Drzwi do domu były otwarte, ale w środku panowała cisza. Siedem minut po pierwszej. Namjoon zapewne spał.
Yoongi przekręcił zamek, po cichu zdjął kurtkę i buty i poszedł do swojego pokoju. Zapalił lampkę stojącą na biurku.
Szkło zniknęło.
Położył się do łóżka.
***
- Hyung-nim... - odezwał się Jimin niepewnie, siadając obok Seokjina.
- O, hej. Myślałem, że zmienili ci też wtorkowy plan i że już nie będziemy mieć razem dodatkowych zajęć. Co tam?
- Okej - młodszy nie był zbyt wylewny. - Hyung-nim, nie wiesz może, dlaczego Yoongi-hyung nie przyszedł do szkoły?
- Nie, nie pisałem do niego dzisiaj, ale pewnie zaspał, w końcu wczoraj gdzieś się szlajał po nocy - Seokjin wzruszył tylko ramionami.
- Co? - Jimin lekko się zdziwił.
- No, przecież Namjoonie mówił na stołówce, nie słuchałeś?
Nie słuchał.
- Wiesz, hyung-nim... nie za bardzo.
- Ostatnio chodzisz jakiś dziwny, co się dzieje?
- To tylko takie gorsze dni - młodszy machnął ręką. - Nic takiego.
- Joonie mówił, że o coś się pokłócili, a później Yoongi porozbijał szklanki i wyszedł z domu.
Jimin poczuł jak zasycha mu w gardle.
- Jakie szklanki? Hyung, a może mu się coś stało?
- Nie, coś ty. Namjoonie to posprzątał, a później Yoongi wrócił i się położył. Na bank nie nastawił budzika, dlatego go nie ma, mogę się założyć. Poza tym może zadzwoń do niego, jeśli tak bardzo chcesz.
Jimin wolał teraz tego nie robić.
- Dobrze, później zadzwonię. Co tam dzisiaj mamy? - rzucił okiem na podręcznik do angielskiego, który leżał otwarty na kolanach starszego, byleby tylko zmienić temat.
***
Nie mógł znaleźć drogi, przez co błądził po alejkach na tyle długo, że zdążył zmarznąć, zanim w ogóle dotarł na miejsce. Nie pamiętał, kiedy należało skręcić, więc właził na każdą ścieżkę po kolei. Żałował, że nie rozglądał się wtedy nieco bardziej. Jedyne co pamiętał z tamtego dnia, jeśli chodzi o widoki, to plecy Jimina i złote litery. Było wówczas zbyt ciemno, żeby w ogóle widział cokolwiek innego.
Dla większości ludzi cmentarz nocą był o wiele bardziej smutny i przerażający; dla Yoongiego był taki za dnia. Kiedy przechodził przez bramę, zdał sobie sprawę, że ledwo może ogarnąć go wzrokiem. Setki grobów, setki trumien, setki ciał, setki dusz. W nocy nie widział praktycznie nic, teraz widział wszystko. Świadomość ogromu cmentarza oraz świadomość cierpienia i bólu tych wszystkich zmarłych napawała go niepokojem. Bo nie wierzył w to, że śmierć jest łagodna, a już tym bardziej przyjemna.
Chodził więc tak między pomnikami, rozglądając się, choć wcale nie chciał tego robić, niemal słysząc pojękiwania lub krzyki tych ludzi wtedy, lata temu, gdy znaleźli się w obliczu śmierci, aż w końcu znalazł to miejsce. Znajome bliźniacze nagrobki, bliźniacze krzaczki i mały grób po środku.
Park Jisung. Park Shinyeong. Park Jiyoon.
- Dzień dobry - powiedział i ukłonił się.
Groby nie były odśnieżone.