Rozdział 47: LOUIS

431 29 11
                                    

**

Byłem przerażony, zły, wściekły, smutny i szczęśliwy. Wszystko naraz.

Przerażony — wypadkiem Harry'ego.

Zły — za to, że nie jechał uważnie i wsiadł za kierownicę zły.

Wściekły — bo to była też moja wina.

Smutny — bo Hazz miał rację.

Szczęśliwy — bo nic poważnego mu się nie stało.

Krążyłem po całym salonie, aby tylko się uspokoić. Liam patrzył się na mnie, jednocześnie trzymając Lucy, która nie spała, a wcześniej płakała. Nie byłem w stanie jej uspokoić. Ba! Siebie byłem w stanie uspokoić, więc jak miałem poradzić sobie z dzieckiem?

— Usiądź, Louis, bo zaraz wydepczesz dziurę.

Spojrzałem na niego i prychnąłem. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Musiałem chodzić i nic mnie to nie obchodziło. Podskoczyłem w miejscu, kiedy zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałem, nawet nie patrząc, kto dzwoni.

— Halo?

— Louis? Um... Mógłbyś przyjechać do szpitala?

Zamarłem w miejscu.

— Co? Co się stało, Niall? O Boże, co z Harry'm?! Dlaczego ten dupek do mnie nie zadzwoni? Jestem zdenerwowany i go zabiję, jak tylko wróci! W którym jesteście szpitalu!? — Zapytałem, a on podał mi adres. Rozłączyłem się i spojrzałem na Payne. — Jadę, a ty masz na głowie trójkę moich dzieci. Jeżeli coś im się stanie, znajdę cię, chociażby na końcu świata i urwę łeb. Mam nadzieję, że bierzesz tę groźbę poważnie.

Kiwnął tylko głową, więc wziąłem klucze z komody, nie patrząc czy miałem portfel z dokumentami. Pognałem szybko do samochodu i pojechałem prosto do szpitala, gdzie miał być Harry. Zajęło mi to pół godziny. Co chwilę zatrzymywały mnie światła czy korek. Nie pędziłem jak szaleniec. Zaparkowałem byle gdzie i zamknąłem auto. Przed szpitalem czekał na mnie Zayn.

— Co z nim?

— Jest dobrze. Po prostu powiedział, że nie da się zbadać, dopóki nie przyjedziesz.

— Co za kurwa matoł! Gdzie on jest?

Zaprowadził mnie pod salę zabiegową. Bez żadnego pukania do drzwi, wszedłem tam i zobaczyłem Harry'ego. Siedział obrażony na cały świat.

— Ty matole! Musiałem zostawić dzieci pod opieką Liam'a! Co ty sobie myślisz? Najpierw ode mnie nie odbierasz i potem łaskawie każesz, uwaga! Każesz zadzwonić Niall'owi do mnie, aby powiadomić mnie, że miałeś wypadek! — Krzyknąłem niespodziewane. Podskoczył na swoim miejscu, a lekarz posłał mi uśmiech. Wyszedł z sali, pokazując na migi, że zaraz wróci. — Och! Nie odzywaj się Styles! Przez ciebie się poryczałem ze strachu! Tak to się kończy, jak jeździsz jak wariat albo zbyt dużo myślisz! Mam nadzieję, że będziesz mógł lecieć w piątek! Porozmawiamy sobie tam poważnie, bo nie chcę przy dzieciach! A teraz, jak lekarz wróci, dasz sobie zrobić to co musisz i idziemy do domu — powiedziałem, a on siedział tam z rozchylonymi ustami i szybko pokiwał głową. — Zabiję cię. Naprawdę cię zabiję. Ty jeszcze przemyśl to, czy chcesz wziąć ze mną ślub. Jak jeszcze raz mi taką akcję odwalisz i będę musiał przyjeżdżać do szpitala po ciebie, to uduszę cię przy świadkach!

Wyszedłem na korytarz i szeroko się uśmiechnąłem do lekarza, który wszedł z powrotem do pomieszczenia. Usiadłem na krzesełku i wyprostowałem plecy. Wpatrywałem się w drzwi, jakby Harry miał zaraz stamtąd uciekać.

— Wow! Słychać cię było na pół szpitala.

— O to chodziło, Niall. Dzięki — powiedziałem, kiedy podał mi kubeczek kawy. — Ja go kiedyś zabiję. Uduszę, poćwiartuję i wyślę gdzieś w kartonach. Albo dam na pożarcie fanom.

— O co wam poszło, zanim Harry wyjechał z domu?

— Co? — Zapytałem głupio. — Ach! Harry wyskoczył mi z propozycją, a raczej oznajmił mi, że ma bilety, hotel w Paryżu na cały weekend. Jak chciałem mu powiedzieć, że moje siostry przyjeżdżają, ale mnie nawet nie dopuszczał do słowa. Kiedy mu to powiedziałem, oznajmiłem również, że idę powoli się spakować, bo dziś już środa, a wyjeżdżamy w piątek. To przyszedł do sypialni i powiedział, że mam się nie pakować, że on odwoła to i powiedział, że chciał, aby było tak jak dawnej. Czy ja naprawdę go tak zaniedbałem? Staram się, jak mogę. Przebywam z nimi od rana, potem wieczorem, w dzień jestem w studiu. Zabieram tam też ich.

— Louis. Harry ma poniekąd rację. Trochę zaniedbaliście swoją relację. To, że od czasu do czasu, a tutaj rozumiem bardzo rzadko, jesteście tylko we dwoje, to ja mu się nie dziwie, że tak zareagował. Harry też potrzebuję twojej miłości i osobnej uwagi.

Pochyliłem się delikatnie do przodu. Przygryzłem wargę.

— Naprawdę? Ja... Ugh. Nie chcę zaniedbać dzieci. Dobrze wiesz, że już się źle czuję, że muszę jechać gdziekolwiek.

— Louis — powiedział poważnym tonem. — Harry potrzebuje twojej uwagi, miłości. Chce twojego czasu. Kocha cię, tęskni za tobą, nawet jak jesteś w domu. Nie wierzę, że o to zapytam, ale kiedy ostatni raz, chociażby uprawialiście seks? Wyskoczyliście gdziekolwiek, razem, bez dzieci, tylko we dwójkę?

— Och.

— No właśnie. Och. Ten pomysł na weekend podsunąłem mu akurat ja. Pomogłem też mu to wszystko zorganizować. Bardzo się na to cieszył. Jego mama wzięła specjalnie wolne z pracy. Gemma chciała, ale niestety nie mogła. Poza tym Gemma mi napisała, że Harry chciał oddać jej bilet na samolot, hotel i odpisała, że mam cię zmusić, abyś jechał. Nie chcę tego robić, więc...

Zapanowała cisza. Przełknąłem z wielkim trudem ślinę. Podskoczyłem na krześle, kiedy drzwi się otworzyły.

— Czekasz tutaj, Harold. Idę porozmawiać z lekarzem.

Mruknął coś pod nosem, ale usiadł na krześle. Zamknąłem drzwi za sobą i spojrzałem na mężczyznę w białym fartuchu. Przyjrzał mi się uważnie.

— Poproszę wszystkie informacje.

— Pański...

— Narzeczony.

— Pański narzeczony ma sześć szwów na czole. Za tydzień na ściągniecie, tutaj w moim gabinecie. Zapiszę panu na kartce.

— Nic poważnego się nie stało? — Zapytałem.

— Nie. Może wystąpić wstrząs mózgu, proszę to obserwować. W razie pogorszenia stanu proszę niezwłocznie przyjechać. Poza tym jest trochę obity. Miał szczęście, że zapiął pasy.

— Czy Harry może lecieć samolotem?

— Oczywiście. To tylko szwy, nic poważnego.

Podziękowałem za informację, zabrałem kartkę i wyszedłem, mówiąc „Do widzenia". Spojrzałem na Niall'a, Zayn'a i Harry'ego, który nadal wyglądał, jakby był obrażony na cały świat.

— Harold. Do samochodu. Porozmawiamy sobie później. Dzieci czekają — powiedziałem i zmrużyłem oczy. — Nie wkurzaj mnie. Nawet nie piśnij słówkiem. Jazda do auta!

Wstał i ruszył przodem. Spojrzałem na Zayn'a i Niall'a.

— Zobaczymy się później, chłopaki! Wpadnijcie na piwo, oczywiście bezalkoholowe i film!

Z uśmiechem ruszyłem na Styles'm, który był nieświadomy tego, co czekało go w domu.

A czekała go niezła wojna. On jeszcze nigdy nie wdział wkurzonego Louis'a.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz