Rozdział 46: HARRY

441 34 0
                                    

**

Nie było słów, aby opisać to, jak bardzo dumny byłem z Louis'a. Widziałem, jak ciężko pracował, starał się narobić ten czas, kiedy nie był obecny. Co chwilę rzucał coś nowego na media społecznościowe, robił live i jeździł na wywiady. Miał też czas dla nas. Spędzał z nami każdy wieczór, usypiał dziewczynki, Freddie'go, a ja coraz poważniej myślałem nad krótkimi wakacjami. Louis mówił tamtego weekendu, zakrywając się wywiadami i pracą. Jednak wiedziałem, że bał się zostawić Ashley, Lucy I Freddie'go, chociażby na cały dzień. Byłem pod wrażeniem, że wytrzymywał te kilka godzin, kiedy musiał jechać do studia, Sky czy na wywiad. Nadal byłem za tym, że jeden weekend nikomu nie zaszkodzi, a Louis mógł wtedy odpocząć od telefonu, hałasu i porządnie się wyspać. Czasami wstawał o nieludzkich porach i musiał pędzić do studia, aby podpisywać płyty. Oczywiście, że się wyrobił i w dzień premiery chodził dumny jak paw. Widziałem też liczbę zamówień w dniu premiery. Poprosił mnie też o podpisanie paru zdjęć. Nie tylko mnie, bo reszta naszych przyjaciół też zaczęli podpisywać, a Louis wstawił zdjęcie na Instagram. Odzew był niesamowity. Fani naprawdę się cieszyli, że Louis wrócił do żywych. Były komentarze od fanów, aby Louis pokazał dzieci. Jednak wszystko wytłumaczył, że dopóki może, będzie chronić prywatność blondynek.

— Louis — powiedziałem i usiadłem obok niego. — Odłożysz telefon i spojrzysz na mnie?

— O co chodzi? — Zapytał. — Harry, muszę dodać to na...

Zabrałem mu telefon i zablokowałem.

— Porozmawiasz teraz ze mną. Musimy porozmawiać.

— Dobrze. O co chodzi? Zrobiłem coś źle? Przepraszam, że spędzam tak dużo czas poza domem i bez dzieci. Ja... Okay. Poprawię się. Nie bądź zły.

Rozszerzyłem oczy i spojrzałem na niego zaskoczony. Skąd on to wziął?

— Co? Chwila. Louis! Nie chodzi o to! — powiedziałem natychmiast. — Chciałem ci powiedzieć, że mam zarezerwowałem hotel w Paryżu na weekend, mam bilety zabukowane, moja mama będzie tutaj jutro, masz wolny piątek, sobotę oraz niedzielę, wiem to od Sky. Walizka czeka koło szafy, pakuj się i wylatujemy.

— Co? Harry, ale...

— Skarbie. Mówiłem ci już. Nie zgodziłeś się na tamten weekend za miastem, więc jedziemy do Paryża. To tylko trochę ponad godzina lotu. Wylecimy w piątek wieczorem, spędzimy tam całą sobotę oraz niedzielę. Będziemy w domu przed dwunastą w nocy, w niedzielę.

— Ale...

— Mam cię siłą zaciągnąć? Potrzebujesz trochę relaksu. Bez telefonu. Odpoczniemy i przyjedziemy gotowi na dalszą pracę.

— No, ale...

— Louis, nie ma „ale".

— Jesteś nieznośny! — powiedział i wstał. — Chciałem ci tylko powiedzieć, ze w ten weekend miało przyjechać moje rodzeństwo. Nic więcej, ale okay, napiszę do nich, że nas nie będzie. Poznają twoją mamę i tyle. Dziewczynki niedługo się obudzą. To ich pora jedzenia. Możesz zrobić im już mleko? Pójdę zacząć się pakować.

Wyszedł, zanim cokolwiek powiedziałem. Nie wiedziałem, czy był zły. Mogłem go uprzedzić, ale wiedziałem, że wtedy na sto procent się wymiga. Ja naprawdę chciałem spędzić z nim trochę czasu. On ciągle był zabiegany. Rozumiałem, że trasa, płyta, konkursy, inne rzeczy, dzieci. Jednak chciałem go trochę do siebie. Westchnąłem i wstałem. W kuchni zrobiłem mleko dla Lucy i Ash. Czułem coraz większe wyrzuty sumienia. Ruszyłem w stronę sypialni, gdzie powinien być Lou.

— Louis?

— Co? — Obrócił się do mnie. Był zły. — Co się stało?

— Nie pakuj się. Nigdzie nie jedziemy — powiedziałem i odłożyłem butelki na komodę. — Po prostu... Myślałem, że jak pojedziemy gdzieś razem we dwójkę, spędzimy czas razem, będzie tak jak wcześniej. Nie ważne, odwołam rezerwację. Nie przejmuj się. Słyszałem, że miałeś mieć wywiad w sobotę, ale Sky specjalnie go odwołała.

Louis nic nie powiedział, więc wyszedłem i skierowałem się do salonu, gdzie miałem telefon. Bolało mnie serce, naprawdę mnie bolało, ale musiałem to zdusić. Louis teraz miał inne priorytety w życiu. Trasa, płyta, wywiady, dzieci. Może moja siostra z mężem ucieszyłaby się na ten wyjazd? Napisałem jej wiadomość, aby szykowała tyłek na piątek. Chwyciłem klucze od samochodu i portfel z komody w korytarzu. Włożyłem buty i wyszedłem. Musiałem pobyć sam, poza tym, zakupy w sklepie nie robiły się same. Powoli kończyło się mleko, więc trzeba było jechać i dokupić. Przygryzłem wargę, kiedy spojrzałem na dom.

Co, jeśli, zniszczyłem Louis'owi plany na życie swoją osobą, potem dziećmi?

Co, jeśli, Louis chciał się rozwijać, pracował nad płytą bardzo długo i pojawiłem się ja, który przekreślił wszystko?

Co, jeśli, Louis miał mi to za złe?

Czułem coraz większe wyrzuty sumienia. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku sklepu. Musiałem chwilę pomyśleć.

To było niemal pewne, że zniszczyłem mu plany, ale nie chciał się do tego przyznawać. Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Byłem na siebie wściekły. Tak bardzo zły. Jak mogłem być tak egoistyczny? Musiałem się zamyślić i to bardzo mocno, bo nie zdążyłem zareagować, kiedy jeden samochód zaczął hamować. Rozszerzyłem oczy i skręciłem szybko w prawo, uderzając w lampę. Szarpnęło mną do przodu i uderzyłem całym sobą w kierownicę i przednią szybkę.

— Kurwa mać!

Dotknąłem swojego czoła i niemal jęknąłem, kiedy zobaczyłem krew na dłoni. Odszukałem szybko swojego telefonu. Byłem w takim szoku, że udało mi się wybrać numer do Niall'a. Odebrał natychmiast.

— Har...

— Kurwa. Miałem wypadek.

— Co!? Gdzie?! Co się stało? Pojebało cię? Dzwoń na karetkę, a nie do mnie!

— Musisz przyjechać. To blisko marketu, gdzie zawsze jeżdżę.

Rozłączyłem się i odpiąłem pas. Wyszedłem z samochodu i niemal jęknąłem, kiedy zobaczyłem tych wszystkich ludzi. Czy ich powaliło? Pierwszy raz wiedzieli wypadek? Oparłem się o samochód, który pewnie nadawał się tylko do naprawy albo w kontener.

— Karetka zaraz przyjedzie, proszę chusteczkę. Ta krew coraz mocniej zaczyna lecieć — powiedziała jakaś młoda kobieta, która natychmiast znalazła się przy mnie. — Spokojnie, jestem lekarzem. Wiem, co robię.

Chciałem prychnąć na jej słowa, ale przyjąłem chusteczkę i przyłożyłem ją do czoła. Nie mogło być lepiej, naprawdę, pomyślałem. Jezu Chryste, Louis mnie zabije. Wyprostowałem się natychmiast.

— Wszystko dobrze? Strasznie zbladłeś.

— Louis mnie zabije. Boże — jęknąłem. — On mnie żywcem zakopie w ogrodzie.

— Nie będzie tak źle, proszę mi uwierzyć. Musisz gdzieś usiąść, zaraz mi zemdlejesz.

— Nie, nie. Będzie dobrze. Zaraz przyjedzie mój przyjaciel.

Kiwnęła głowa i cierpliwie przy mnie stała. Ja nadal myślałem o tym, że Louis mnie zabije. To było pewne. Zawsze mi powtarzał, abym jeździł rozważnie, a ja nigdy go nie słuchałem.

Nie posłuchałem również tej kobiety. Mogłem iść usiąść, naprawdę. Długo nie trwało i kiedy zobaczyłem Niall'a razem z Zayn'em, zrobiło mi się niedobrze i zakręciło mi się głowie.

— Harry?

Tylko tyle usłyszałem i potem zemdlałem.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz