Rozdział 11: LOUIS

859 57 6
                                    


**

Czułem się lekko. Naprawdę. Gdybym mógł, skakałbym aż po sufit, a może jeszcze dalej. Ostatni tydzień był mocno emocjonujący. Wyjazd moich przyjaciół do Australii, korzystali z przerwy, którą mieli, powiedziałem Niall'owi o moich wszystkich problemach. Przyjął to niesamowicie dobrze. Obiecał nawet mi pomóc ze wszystkim. Powiedział też, że powinienem powiedzieć to Harry'emu, bo widzi to, co jest pomiędzy nami i szczerze wierzy, że nam się uda i nic nas nie pokona. To było tak cudowne i słodki. Potem był wywiad. Cholernie się stresowałem, bo miałem tyle wiadomości do przekazania. Tak jak się spodziewałem, spłynął na mnie hejt. Wyjaśniłem to i owo wszystkim na instagram'ie, przez co poleciał jeszcze większy hejt. Nie przejmowałem się tym, bo... Dobra, przejmowałem się tym bardzo mocno, bo w końcu to moi fani tak na mnie nagadali. Ja chciałem dobrze, aby każdy miał jakąkolwiek szansę spotkania mnie — czy to na koncercie, czy to prywatnie. Musiałem się strasznie nagimnastykować, aby ubłagać o dwa konkursy. Miałem napięty grafik w tym roku i to naprawdę było zbyt dużo jak na moje siły, jednak ja to chciałem i zrobiłbym wszystko dla swoich fanów. Wisienką na torcie były ciągle spotkania z Harry'm.

Skurwiel był tak cholernie przystojny i gorący, że nie mogłem od niego oderwać oczu.

Zastanawiałem się nad tym cały tydzień. Po rozmowie z Ashton'em oraz z Niall'em postanowiłem najpierw powiedzieć to wszystko Harry'emu, a potem Luke'owi, Michael'owi oraz Calum'owi. Na Zayn'a oraz Liam'a było za wcześniej. Nie spędzałem z nimi tyle czasu, aby dobrze ich poznać. Bałem się i dlatego na razie nie chciałem im tego mówić. Nie ufałem im na tyle jak Harry'emu. Moje serce mówiło jedno, a rozum i zdrowy rozsądek drugie.

Stałem w sklepie i patrzyłem na półkę z alkoholami. Potrzebowałem mocnego kopa, który pomoże mi to wszystko powiedzieć jak na spowiedzi. Byłem cholernie słaby psychicznie i emocjonalnie, że bez dawki alkoholu nie mogłem tego mówić. Przez Niall'em otworzyłem się bez tego, ale bardzo zależało mi na brunecie i nie chciałem tego psuć. Ba! Bałem się, że po tym wszystkim, odsunie się ode mnie i nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Westchnąłem i zabrałem to wino, które piliśmy ostatnio. Chwyciłem telefon, który zawibrował mi w kieszeni.

Hazz: Słodkie, pizza, chińszczyzna, sushi czy może wszystko naraz?

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo za każdym razem, kiedy on przychodził do mnie miał ze sobą pełno jedzenia, jakby wiedział, że powinienem jeść więcej. Nie podobało mi się to, że przytyłem trzy kilo, ale najwyraźniej Harry'emu sprawiało to przyjemność. Musiałem się wybrać po prostu na siłownie, aby to zgubić.

Ja: Bierz, co chcesz, ja zrobię zapiekanki, te co ostatnio. Podobno ci ostatnio smakowało.

Hazz: Słodkie i pizza. Widzimy się za dwie godzinny. Ily ♥

Westchnąłem i nic nie odpisałem. Gdyby wysłałby mi serduszko dwa tygodnie temu, pewnie skakałbym z radości jak małe dziecko. Teraz byłem do tego przyzwyczajony. Harry wysyłał mi je przy każdej okazji. Spojrzałem na jedną butelkę wina i wziąłem jeszcze drugą. Czekała mnie cholernie stresująca rozmowa, a ja nie chciałem czuć stresu. Słodkie wino było najlepsze do tego. Zrobiłem większe zakupy od razu do domu. Większe zapasy, przez co spędziłem na zakupach więcej czasu, niż było to potrzebne. Spotkałem fanów, którzy prosili o zdjęcie i chwalili moje poczynania. Jedna z nich powiedziała, że wystarczy jej to, że będzie mogła mnie usłyszeć na żywo. Uśmiechnąłem się i podziękowałem za takie wsparcie. Mówiła też, abym nie przejmował się hejtem i robił dalej to, co planowałem. Właśnie tacy fani byli najlepsi. Wspierali mimo wszystko.

— To cudowne, że są jeszcze tacy ludzie na świecie, jak ty — powiedziała i mocno mnie przytuliła. To było dla mnie coś nowego. — Robią wszystko, aby innym było dobrze. Dlaczego zrezygnowałeś z wakacji? Jak tylko spotkam Harry'ego to powiem, aby cię zabrał gdzieś na jakieś super wakacje, abyś sobie odpoczął. O! Niech zabierze ci telefon i wtedy nie będziesz się niczym przejmować. Super ludzie powinni mieć dobrze. Ty też Louis, ty jesteś ponad tych super ludzi.

Uśmiechnąłem się i starałem się nie popłakać. Zaśmiałem się nerwowo. Och, oszukiwałem swoich fanów.

— To nic. Mam dla was dużo niespodzianek i nie mogę z tego zrezygnować, bo potrzebne mi wakacje. Kiedy znajdzie się czas to, na sto procent pojadę gdzieś do ciepłego kraju i powstawiam zdjęcia na Instagram. Jest dobrze, jak wiem, że moi fani mają dobrze.

Uśmiechnąłem się słabo. Widziałem jej spojrzenie. Wiedziała, że oszukiwałem.

— Może oszukasz najbliższych, ale fanów, którzy obserwują cię całe swoje życie, to na pewno nie. Wiem, że cierpisz i wiem, że Harry jest dla ciebie lekarstwem. Trzymaj go blisko siebie, bo wiem, że wy... Wy do siebie pasujcie — powiedziała i chwyciła trzy czekolady. — Och i Harry lubi te, jakbyś się zastanawiał. Uwielbia białą czekoladę. I te praliny, które robi, też są pycha. Może ci kiedyś zrobił.

— To on te czekoladki robi?! Jezu! A ja się mu pytałem, gdzie je kupił!

Zaśmiała się i pożegnała się ze mną, jeszcze raz mnie przytulając. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem, co powiedzieć i co zrobić. Jedna fanka mnie rozgryzła. Fani widzą wszystko. Dokończyłem zakupy i zapakowałem je do auta. Droga do mieszkania zajęła mi krótką chwilę. Byłem zdziwiony, bo kroki o tej godzinie, jeszcze w centrum Londynu, były codziennością, a tego dnia ich nie było. Zaparkowałem w parkingu podziemnym i chwyciłem wszystkie torby i ruszyłem do windy. Miałem jeszcze godzinę do przyjazdu Harry'ego, więc było to dosyć mało czasu. Musiałem ogarnąć mieszkanie, zrobić zapiekanki oraz wskoczyć pod prysznic. Rozpakowywanie zakupów zostawiłem na później, mogły leżeć w kuchni. Od zarobienia ciasta do wstawienia zapiekanek minęło mi pół godziny. Nastawiłem minutnik na dwadzieścia pięć minut i w ekspresowym tempie zacząłem sprzątać, chociażby salon. Musiałem pozbierać karki z tekstami piosenek, schowałem swoją gitarę i odstawiłem laptopa na półkę. Popędziłem do łazienki i w biegu się rozbierałem. Rzuciłem ubrania na kosz, totalnie zapominając o tych na zmianę. Umyłem szybko ciało i włosy. Nie zajęło mi to nawet dziesięć minut, więc byłem zdziwiony. Wytarłem włosy i rozglądnąłem się za czystymi ubraniami.

— Cholera — powiedziałem i owinąłem się ręcznikiem w pasie. Popędziłem do sypialni, w tym samym czasie zaczął minutnik dzwonić, a potem dzwonek do drzwi. Najpierw wyłączyłem piekarnik, a potem spojrzałem przez wizjer. Harry. Cholera. Otworzyłem drzwi, nie zdając sobie sprawę, jak bardzo mogło to odbić się na nas dwóch. — Przepraszam, Harry! Nie wyrobiłem się i zaraz pójdę się ubrać, cholera jasna! Proszę cię, idź wyciąg te zapiekanki z piekarnika! Tylko się nie poparz, bo cię zabiję! Zaraz wracam!

Wbiegłem do sypialni i wyciągnąłem z komody bokserki, które najpierw założyłem. Ręcznik rzuciłem na podłogę i wyciągnąłem jakąś bardzo luźną koszulkę z krótkim. Nie miałem co się męczyć z ciasnymi dżinsami, dlatego założyłem dresy. Westchnąłem i założyłem szare spodnie. Wróciłem do kuchni. Harry wyciągnął te nieszczęsne zapiekanki.

— Dzięki Bogu się nie przypaliły. Cholera nie mogłem się wyrobić, mimo że nie było korków. Fani zatrzymali mnie w sklepie, ale zdążyłem, chociaż posprzątać w salonie, aby nie było takiego syfu. Mam gdzieś w tych siatkach białą czekoladę dla ciebie — powiedziałem praktycznie na jednym oddechu i na niego nie patrząc. — I dlaczego ty dupku, nie powiedziałeś, że te praliny, którymi się opycham, są twojej roboty!? One są tak pyszne, że...

— Louis William Tomlinson! Co ty masz na rękach?!

Spojrzałem na niego. Przyglądał mi się w szoku. Spojrzałem na swoje ręce. Cholera jasna!

— Ugh, Harry to nic.

— Nic?! Na nogach zabrakło ci miejsca?!

Spojrzałem na niego. Miał łzy w oczach.

— Ale... Harry...

— Nie, Louis. O tym na nogach wiem od prawie dwóch tygodni. Dlaczego to robisz?

Przygryzłem wargę i spuściłem głowę w dół. Podszedł do mnie i przytulił.

— Dobrze wiesz, że możesz przyjść do mnie w każdej potrzebie. Możesz zadzwonić do mnie, ja przyjdę w ciągu trzydziestu minut, a ty możesz wpadać bez ostrzeżenia. Dlaczego Lu?

— Wiesz dlaczego? — Zapytałem i wyrwałem mu się. — Mam dość cholernego życia i chcę się wykończyć! Dlatego! Moje leki mi nie pomagają, znowu czuję... To odrętwienie. Ja go nie chcę, Harry. Chcę żyć jak normalny człowiek, który ma czas na wszystko. Ta dwuletnia przerwa miała mi pomóc, miałem się skupić na tym, co siedzi we mnie, ale nie umiałem nawet otworzyć się przed psychologiem, a potem psychiatra bez żadnej rozmowy przepisał mi leki, które z początku przynosiły jakieś efekty. Wysypiałem się, było mi dobrze, cieszyłem się z życia, które mam. A teraz? Gdyby nie to, że mam trasę, mam płytę i mam ciebie, dawno zakończyłbym to wszystko. To życie jest dla mnie destrukcyjne. Ja sam siebie wykańczam i dlatego odtrącam od siebie ludzi. Niall... On wie, on... On jest jedynym, który wiedział o wszystkim poza Ashton'em. Obaj mi mówili, abym ci powiedział. Nawet własna fanka powiedziała, że mam zrobić wszystko, abyś był obok mnie, bo widzi, że jesteś dla mnie lekarstwem. A ja się kurwa boję! Nikt tego nie rozumie, bo boję się, że po tym, co mogę ci powiedzieć, to cię stracę. Jestem jednym, wielkim i pierdolonym problemem. I...

— Nie mów tak, Louis. Zostałem już dwa razy ostrzegany, że mam postępować delikatnie i nie wyduszać z ciebie żadnych informacji, ale teraz musisz mi powiedzieć. Nie możesz robić sobie krzywdy, kochanie.

Spojrzałem na niego z łzami w oczach. Miał rację. Nie mogłem robić, ale nie umiałem przestać.

— Pierdolę to, że nie ma przyzwoitej godziny. Potrzebuję wino.

Harry zaśmiał się i wyciągnął dwa kieliszki. Chwyciłem dwie butelki z torby i poszliśmy do salonu. Odkręcił butelkę i wlał prawie do pełna. Wziąłem dużego łyka i spojrzałem na niego.

— Jeżeli nie chcesz mi tego mówić, możemy robić to małymi kroczkami. Nie musisz tego mówić...

— Ale ja chcę. To mnie niszczy, Harry.

Perfect → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz