Rozdział 8: HARRY

911 54 2
                                    


**

Patrzyłem na niego jak na ósmy cud świata. Jego radosne, niebieskie oczy miały w sobie ogniki radości. Usta wykrzywione w uśmiechu. Śmiał się, a ręku trzymał lampkę wina. Już druga butelka. Pizza była pyszna, komedie leciały w tle, a my nie przejmowaliśmy się nimi. Louis postanowił dzisiaj zaszaleć. On polewał wino, a potem sięgnął po pierwszą butelkę wódki. Nie żałował i z racji braku mniejszych kieliszków, wlał od wina. Upił łyk i mocno się skrzywił. Uśmiechnął się w pijacki sposób.

— Jakie to niedobre, ale chcę więcej! — powiedział i zachichotał. Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek pił więcej alkoholu, czy po prostu miał słabszą głowę. — Harry pij ze mną! Czuję się jak alkoholik, który zatapia swoje smutki! Harry, proszę!

Przybliżył się do mnie, a mi serce zabiło mocniej. Byłem tak samo pijany jak Louis. Spojrzałem na jego usta, które się poruszyły. Mówił coś, ale totalnie go nie słuchałem. Wziąłem łyka wódki i też się skrzywiłem. Nie lubiłem jej pić, ale chciałem, aby Louis na moment zapomniał o wszystkich swoich zmartwieniach. Upijałem go, upijałem siebie. Podobał mi się ten stan. Mogłem na niego patrzeć.

— Louis?

— Co się stało?! — Spojrzał na mnie szybko i ocenił sytuację pijanym wzrokiem. Trochę się chwiał.

— Co się stanie, jak cię teraz pocałuje?

Przysunął się do mnie bliżej i sam mnie pocałował. Popchnął mnie na poduchy. Słyszałem dźwięk stłuczonego szkła, a potem kolejnego. Louis usiadł na moich biodrach i pociągnął za włosy. Poruszałem ustami w tym samym rytmie. Oderwaliśmy się od siebie, na co Lou zachichotał.

— Louis chce więcej!

Zaśmiałem się, bo wiedziałem, że był już totalnie pijany, ale chwycił za butelkę i napił się z gwinta. Potem podał mi ją. Uśmiechnąłem się szeroko i pociągnąłem go do kolejnego pocałunku. Mogliśmy tego nie pamiętać na drugi dzień, a ja wolałem wykorzystać sytuacje maksymalnie. Smakował wódką, winem i... Pizzą. Może jeszcze miętą gumą do żucia, na której miał obsesję. Miał ją wszędzie! Zdecydowanie wódka złamała gumę. Oparł swoje czoło o moje.

— Od trzech lat próbuję się z tobą spotkać — powiedział i czknął. — Zawsze mi uciekasz i ja tego nie lubię...! ale.... teraz cię mam... ale nie mogę. Boję się.

Wziął kolejnego, większego łyka wódki. Spojrzał na mnie przekrwionymi oczami.

— Bardzo się boję, że kiedy ci zaufam, wszystko się popsuje. Ja... Ja bardzo cię lubię. I-i-i po prostu się boję, a ja nie chcę się bać.

Po jego policzkach popłynęły łzy, dopił alkohol i odłożył butelkę na ziemię. Chciał chwycić za kolejną, ale zdecydowanie mu zabroniłem. Położył swoją głowę na mojej klatce piersiowej i zaczął szlochać. Nie wiedziałem co miałem zrobić. Nie znałem się na tym kompletnie.

— Louis, kochanie? Spójrz na mnie.

— Nie chcę cię stracić! I... Ja dopiero cię po-poznaję i n-nie możesz!

— Lou, skarbie. Spójrz na mnie — powiedziałem, a on to zrobił. — Możesz mi zaufać. Jestem tutaj dla ciebie. Ja też bardzo się starałem, aby cię spotkać. A teraz proszę bardzo! Jesteśmy obaj pijani!

Zaśmiał się i bardziej wtulił się we mnie.

— Idziemy spać?

— Louis chce więcej pić!

— Louis nie może więcej pić. Będzie go głowa boleć. Pomogę ci rozebrać spodnie, ale musisz ze mnie zejść.

— Ale obiecujesz, że będę mógł się na tobie położyć?! — Zapytał i podniósł głowę. — Jesteś strasznie wygodny!

— Obiecuję, Lu.

Wstał ze mnie i łóżka. Zachwiał się i upadł na podłogę. Westchnąłem, kiedy zaczął się śmiać. Dopadł drugą butelkę wódki, otworzył ją i wziął łyka. Przewróciłem oczami. Jednak nie byłem tak samo pijany jak on. Podszedłem do niego, a on chwycił mocniej butelkę.

— Najpierw się rozbierzemy, a potem sobie dopijesz, dobrze?

Kiwnął głową i z moją pomocą wstał. Rozpiąłem mu spodnie i zsunąłem z nóg. Zamrugałem zaskoczony, napotykając bladoróżowe kreski na jego udach. Niektóre były świeże. Zamknąłem oczy i policzyłem do pięciu. Wstałem i z szafy wziąłem krótkie spodenki. Założył je, a potem związałem mu sznurkiem w pasie, aby mu nie spadły. Powinien czuć się bardziej komfortowo i pomyśleć, że to on się przebierał. Został w koszulce i usiadł na łóżko.

— Jestem gruby! — powiedział nagle i znów upił. — Znowu przytyłem!

— Louis, kochanie, nie jesteś gruby. Jesteś przerażająco szczupły. Dobrze, że jesz więcej.

— Nie prawda. Dziewczyny z Instagram'a mają rację! Jestem gruby i...

— Nie kończ! Dopijaj to i idziemy spać.

Przebrałem się w spodenki i inną bluzkę. Spojrzałem na Lou, który praktycznie zasypiał na siedząco.

— Ej! Ty masz inną koszulkę! Ja też chcę!

Ożywił się nagle, przez co się wystraszyłem. Rzuciłem mu mordercze spojrzenie, a on jedynie zaczął chichotać. Wziąłem jakąś bluzkę z szafy i mu podałem. Odstawił butelkę na podłogę i zaczął się siłować ze swoją koszulkę. Pomogłem mu zdjąć, a potem założyć nową. Sięgnął po prawie pustą butelkę. Otworzyłem oczy ze zdziwienia. To dziecko piło jak szalone! Usiadłem obok niego na łóżku. Oparł się o mnie.

— Naprawdę nie jestem gruby?

— Kochanie, jesteś bardzo szczupły. Bardzo mocno. Musisz mi uwierzyć. Tamte dziewczyny się nie znają.

Położyliśmy się razem, oczywiście — on na mnie. Przytuliłem go do siebie i nawet nie minęło pięć minut, a on już spał. Spojrzałem na pokój. Rozbite kieliszki, walające się ubrania, talerze, miski, puste paczki i wiele innych rzeczy. Uśmiechnąłem się, bo to był najlepszy wieczór, jaki spędziłem kiedykolwiek i do tej pory. Nie chciało mi się nawet wstać, wyłączyć telewizora. Zamknąłem oczy, cieszyłem się tym, że miałem obok siebie Lou. To było jak spełnienie marzeń. Louis mógł tego nie pamiętać. Może wykorzystałem go podle ale gdyby nie chciał, to nawet po pijaku by mnie nie pocałował. Uśmiechnąłem się i lekko się poprawiłem. Chwycił mnie mocniej i mruknął coś przez sen. Louis zdecydowanie potrzebował osoby, z którą mógłby zasypiać, która przypilnowałaby go w wielu kwestiach. Był zbyt delikatny na ten okrutny świat. Zamknąłem oczy i sen przyszedł niesamowicie szybko.

Rano obudziło mnie wyrywanie się Lou z moich ramion. Puściłem go i otworzyłem oczy. On gorączkowo pobiegł do łazienki, a później usłyszałem odgłos wymiotowania. Wstałem i poszedłem za nim.

— Wszystko dobrze?

Odgarnął włosy z twarzy i spłukał wodę w toalecie. Zamknął klapę i usiadł na niej.— Jeżeli powiem ci, że czuję się tak, jakby przejechała mnie ciężarówka i czołg to...

— Rozumiem. Wracaj do łóżka, zaraz ci przyniosę coś do zjedzenia na szybko, a potem weźmiesz coś przeciwbólowego i pójdziesz spać.

Kiwnął głową i bez żadnych problemów, zrobił to, co powiedziałem. Uśmiechnąłem się i zszedłem do kuchni. Zrobiłem szybkie tosty i miętową herbatę. Położyłem to na tacy i wziąłem pudełko mocnych tabletek na ból głowy i poszedłem z tym wszystkim do pokoju. Spojrzałem na łóżko, a Lou nie było. Odstawiłem to na szafkę i poszedłem do łazienki. Siedział na ziemi, a głowę miał położoną na zamkniętej klapie. Westchnąłem.

— Chodź, pomogę ci.

Wziąłem go na ręce i poczułem się, jakbym niósł małe dziecko. Położyłem go na łóżku i podałem mu tosty. Zjadł i wypił bez protestów. Potem dostał tabletkę i położył głowę na łóżku. Spojrzał na mnie.

— P-położysz się ze mną?

— Oczywiście, Lu.

Posunął się, aby zrobić mi miejsce. Ominąłem szkło i inny syf, i położyłem się na łóżku. Przytulił się do mnie, praktycznie znowu leżąc na mnie. Ziewnął, co też mi się udzieliło. Zasnął bardzo szybko, a ja cały czas się patrzyłem na niego. Był tak słodki jak spał. Gładziłem jego plecy, aż w końcu sam zasnąłem. Obudziłem się, dopiero kiedy poczułem, że nikogo obok mnie nie ma. Wstałem szybko i zajrzałem do łazienki. Tam nie było Lou. Zszedłem na dół i sprawdziłem salon. Tam też go nie było. Usłyszałem muzykę z kuchni. Poszedłem tam. Louis stał tam przy kuchence, zrobił coś, przy czym kręcił biodrami do piosenki Don't Stop The Music, Rihanny. Uśmiechnąłem się na ten widok i oparłem się o ścianę. Poczułem niesamowity zapach. Nie wiedziałem, skąd Lou wytrzasnął ser i makaron, ale zapach był niesamowity.

— Jezu, gotuj mi codziennie! — powiedziałem i usiadłem na krześle. Louis podskoczył i spojrzał na mnie urażony.

— Harold! Nie strasz mnie! — Krzyknął i pomachał drewnianą łyżką przed twarzą. — Wreszcie wstałeś! Jest czwarta! Bałem się, że będę cię musiał budzić!

— Głowa już cię nie boli?

— Coś ty! Ta tabletka działa cuda! Wstałem godzinę temu, byłem w sklepie po potrzebne składniki na obiad i trochę się porządziłem. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły — powiedział i obrócił się w stronę pieca.

Przygryzłem wargę i spojrzałem na jego tyłek. Cholera to było gorące. Jego tyłek w tych obcisłych spodniach.

— Nie, nie, nie. Czuj się jak u siebie.

— To dobrze, bo miałeś straszny bałagan w szafkach. Zrobiłem ci porządek.

Zaśmiałem się i podziękowałem. Jezu, on był idealny.

Chciałbym, aby tak było zawsze.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz