harry. Dopilnuję, abyście mieli wolną rękę w tym wszystkim.

— Naprawdę?

— Tak. Jesteście dorośli. Powinniście wiedzieć co dobre dla waszego dziecka. — Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na Freddie'go. — Pamiętajcie tylko, że dziecko to nie przelewki, musicie na niego uważać, a przede wszystkim ochronić jego prywatność jak tylko możecie. Nie chodzi o to, abyście nie wychodzili z nim z domu. Dopóki nie załatwicie, że w papierach ojcem będzie Styles, nie macie co wychodzić.

— Tak. Już dzwoniłem i wszystko jest w toku — powiedział Louis, na co byłem zaskoczony. Nic o tym nie powiedział. — Nie chcę udzielać wywiadu na ten temat. Już obmyśliłem, jak to zrobię. Jesteś wielka, Sky.

— I potrzebujemy wolnych dwóch tygodni, Sky. Najlepiej od... Czwartku. Dwa tygodnie, a potem wracamy i bierzemy się do pracy — powiedziałem i otrzymałem zdziwione spojrzenie kobiety. — Chcę, abyśmy przeczekali tą wielką burzę, jak wszyscy się dowiedzą. Zabieram Louis'a i Freddie'go na niespodziankę i potrzebuję dwa tygodnie. Jak wrócimy, obiecuję, że Lou będzie mieć ułożone miasta na trasy! Pomogę mu z tym razem!

— Skoro tak stawiacie sprawę... Za dwa dni dwutygodniowa przerwa, tak? — Przytaknąłem ruchem głowy. — Dobrze, bawcie się dobrze i mam nadzieję, że przyjedziecie z ułożoną trasą. Muszę załatwiać areny, chłopcy, to nie jest łatwe, aby zorganizować koncert.

— Dziękuję — powiedziałem i spojrzałem z wdzięcznością na kobietę. Chyba domyśliła się, na co potrzebowałem te dwa tygodnie. Chciałem dla Lou jak najlepiej. — A ty, Boo, nie patrz się tak na mnie, bo i tak ci nie nie powiem. Niespodzianka!

Fuknął pod nosem i się zaśmiał. Kobieta dopiła kawę i pożegnała się z nami pod pretekstem spotkania z kimś ważnym. Louis zażartował, że zaczęła się z kimś spotykać. Jej mina mówiła za siebie.

— Nie! — Pisnął głośno i się roześmiał. — Kto to jest?! Znam? Jaki jest? Gdzie go poznałaś?

— Louis... — Kobieta jęknęła. Usiadła z powrotem na kanapie. — To menadżer One Direction.

— Co?! — Prawie krzyknąłem. Louis miał tak samo zdezorientowaną minę. — Jak to?!

— Miły i zabawny facet. Jezu! Jestem od was starsza! Mam prawo! A teraz uciekam! Pa, chłopcy!

Wstała, wzięła swoje rzeczy i popędziła do drzwi. Nie zdążyliśmy się odezwać, a już zamykała za sobą drzwi. Pokręciłem głową i spojrzałem na chłopca, który smacznie spał przytulony do mnie.

— Zabierasz mi moje dziecko.

— Jesteś zazdrosny o Freddie'go? To przecież mały chłopiec. Do ciebie też się przytula.

— Ale jeszcze ani razu nie zasnął!

— Zaśnie jeszcze nie raz. Uwierz mi.

Wstałem i odniosłem małego blondyna do jego łóżka. Spał jak zabity, mimo że była dopiero dziewiętnasta. Był tak wymęczony. Przykryłem go i nawet nie usłyszałem komentarza Lou na temat kąpieli chłopca. Przebrałem tylko go w piżamkę i zaraz wychodziłem z jego pokoju. On sam był zmęczony emocjami tego dnia. Wróciłem do salonu, ale nie było w nim Lou. Zajrzałem do kuchni, ale tam również go nie było. Jedynym wyjściem była sypialnia. Nie myliłem się. Siedział na łóżku i nawet nie zauważył, kiedy wszedłem. Usiadłem obok niego i dopiero wtedy na mnie spojrzał.

— Harry?

Gryzło go coś. Wzrok miał rozbiegany, a ręce delikatnie mu się trzęsły. Chwyciłem go za dłonie.

— Co się stało? Jesteś zdenerwowany.

— Nie... Ja, po prostu nie wiem. — Westchnął i położył się na swoim miejscu. Złączył swoje ręce i spojrzał na sufit. — Nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie, Harry. Ty jesteś tak wspaniały, a ja...

— Brałeś leki, skarbie? — Zapytałem, a on zaprzeczył. Wstałem i szybko pomaszerowałem do kuchni. Wziąłem saszetkę i kubek wody. Wróciłem do szatyna i podałem mu wszystko. Kiwnął głową w podzięce i starł łzy z policzek. Wziął od razu wszystkie tabletki, które musiał brać i odłożył wszystko na stolik. — Nie możesz mówić takich rzeczy o sobie, kochanie. Jesteś idealny. Wszystko w tobie jest idealne. Twoja twarz, twoje oczy, twoje usta, twoje ciało. Jesteś idealny, Louis. Jak możesz mówić o sobie takie okropne rzeczy, co?

— Harry, ale...

— Nie ma 'ale' — powiedziałem i zawisłem nad nim. Jego policzka pokryły się różem, na co się uśmiechnąłem. — Jesteś wspaniały, idealny, kochany i najchętniej nie wypuszczałbym cię z objęć cały dzień. Za każdym razem, kiedy cię widzę, mam ochotę całować cię cały czas, nie wypuszczałbym cię z łóżka, gdybym tylko mógł.

Nachyliłem się bardziej. Na swoich ustach czułem niespokojny oddech młodszego. Spojrzał na mnie niepewnie. W pewnym momencie poczułem jego usta na swoich. Oddałem pocałunek jeszcze z większą pasją niż on. Naparłem na jego ciało, a on cicho jęknął w moje usta. Całowaliśmy się zachłannie, niechlujnie. Wiedziałem, że Lou potrzebował takiej chwili. Włożyłem jedną rękę pod jego koszulkę, na co zadrżał. Delikatnie uśmiechnął się i otarł się swoim kroczem o moje. Tym razem to ja jęknąłem.

— L-louis? Musimy...

— Chcę cię poczuć, Harry.

Znowu jęknął wprost w moje usta. Pocałunkami zjechałem na jego szyję, dobierając się do jego spodni. Brał urywane oddechy i cicho pojękiwał do mojego ucha.

— Musimy być bardzo cicho. Freddie śpi.

Kiwnął szybko głową. Chwycił koniec mojej koszulki i pociągnął ją do góry. Rozebrałem ją, a potem zrobiłem to samo z koszulką szatyna. Rzuciłem ją za siebie, nie przejmując się, gdzie poleciała. Rozpiąłem jego spodnie i zesunąłem je z nóg. Z moimi spodniami Louis postąpił tak samo.

— Masz lubrykant?

— Szafka, tutaj — powiedział i pokazał ręką na małą szufladę koło łóżka. Sięgnąłem tam ręką i wyciągnąłem buteleczkę. — Harry!

Przywarłem do niego ponownie. Mieliśmy tylko szczęście, że chłopiec nie przyszedł tej nocy do naszej sypialni. Wielkie szczęście.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz