Rozdział 50: HARRY

494 28 6
                                    


**

Powroty były trudne. Szczególnie kiedy spędziło się naprawdę bardzo miły czas. Spojrzałem na Louis'a, który uśmiechał się bardzo mocno i nie mógł wysiedzieć w samolocie. Lecieliśmy już dobrych kilku godzin. Do lądowania zostało nam mniej niż godzina i to właśnie nakręcało Lou. Spojrzałem na swój wyłączony telefon. W internecie rozpętało się takie piekło, że woleliśmy je włączyć. A to wszystko przez naszą nieodpowiedzialność. Dlaczego podkusiło nas, aby trochę wypić? Trochę bardzo. Jawne i publicznie obściskiwanie się w Las Vegas wskazywało na jedno. Kto był na tyle szalony, aby polecieć do Vegas a nie do Londynu? Louis. Jednak podobało mi się to i mógłbym polecieć z nim gdzieś jeszcze. Louis upadł się, aby polecieć do domu. Był czwartek, a moja matka wyjeżdżała w sobotę rano, aby odpocząć w niedzielę i w poniedziałek wrócić do pracy.

Poza tym — już czułem to przesłuchanie.

— Nie mogę się doczekać, aż będziemy w domu!

— A przypadkiem sam nie mówiłeś w niedzielę, że nie chcesz tak szybko wracać? — Zapytałem z uśmiechem. Spojrzałem na niego, a on puścił mi oczko. Zaśmiałem się. — Panie Styles, co to za zachowanie?

— Proszę mi wybaczyć. Nie wiem, co we mnie wstąpiło! Mam męża i dzieci!

Chwilę zachował powagę, a potem parsknął śmiechem. Przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem. Tego mi brakowało.

— Och, pana mąż musi być wniebowzięty, mając takiego męża.

— Bardzo! Przynajmniej mam taką nadzieję!

Przygryzłem wargę i spojrzałem na niego. Miałem dla niego małą propozycję. Długo nad tym myślałem. Ja, reszta i menadżer. Lou miał niesamowity talent, był przez wielu również niedoceniony. Jego wytwórnia nie dawała mu takiej szansy, jaką mógłby dostać od naszej. Nachyliłem się nad nim.

— But if you like causing trouble up in hotel rooms, and if you like having secret little rendezvous, if you like to do the things you know that we shouldn't do... Baby, I'm perfect, baby I'm perfect for you.

— Och... — Wydusił z siebie i uśmiechnął się do mnie. — Co to?

— Nowa piosenka.

— Jak...

— Perfect. I zanim cokolwiek powiesz, zaśpiewamy ją w piątkę. Na naszej płycie.

— Poczekaj — powiedział. — Jak to naszej?

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

— Naszej. Twojej, mojej, Zayn'a, Niall'a, Liam'a. Naszej.

— Co? Nie rozumiem.

— A co tu jest dużo do rozumowania? Właśnie próbuję ci powiedzieć, że przyjęliśmy cię do zespołu — powiedziałem i poprawiłem się na siedzeniu. — Długo się nad tym wahaliśmy. Masz talent i chcę, aby został doceniony przez większą ilość osób, skarbie.

Spojrzałem na niego. Wyglądał na mocno zdziwionego. Zaśmiałem się i pochyliłem się w jego stronę ponownie.

— To co?

— Ja w One Direction?

— W piątkę będzie fajnej. No dalej, panie Styles.

Widziałem jego uśmiech. Kiwnął głową.

— Ale... Czekaj! Jak będziecie nagrywać płytę, to ja będę w trasie.

— Sky wszystko załatwiła.

Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.

— Co? Sky wiedziała?

— Oczywiście. Rozmawialiśmy o tym już od dłuższego czasu. Gdybyś się nie zgodził, uszanowałbym to. Jednak... Zgadasz się, tak?

— A czemu nie? Skoro Sky ma wszystko ułożone, to pewnie mi to nie zaszkodzi?

Uśmiechnął się do mnie. Wiedziałem, że to była dobra decyzja. Louis idealnie się do tego nadawał.

Do domu dotarliśmy dwie godziny później. Głównie przez korki na drodze. Louis od razu polecał do dzieci, prawie płacząc. Tak bardzo nie chciał jechać, później zmienił decyzję, później chciał zostać dłużej, potem nie chciał wracać, a na końcu i tak się rozpłakał przy dzieciach.

I najważniejsze — to był mój mąż!

Nie mogłem w to uwierzyć, że Louis, ułożona osoba, będzie chciała polecieć do Vegas i tam wziąć szybki ślub.

Spojrzałem na swoją matkę. Znałem to spojrzenie. To wyrażało więcej niż tysiąc słów. Uśmiechnąłem się do niej.

— Dobra. Powiedz mi, czy to, co piszę w sieci to prawda.

— Zależy co — odpowiedziałem. — Możesz sprecyzować?

— Och! Louis nazywa się Styles czy ty może jesteś Harry Tomlinson?

— Louis chciał moje nazwisko. Jeżeli bardziej podoba ci się Harry Tomlinson, to może...

— Zrobiliście to! — Krzyknęła. — Nie wierzę! Jak mogłeś Harry?! Pewnie Louis chciał normalny ślub!

— Och nie! — powiedział nagle Louis. — To ja chciałem. Wpadłem na ten pomysł, jak lecieliśmy do Paryża.

Moja matka spojrzała na Louis'a jakby zobaczyła ducha. Uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, ba! Byłem przekonany na sto procent, że nie spodziewała się takiego zachowania po szatynie. Louis był najodpowiedzialniejszy z całej naszej piątki. To był ten, który trzymał rękę na plusie. No cóż, kiedyś musiał przyjść ten jeden raz, kiedy Lou zrobi coś szalonego.

— Naprawdę? Louis Styles?

— Oczywiście. Nie chciałem dłużej czekać. Planowaliśmy ślub dopiero na ostatniego sierpnia, po mojej trasie — powiedział i szeroko się uśmiechnął. — Spokojnie. Odnowimy przysięgę wtedy i odbędzie się normalne wesele. Jeszcze opijemy moje nowe nazwisko i mojego męża, który zniósł mnie podczas ciąży z bliźniaczkami.

— Weź, przestań! Nie byłeś najgorszy.

Louis prychnął pod nosem. Chwilę posiedzieliśmy w ciszy, a potem dźwięk otwieranych drzwi zakłócił nam słuchanie, czy dzieci nie płaczą. Spojrzałem w stronę drzwi. Ashton wleciał jako pierwszy. Był bardzo wściekły.

— Ty kutasie! Publiczne obściskiwanie się jeszcze zniosę, bo to zabawne, że was przyłapali! Ale tajemniczy ślub i Louis Styles! Tego nie przetrawię! Jak mogłeś?! Chciałem cię upić na two... Waszym weselu!

— Ashton, jeszcze będziesz miał okazję. Trzydziestego pierwszego sierpnia będziemy odnawiać przysięgę i wtedy będziesz mógł mnie upić.

— Och! — Uśmiechnął się szeroko. Obrócił się na pięcie. — Chłopcy! Odnieście to! Nie będzie to potrzebne! Albo... Idźcie do ogrodu!

Louis zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł z salonu. Spojrzałem na Irwin'a, który uśmiechnął się do mnie.

— Cóż, ominęliście wesele, to wesele przyszło do was!

Zaśmiałem się, ale i tak wiedziałem, że Ash nie żartował. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, jak ktoś stawiał wielki tort na stole, na tarasie. Zmarszczyłem brwi, kiedy usłyszałem dosyć głośną muzykę. Louis chodził od osoby do osoby i uśmiechnął się bardzo szeroko. Byli tam wszyscy; reszta 5 Seconds of Summer, Niall, Liam, Zayn, nawet rodzeństwo Louis'a, moja siostra, nasi menadżerowie, kilka innych gwiazd. Urządzili sobie imprezę na naszym ogrodzie.

— Idę tego przypilnować.

Kiwnąłem szybko głową i spojrzałem na swoją matkę.

— Ty wiedziałaś o tym? — Zapytałem i skrzywiłem się na widok butelek z wódką. — Boże, przecież oni pobudzą te biedne dzieci!

— Daj spokój, Hazz! Idź do nich, pobaw się, a ja zajmę się nimi. Wasz urlop się nie skończył, a ja na życzenie Ashton'a zostaję do środy.

— Jesteś najlepsza, mamo!

— Dobra! A teraz spadaj, Hazz! Idź do swojego męża i się baw!

Uśmiechnąłem się do niej i ją przytuliłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Wszystko układało się idealnie.

Miałem idealnego męża.

Miałem idealną rodzinę.

Czego mogłem chcieć więcej?

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz